kajka vel Etna - i bardzo dobrze, że zwracasz uwagę. Ktoś musi mnie sprowadzać raz po raz do parteru, żebym nie popadła w samozachwyt ;D
Nimue - no ba, Voldemort nie byłby sobą, gdyby wciąż czegoś nie knuł, prawda?;) Poza tym trudno mu zrozumieć coś, czego przecież nigdy nie doświadczył. Pozostaje mieć nadzieję, że jakimś cudem na to wpadnie.
Lauviah - a wiesz, że sama nie wierzyłam w to, że pozwoliłam Evanowi zdominować Marco? Mam już nawet niecne plany na przyszłość, ale o tym na razie sza;) Co do Toma... ano, zapomniał. Kto wie jakie będą tego konsekwencje...
peszek09 - witam i dziękuję za miłą opinię;)
Mariposa - doszłam do wniosku, że to właśnie ten sztylet mi nie pasował, bo zapomniałam czegoś dodać, ale w zasadzie to bez tego wyszło nawet lepiej niż planowałam. Poukładałam sobie wszystko w głowie i wiem już jak to dalej rozegram, ha!;)
Spojrzenie zabójcy - dzięki;) Szczerze mówiąc ja też nie mogę doczekać się tego momentu, bo nabazgrałam sobie niedawno właśnie ten fragment. Powoli się do niego zbliżamy. Tak w ogóle, to masz świetny nick;)
Czarna - spoko, mnie też to dobija. Uzbierało mi się całkiem sporo zaległości na opowiadaniach, które czytam, muszę to jakoś nadrobić. I jasne, będę dalej informować;)
Revian - eee tam, nieważne kiedy, ważne że jest ;D Zaskoczyłam? To dobrze, lubię zaskakiwać;) Co do Toma... jak już to napisałam wyżej, on nie byłby sobą, gdyby czegoś nie knuł, no nie?;) Tak swoją drogą, faktycznie dziwny ten wyskok blogspota. No nic, ważne, że dało radę.
Kawaii-Neko - ojoj, mam nadzieję, że już Ci lepiej? W sumie ja też chora, ale nie tak poważnie. Nie wychorowałam się porządnie i tak to się za mną wlecze już z dobre dwa miesiące -.-
Okej, ktoś zwrócił uwagę na czcionkę. Pokombinowałam trochę i mam nadzieję, że ta jest lepsza, chociaż jeśli chcecie, to mogę zmienić na inną. Grunt, żeby to Wam się dobrze czytało;) Jakby co, to pisać.
Czas mnie goni i wstawiam rozdział właściwie na szybko, więc wybaczcie jeśli przeoczyłam jakieś błędy i śmiało mi je wytykajcie;)
Miłego czytania!
Wężomowa
***
Harry stał na dziedzińcu, wpatrując się w wirujące wokół płatki śniegu, które przykrywały powoli błonia puchatą kołdrą, osiadając przy okazji na jego włosach oraz czarnym, wełnianym swetrze. Nie było mu zimno, choć nie miał na sobie płaszcza ani nawet szaty. Jedynie szyję opatulił grubym, zielonym szalem, który dostał w prezencie od Tonks. Westchnął głęboko, obserwując wydobywającą się z jego ust parę. Czubkiem buta rysował na podłożu skomplikowane wzory. Czuł się źle. Bardzo, bardzo źle. Podminowany, zdezorientowany, okropnie niespokojny. Minęło kilka dni. Dokładnie pięć, straszliwie dłużących się dni, które stały się dla niego istną torturą. Chodził z kąta w kąt, nie mogąc znaleźć sobie miejsca, włócząc się niczym zombie nie tylko po korytarzach Hogwartu, ale także Czarnego Dworu, warcząc zarówno na uczniów, jak i śmierciożerców. Śmiało można stwierdzić, iż niejedna osoba padła ofiarą jego narastającej frustracji. Doszło już nawet do tego, że większość zwolenników Voldemorta znikała w tajemniczy sposób, kiedy tylko pojawiał się na horyzoncie, krocząc w ich stronę niczym chmura gradowa, zwiastująca nadciągającą nawałnicę. Wydawało się, że już do perfekcji opanowali oni schodzenie mu z drogi, zwłaszcza od incydentu z Glizdogonem, który to nierozważnie zapytał Pottera dlaczego ten podpalił biblioteczkę. No cóż, biedny Pettigrew nie mógł przewidzieć, iż to z pozoru niewinne pytanie wywoła burzę z piorunami. Evan stwierdził później, że Peter i tak miał wyjątkowe szczęście kończąc jedynie z wyjątkowo paskudną wysypką i piekącymi bąblami, których nie był w stanie pozbyć się przez kilkanaście godzin, gdyż nie chciały ustąpić nawet po zaaplikowaniu najlepszych maści Severusa. W zasadzie wyglądało na to, że wyłącznie Rosier i Marco mogli zbliżyć się do Pottera na dość bliską odległość, wychodząc z tego bez żadnego szwanku. I tylko oni znali powód takiego zachowania Ślizgona.
A powód był prosty.
Otóż Czarny Pan zachowywał się w stosunku do niego dokładnie tak jak wcześniej, zupełnie jakby nic się pomiędzy nimi nie wydarzyło. Harry'ego, który praktycznie bez ustanku rozmyślał o pamiętnym pocałunku nad jeziorem, pragnąc ponownie zaznać upajającej bliskości Voldemorta, doprowadzało to niemal do szaleństwa. Chciał go, tak bardzo, aż do bólu. Wciąż jeszcze przechodziły go dreszcze na wspomnienie cudownego wieczoru. Tymczasem postępowanie czarnoksiężnika doprowadzało chłopaka do stanu, w którym gotów był już niemalże błagać go o choćby chwilę uwagi. O to, by ponownie wtulić się w silne ramiona, zatopić w szkarłatnym spojrzeniu, całować kuszące usta...
Potter jęknął, kryjąc twarz w dłoniach. Napawało go to przerażeniem. Naprawdę mógłby to zrobić? Nie. Nie ma mowy. Tyle godności jeszcze w sobie ma. Tylko na jak długo mu jej wystarczy? Jeżeli to się nie skończy, jeśli Tom dalej będzie ignorował ich pocałunek, udając, że nic się nie stało, to rzeczywiście w końcu zwariuje. Pokręcił ze zrezygnowaniem głową. Może jednak warto posłuchać rady Rosiera? Na początku uznał ją za bezsensowną, ale przecież mężczyzna nie kazałby mu zachowywać się tak, a nie inaczej, gdyby miało okazać się to zupełnie bezcelowe, prawda? No i Marco go poparł. Poza tym w świetle ostatnich wydarzeń... Co mu szkodzi? Gorzej być już chyba nie może. Tak. Zrobi to. Nie będzie bezczynnie czekał, aż Tom łaskawie zwróci na niego uwagę. Nie pozwoli sobie więcej na okazanie słabości. W zasadzie, jak tak o tym rozmyślał, to doszedł do wniosku, że jego ostatnie zachowanie z każdą kolejną chwilą stawało się coraz bardziej żałosne. Czy on sam chciałby kogoś takiego? Oczywiście, że nie!
Ruszył z miejsca, rozpoczynając szaleńczą wędrówkę po dziedzińcu, nie zważając na uczniów, którzy umykali z jego drogi, posyłając mu co najmniej zdezorientowane spojrzenia.
Tak być nie może. Na litość Salazara, jest przecież prawą ręką Voldemorta! To on, Harry, został okrzyknięty przez "Proroka Codziennego" Lordem Śmierci. Najwyższy czas wziąć się w garść. Będzie grał. Udawał, że wszystko jest w porządku. Ma to w końcu opanowane do perfekcji, prawda? Nie pozwoli się sobą bawić. Co prawda był boleśnie świadom, że zgodzi się na wszystko, czego tylko Tom zapragnie, że wystarczy, by ten kiwnął palcem, a Harry gotów byłby spełnić każde, najbardziej wymyślne życzenie, lecz jednocześnie nie chciał stać się dla niego zwykłą zabawką. Przedmiotem, który można odrzucić w kąt, gdy się znudzi. Nie zniósłby tego. Wiedział, że to trudne. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że przed nim bardzo długa i wyboista droga, ale obecnie nie miał już nic do stracenia. Rozumiał swoje pragnienia i nie miał zamiaru tak po prostu z nich zrezygnować. Co z tego, że porywa się z motyką na słońce? Czekająca go nagroda warta jest każdego wysiłku. Dokona tego. Musi. Bo jego serce bije już teraz tylko w jednym celu.
Zmrużył oczy, kiedy na jego twarz wpłynął złośliwy, pełen zdecydowania uśmiech. Tak, zacznie od dzisiaj. Od teraz. Zawrócił nagle, wchodząc do zamku. Wparował do Wielkiej Sali, gdzie trwała właśnie kolacja, a kiedy nie dostrzegł przyjaciół, po prostu wyszedł, kierując się do Pokoju Życzeń. Zrobiło mu się odrobinę głupio, że tak ich ostatnio zaniedbał. Widział ich zaniepokojone twarze, ukradkowe zerknięcia, niepewną wymianę spojrzeń. Mimo to żaden z nich się nie wtrącał, czekając aż sam postanowi podzielić się swym problemem. Był im za to wdzięczny. Po Gryfonach, natrętnie wściubiających nosa w nie swoje sprawy, powściągliwość Ślizgonów okazała się dla Harry'ego prawdziwym darem. Co prawda dalej nie miał zamiaru wyjawiać im powodów swej frustracji, bo niby co miałby im powiedzieć? Słuchajcie, zakochałem się w Czarnym Panu? Dobre sobie. Chociaż w sumie... Mógł zaufać Theo. W momencie, kiedy pomyślał o chłopaku, napadła go fala wyrzutów sumienia. Theo... Jak mógł go tak odsunąć? Przecież do tej pory byli praktycznie nierozłączni. Nie chciał, by to wszystko odbiło się na ich relacji. Musi spędzać ze Ślizgonami więcej czasu, szczególnie z Nottem. Z tym postanowieniem dotarł w końcu na siódme piętro, wchodząc do ukrytego pomieszczenia. Nie mylił się. Siedzieli tam we czwórkę, przy kartach i Ognistej. Był nawet Ryan, który z czasem oswoił się z myślą, że przyjaźni się ze śmierciożercami. Zadziwiająco szybko przeszedł nad tym do porządku dziennego, wzbudzając tym kolejną falę podejrzeń u pozostałych. I tylko Harry wiedział tak naprawdę, co było powodem takiego postępowania chłopaka, ale w tym momencie nie miał zamiaru się nad tym rozwodzić.
- Cześć.
- Potter? - Draco zmarszczył brwi, zerkając na zegarek.
- Nie, Hagrid. - Harry przewrócił oczami. - Coś taki zdziwiony?
- Niee, no nic - mruknął, unosząc brew. - To wcale nie jest dziwne. Przecież spędzasz z nami każdy wieczór, prawda?
- Słuchajcie... - Potter rozsiadł się wygodnie na sofie, wpychając się między Theo i Ryana. - Powinienem was przeprosić.
- A i owszem, powinieneś. - Malfoy podniósł dumnie głowę, wysuwając podbródek niczym obrażone dziecko. - Słuchamy.
- No więc... Przepraszam.
- I tyle? Myślisz, że to wystarczy? - Arystokrata zmrużył oczy, obdarzając Harry'ego pobłażliwym uśmieszkiem. - O nie, mój drogi. Tak bez niczego? To się nie godzi. A gdzie whisky? Gdzie wino? Gdzie...
- Dracoooo - przerwał mu Zabini. - Wystarczy.
- No, ale powiedz, czy nie mam racji? Nawet czekoladek nie przyniósł!
- Przestań! - Blaise trzepnął chłopaka w tył głowy. - Zachowuj się.
- Że ja? Ja mam się zachowywać?! - Draco prawie się zapowietrzył. - I kto to mówi?!
- To nie Zabini strzela fochy jak pięciolatka - wtrącił Moore. - Trochę ogłady, Malfoy.
- Co...? - Draco tetralnie przyłożył jedną dłoń do czoła, a drugą do serca. - Mdleję, mości panowie.
- Głupek - parsknął Theo. - Uspokój się.
- I ty, Brutusie? - Blondyn wycelował w niego palcem. - Zdrada! Rycerzu mój! - wydarł się do siedzącego tuż obok Zabiniego, który skrzywił się na tak brutalne potraktowanie jego uszu. - Do boju! Znieważono mnie!
- Spadaj, Smoczku.
- Ile on wypił? - zapytał Harry, zawzięcie mrugając, gdy Draco zaczął okładać Blaise'a poduszką.
- Na pewno więcej niż my - zaśmiał się Theo. - Wyjątkowo zasmakowała mu nowa nalewka mamy Blaise'a. Sam opróżnił ponad połowę butelki.
- I wszystko jasne.
- Wiesz, że mamy do pogadania? - spytał Nott, kiedy Moore zostawił ich samych, próbując ratować Zabiniego, a w efekcie dołączając do bitwy.
- Później - szepnął, przyglądając się z rozbawieniem walce przyjaciół.
Kto by pomyślał, że pierwsza poduszkowa bitwa w dormitorium, tuż po pojawieniu się Ryana, zapoczątkuje kolejne, zupełnie spontaniczne? Poza tym jak on mógł unikać swoich Ślizgonów przez tak długi czas? No jak? Dopiero teraz poczuł, jak bardzo mu ich brakowało. Wymieniwszy z Theo porozumiewawcze spojrzenie, chwycili poduszki i rzucili się w wir zabawy.
+++
Kilka godzin później podpici Ślizgoni maszerowali pogrążonymi w mroku korytarzami, próbując dostać się do lochów, nie budząc przy tym śpiących od dawna portretów. Mieli szczęście, że Potter znalazł w wewnętrzenej kieszeni szaty Mapę Huncwotów, inaczej czekałyby ich okropne kłopoty, gdyż nawet z jej pomocą mało brakowało, a wpadliby na Filcha patrolującego zamek. W ostatniej chwili udało im się umknąć jednym z tajnych przejść. Wieczór spędzony z przyjaciółmi sprawił, że Harry czuł się świetnie. Po raz pierwszy od kilku dni jego twarz zdobił szczery, wesoły, lekko pijacki uśmiech. W trakcie zabawy utwierdził się w przekonaniu, co do słuszności podjętej decyzji. Doszedł nawet do wniosku, iż ograniczy chwilowo wizyty w Czarnym Dworze jedynie do wypełniania swych obowiązków. Zachichotał pod nosem na myśl, że biedni śmierciożercy nareszcie odetchną, nie musząc chować się po kątach. Jemu przecież także dobrze to zrobi, prawda? Skoro nie będzie widywał wciąż i wciąż swego problemu, to może uda mu się w końcu poukładać myśli. Nieważne jak trudne się to okaże. Da radę. Musi. Chociaż, prawdę mówiąc, już teraz walczył ze sobą, by natychmiast się tam nie przenieść. Jednakże nie był jeszcze na tyle pijany, by nie zdawać sobie sprawy z faktu, że w takim stanie nie byłoby to wskazane. Kto wie, co zrobiłby tym razem? Odetchnął z ulgą, kiedy zwalił się na łóżko, tuż po przekroczeniu progu sypialni. Chwycił skrawek kołdry, zasłaniając oczy przed raniącym jego oczy światłem, które zapalił Theo.
- Nie chowaj się, Harry - usłyszał głos chłopaka. - Mieliśmy pogadać, pamiętasz?
- Musimy?
- Tak, musimy. A teraz mów.
- Ale co? - Wyjrzał spod nakrycia i uniósł się na lekko na łokciach, zerkając na przyjaciela.
- Nie udawaj, że nie wiesz o co chodzi.
- Kiedy ja...
- Harry! - Theo przerwał mu, opierając się o kolumnę przy jego głowie. - Mów.
- Nie wiem, czy powinienem.
- Dlaczego?
- Uznasz mnie za kretyna.
- Ale z ciebie głupek. - Nott pokręcił głową, wspinając się na łóżko i siadając okrakiem na jego biodrach. - Jesteś przecież moim najlepszym przyjacielem.
- Theo, ty moim też, naprawdę. Ale mimo wszystko nie sądzę, by to był dobry pomysł.
- A ja owszem. - Chłopak pochylił się nad nim, opierając dłonie po obu stronach jego głowy. - No? Wyduś to z siebie.
- Czy ja wiem... To naprawdę wyda ci się głupie.
- Nieważne, co powiesz. Nie uznam cię za kretyna.
- No dobra. - Harry przygryzł wargę, przesuwając nieświadomie dłońmi po rękach przyjaciela. - Tylko pamiętaj, że sam tego chciałeś. Chodzi o to, że...
W tym momencie na korytarzu rozległ się donośny huk, następnie do ich uszu dobiegły siarczyste przekleństwa, a po chwili drzwi otworzyły się z trzaskiem, ukazując wyjątkowo rozczochraną czuprynę Zabiniego.
- Chłopaki, nie uwierzycie!
Potter i Nott odwrócili głowy, zerkając na Ślizgona. Blaise zatrzymał się jak wryty, na przemian otwierając i zamykając usta na widok pozycji, w której zastał współdomowników.
- Yyy... To ten... No... To ja już pójdę.
Wyraźnie zmieszany wycofał się szybko z pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drzwi. Harry i Theo spojrzeli na siebie, po czym wybuchnęli głośnym śmiechem. Nott chwycił się za brzuch, opadając na posłanie tuż obok Pottera, który natychmiast ukrył twarz w jego ramieniu, czując jak po policzkach spływają mu łzy rozbawienia.
- Ale miał minę! - zawył. - Nigdy tego nie zapomnę.
- Taak! O ja, to było piękne!
- Theo? - zapytał Harry, gdy zdołał się trochę uspokoić. - Wiesz, że jutro nie dadzą nam spokoju?
- O nie - jęknął, krzywiąc się na wizję tego, co z pewnością czeka ich przy śniadaniu. - Trzeba będzie im wszystko wyjaśnić.
- Przyznajemy się?
- Eee, Harry, ty chyba nie...?
- Ty durniu! - Potter uderzył lekko przyjaciela, widząc jego dziwne spojrzenie. - Zapomnij. Miałem na myśli to, czy przyznajemy się do swojej orientacji! To znaczy ja tak, nie mam zamiaru się z tym kryć, ale chodzi mi o ciebie. A ty co sobie pomyślałeś, zboku jeden, co?
- No co! To tak zabrzmiało!
- Tak, jasne.
- No tak! - Nott ułożył się wygodniej, wplątując dłoń we włosy Harry'ego, delikatnie przeczesując je palcami. - A teraz mów. Nie myślałeś chyba, że się wymigasz, Mortis?
- Dobra, ale naprawdę, słuchasz tego na własną odpowiedzialność. - Podciągnął się trochę wyżej, wygodnie układając głowę na ramieniu Theo. - Wszystko zaczęło się...
+++
Harry zamlaskał z niesmakiem, przecierając zaspane oczy. Skrzywił się, czując suchość w ustach i kłujący ból głowy. Zdecydowanie wczoraj przesadził z Ognistą. Dawno nie miał już tak potężnego kaca. Poruszył się, chcąc przesunąć się na brzeg łóżka, by sięgnąć do kufra po eliksir, jednak zamarł, wyczuwszy ciężar na swej klatce piersiowej. Zmarszczył brwi i zerknął w dół, dostrzegając czarne włosy wystające spod kołdry. Podniósł ją delikatnie, oddychając z ulgą, kiedy odkrył, że nadal ma na sobie ubranie. Wyswobodził się delikatnie z objęć Theo i wstał, wygrzebując zbawienny płyn, po czym udał się do łazienki. Opróżnił fiolkę jednym łykiem i odetchnąwszy z ulgą wszedł pod zimny prysznic. Spływająca po rozpalonym ciele woda przynosiła ukojenie i pozwalała rozjaśnić myśli. Powoli przypominał sobie wczorajszy wieczór i długą rozmowę z Theo oraz nagłe wtargnięcie Blaise'a. Będą musieli wyjaśnić pozostałym Ślizgonom wczorajszą sytuację, zanim ci wysnują błędne wnioski. Choć prawdopodobnie i tak już to zrobili. Usłyszał jak drzwi łazienki otwierają się, a po chwili do jego uszu dotarł cichy, zachrypnięty szept Notta.
- Harry?
- W kufrze.
- Dzięki.
Parsknął, słysząc nieskrywaną ulgę w głosie przyjaciela. Wyszedł z kabiny i opatulił się szczelnie puchatym ręcznikiem, ruszając na poszukiwanie ubrań. Niecałe pół godziny później wchodzili do Wielkiej Sali już z daleka widząc znaczące uśmieszki pozostałych Węży. Jedynie Ryan siedział cicho, grzebiąc smętnie w talerzu, a na jego zwykle pogodnej twarzy gościł pochmurny wyraz.
- No cześć! - Zabini wyszczerzył się, mrugając do nich. - Zmęczeni?
- Nie, dlaczego?
- Coś późno dzisiaj wstaliście...
- Nie później, niż zwykle.
- Oj, dajcie spokój. My rozumiemy, że po tak intensywnie spędzonej nocy... Auu! - krzyknął, gdy Harry przerwał jego wywód mocnym uderzeniem w tył głowy. - Za co?!
- Za głupotę.
- Oj, nie wstydźcie się. - Draco był wyraźnie rozbawiony. - My naprawdę nie mamy nic przeciwko.
- Tylko dlaczego nie powiedzieliście, że jesteście parą? - dodał Blaise, masując obolałe miejsce.
- Bo nie jesteśmy - mruknął Theo, sięgając po grzanki.
- Ekhmm... - Malfoy poruszył sugestywnie brwiami. - Jednorazowy numerek?
- Smoku, chcesz oberwać jakąś wyjątkowo miłą klatwą? - spytał Harry, zerkając na niego spode łba. - Mam kilka specjalnych na takie okazje.
- No co? Przecież tylko pytam.
- A mam ci przypomnieć, co wczoraj wyczyniałeś po pijaku?
- Okej, okej! - Draco podniósł dłonie. - Przekonała mnie siła twoich argumentów.
- Mięczak - parsknął Zabini. - Ale ja wam tak łatwo nie odpuszczę. No? Dalej, przyznajcie się.
- Dobra, słuchajcie - Harry odsunął talerz, spoglądając ze zniecierpliwieniem na Ślizgonów. - Ja i Theo nie jesteśmy parą, a wczorajsza sytuacja była nieporozumieniem.
- Doprawdy? - Brwi Blaise'a powędrowały w górę. - Dla mnie to wyglądało jednoznacznie.
- Theo próbował po prostu wydusić, co mnie gnębi. Wiem jak to wyglądało, ale naprawdę między nami nic nie ma.
- Czyli do niczego między wami nie doszło?
- Nie.
- I wolicie dziewczyny?
- Noo... - Potter zerknął na Notta, który po chwili skinął głową. - Tak właściwie, to nie.
- Obaj?
- Obaj.
- Ha! A nie mówiłem? - Blaise wyszczerzył się radośnie do Malfoya. - Od razu wiedziałem.
- Dobra, dobra, miałeś rację - burknął blondyn. - I przestań już się tak szczerzyć, ludzie zaczynają na nas podejrzliwie zerkać.
- Rzeczywiście. - Harry rozejrzał się, a w jego oczach pojawił się złośliwy błysk. - Pewnie myślą, że knujemy coś straszliwego.
- A czego innego mogą spodziewać się po okrutnych i złych Ślizgonach? - spytał Theo, tłumiąc ziewnięcie.
- Zapewne sądzą, że zaraz wleci tu zgraja śmierciożerców i ich zaavaduje - odpowiedział mu Blaise, dopijając kawę. - Swoją drogą, to by było zabawne.
- Och, tak... To by było nie tyle zabawne, co po prostu piękne. - Harry uśmiechnął się, wzdychając z rozmarzeniem. - Niestety zbyt piękne, by okazało się prawdziwe.
Reszta śniadania upłynęła im w atmosferze żartów na temat uczniów Hogwartu, podejrzewających Ślizgonów o wszystko, co najgorsze. Mortis jednak w pewnym momencie wycofał się z dyskusji, skupiając w zamian na obserwowaniu Ryana, który najwyraźniej odzyskał nagle dobry humor. Co ciekawe, nastąpiło to wtedy, gdy Harry obwieścił, że on i Theo nie są parą. Zauważył w oczach chłopaka widoczną ulgę, a jego twarz znów nabrała pogodnego wyrazu. Wiadome było o co chodzi. Pytanie brzmiało, w którym z nich chłopak jest zadurzony. Choć raczej mało prawdopodobne wydawało mu się, by to właśnie on miał być obiektem westchnień Moore'a. Uniósł z satysfakcją kącik ust na myśl, że być może łatwiej będzie przeciągnąć chłopaka na ich stronę. Po chwili jednak zamarł, skarciwszy się w myślach. Co też mu przychodzi do głowy? Naprawdę stał się aż takim dupkiem? Jego najlepszy przyjaciel ma szansę na szczęśliwy związek, a on zamiast się tym cieszyć, wypatruje w całej sytuacji własnych korzyści? Zagryzł wargę i utkwił wzrok w jednym punkcie, odgradzając się od otaczającego go świata. To zaszło za daleko. Nie może pozwolić na to, by utracić pozostające w nim resztki człowieczeństwa. Musi pozostać ludzki przynajmniej w stosunku do bliskich mu osób. Nie może odsunąć wszystkich tak jak Tom. Cholera... Niemalże warknął, gdy jego myśli znów powędrowały w stronę Voldemorta. To był pierwszy wieczór od dobrych kilku miesięcy, kiedy nie pojawił się w Dworze. Jak zareaguje Marvolo? Będzie zły? O ile w ogóle zauważył jego nieobecność? Harry czuł, że znów zbliża się ból głowy.
+++
Harry uparcie trwał w swym postanowieniu, spędzając w Czarnym Dworze jedynie tyle czasu, ile wymagała od niego dana sytuacja, po czym natychmiast znikał, wracając do Hogwartu. Dni płynęły leniwie, a wieczory mijały mu na imprezowaniu w gronie Ślizgonów, którzy najwyraźniej wzięli sobie do serca to, by poprawić mu humor. Początkowo nie znosił tego aż tak źle, skupiając się na poprawieniu zaniedbanych relacji z przyjaciółmi, jednakże w głębi duszy czuł się coraz gorzej, powracając powoli do stanu sprzed dobrego tygodnia. Znów chodził podminowany, warcząc na wszystko, co znalazło się w zasięgu jego wzroku. Najbardziej odbiło się to na Gryfonach, którzy zmuszeni zostali do częstszych odwiedzin w Skrzydle Szpitalnym, po serii niefortunnych wypadków, zdarzających im się ostatnio z niezwykłą częstotliwością oraz na biednej Pani Noriss, którą pewnego dnia zamknął w zbroi na trzecim piętrze. Przez pół dnia w Hogwarcie słychać było rozpaczliwe miauczenie nieszczęsnej kotki, gdyż zbroja zacięła się i za żadne skarby nie można było jej otworzyć. Nic nie dała nawet interwencja Dumbledore'a, ponieważ kiedy tylko udało mu się wreszcie ją odblokować, ta po prostu odmówiła wydania zwierzaka, co z kolei doprowadziło Filcha do białej gorączki. Potter musiał przyznać, że ten mały kawał poprawił mu samopoczucie, szczególnie, gdy ze złośliwą satysfakcją obserwował jak wściekły woźny miota się po całym zamku szukając sprawcy. Uspokoił się dopiero wtedy, gdy dyrektor zdołał namówić upartą zbroję do wypuszczenia kotki, którą Filch natychmiast przechwycił, umykając z nią do swej komnaty. Poza tym Harry znalazł w końcu czas, żeby odwiedzić Hagrida. Niestety, wizyta u gajowego całkowicie pozbawiła go resztek dobrego humoru. Ze smutkiem uświadomił sobie, że półolbrzym nigdy nie stanie po stronie ciemności, ani nawet nie pozostanie neutralny, ponieważ, podobnie jak wielu innych, był ślepo zapatrzony w Dumbledore'a.
Obecnie Potter znajdował się na szóstym piętrze, zmierzając w stronę schodów, by dostać się Pokoju Życzeń. Zatrzymał się nagle, kiedy jego Znak zapiekł, co oznaczało, że natychmiast musi stawić się w Czarnym Dworze. Pospiesznie wycofał się z powrotem do dormitorium i chwycił medalion, za pomocą którego przeniósł się do swej sypialni. Odetchnął, przymykając na chwilę oczy, po czym ruszył do komnat Voldemorta. Nie widział mężczyzny od kilku dni, więc nie miał pojęcia, czego może się spodziewać. Przystanął przed drzwiami, starając się uspokoić szaleńcze bicie serca. Podniósł niepewnie rękę i zapukał, następnie wchodząc do środka. W pokoju panował przyjemny półmrok. Jedynym źródłem światła był trzaskający w kominku ogień oraz niewielkie świece ustawione na półkach znajdujących się pod ścianą. Riddle stał przy oknie, tyłem do niego, najwyraźniej obserwując gwiazdy.
- Tom?
- Och, raczyłeś się zjawić.
- Wzywałeś.
Czarnoksiężnik odwrócił się powoli w jego stronę. Harry zbladł nieznacznie, mimowolnie cofając się o krok na widok twarzy mężczyzny. Marvolo wydawał się być spokojny, lecz w szkarłatnych oczach skrzyła się furia.
- Wytłumacz mi, mój drogi Harry, co ma oznaczać twoje ostatnie zachowanie.
- Nie rozumiem.
- Nie? - Potter drgnął, słysząc przeraźliwy chłód w głosie Voldemorta. - Sądzę, że doskonale wiesz o co chodzi.
- Tom, co się dzieje?
- Co się dzieje? - powtórzył, mrużąc niebezpiecznie oczy. - Ty pytasz, co się dzieje? Nie uważasz, że to ja powinienem zadać to pytanie?
- Nie...?
- Nie? - syknął, zbliżając się do niego. - Pozwól więc, że ci wyjaśnię. Jak wytłumaczysz swoją nieobecność w Dworze?
- Byłem tu codziennie.
- Cóż, najwyraźniej źle sformułowałem swą wypowiedź. Spróbujmy inaczej. Dlaczego mnie unikasz?
- Nie unikam - mruknął, odwracając wzrok. To był błąd, gdyż Czarny Pan chwycił boleśnie jego podbródek, zmuszając do spojrzenia mu w oczy.
- Harry, moja cierpliwość ma swoje granice.
- Nie unikam - szepnął, wyrywając się z uścisku i jeszcze bardziej się cofając. - Po prostu miałem mało czasu.
- Nie kłam! - Harry zadrżał, gdy czarnoksiężnik podążył za nim. - Odpowiedz na pytanie.
- Ja... - urwał. Jego plecy napotkały ścianę. - Musiałem pomyśleć.
- O czym?
- Tom, proszę...
Harry jęknął, kiedy Riddle przywarł do niego całym ciałem, pozbawiając go możliwości jakiegokolwiek ruchu. Jego oddech przyspieszył, a serce zabiło w szaleńczym rytmie, gdy spojrzał w szkarłatne tęczówki i zatopił się w nich, zapominając o całym świecie. Wpatrywał się w piękną twarz, nie będąc w stanie oderwać od niej wzroku. Liczyło się już tylko chłodne ciało ukochanego mężczyzny, tak blisko, tuż przy jego własnym. Czuł na swych ustach jego oddech, czuł bicie jego serca. Nie potrafiąc oprzeć się pokusie, pochylił głowę i wpił się rozpaczliwie w zmysłowe wargi. I znów czas się na chwilę zatrzymał. Byli tylko oni, zatopieni w namiętnym pocałunku. Harry, niemalże roztapiając się w objęciach silnych ramion, wyciągnął dłoń i wplótł ją w miękkie kosmyki ukochanego, przyciągając go jeszcze bliżej. Dopiero teraz dotarło do niego jak bardzo tęsknił za Riddle'em. Całe jego ciało wyrywało się ku niemu, zmysły szalały, a skóra paliła pod wpływem dotyku mężczyzny. Wystarczyła tylko jedna, krótka chwila, by zrozumiał, że choćby świat miał się walić nie będzie w stanie odsunąć się od niego tak, jak czynił to do tej pory. Zresztą, sądząc po zachowaniu Voldemorta, on sam już nigdy mu na to nie pozwoli.
Tymczasem Riddle odchylił się nieznacznie, nie przerywając pocałunku, gładząc delikatnie dłoń chłopaka, opartą na jego piersi. Po chwili jednak zamarł, wyczuwszy pod palcami nierówne linie. Oderwał się od chłopaka i chwycił jego rękę, przyciągając ją do swej twarzy. Harry, zdezorientowany nagłą zmianą, patrzył na poczynania czarnoksiężnika, który z nieodgadnioną miną wodził palcami po liniach wyrytych na wierzchu dłoni.
- Co to jest?
Cichy, lodowaty syk przedarł się przez słodką mgłę spowijającą umysł chłopaka, przywracając go do rzeczywistości. Potter rozszerzył oczy, wyrywając rękę z pamiętną blizną, układającą się w słowa Nie będę opowiadać kłamstw i chowając ją za plecami.
- Nic takiego - odparł, przygryzając wargę. - To naprawdę nieważne.
- Odpowiedz.
- Kiedy to naprawdę nieważne.
- Kto ci to zrobił?
- Tom, proszę...
- Harry.
- Ale...
- Nie uważasz, że już wystarczająco nadwyrężyłeś dziś mą cierpliwość?
- Nie rozumiem po co ci ta wiedza - mruknął w końcu zrezygnowany, wiedząc, że nie wymiga się od odpowiedzi. - To Umbridge.
- Umbridge... - Riddle powtórzył, mrużąc wściekle oczy. - Dolores Umbridge.
- Tom? - Harry automatycznie przeszedł na wężomowę, wpatrując się niespokojnie w twarz mężczyzny.
Jeżeli wcześniej sądził, że Tom był wściekły, to nie miał pojęcia jak mógłby nazwać stan, w którym znajdował się w tym momencie. Riddle stał nieruchomo, niczym posąg, jedynie jego oczy, lśniące krwistą czerwienią, zdradzały, iż jest on żywym człowiekiem. I to właśnie oczy, te pałające nienawistnym blaskiem i żądzą zemsty oczy, ukazywały potworną, miotającą nim furię. Harry zbladł gwałtownie, kiedy powietrze zgęstniało, przepełnione straszną, mroczną energią, wprawiającą w drżenie szyby oraz szkła ustawione na kredensie. Po raz pierwszy był świadkiem tego jak Tom traci kontrolę. Chociaż nie. To już nie był jego Tom. To był Lord Voldemort. Czarny Pan. Najpotężniejszy czarnoksiężnik tego stulecia.
- Tom? - Dotknął ostrożnie twarzy mężczyzny, gładząc ją opuszkami palców. - Tom, proszę... Co się dzieje?
- Nikt nie ma prawa naruszyć tego, co należy do mnie.
Kyyyaaaa!!! To jest taaakie słodkie!!!!! @*^-^*@ Uwielbiam kiedy Tom jest taki zaborczy względem Harrego! Nie mogę się doczekać kiedy policzy się z tą wredną, różową krową. Zasłużyła sobie na najgorsze po tym jak traktowała Harrego. A może by tak jeszcze podobnie podziękować Ricie? (Dobrze napisałam jej imię? Chodziarz szczerze w to wątpię xD) Ja już chcę następny rozdział! Nie mogę się doczekać!
OdpowiedzUsuńP.S. Tak teraz się już lepiej czuję, ale ciągle boli mnie w tym boku z którego powodu byłam w szpitalu. Ty chorujesz?! O.O Łoooo matko boska! Masz mi tu szybciutko zdrowieć i pisać następny rozdział! :D
Pozdrawiam,
Kawaii-Neko
Jest rozdział, cieszmy się ;DD
OdpowiedzUsuńRozważania Harrego na temat swojej marnej egzystencji były dla mnie wyjątkowo śmieszne. Wyobraziłam sobie jak chłopak siedzi, wstaje, gada do siebie i co chwila ma dylemat xD
Myślałam, że plan Harrego dotyczy czegoś w stylu "zróbmy z Voldemorta zazdrosnego", ale po dłuższym zastanowieniu mogłoby to nie być dobrym pomysłem. Jego... wściekłość byłaby wtedy nieokiełznana pewnie ;DD
Wiedziałam, że Tom się złamie! Haha xd I to on pierwszy, przegrał ;) I te ostatnie słowo, Mrau~
Balowanie Ślizgonów i wkurwienie Harrego, który wyżywa się na wszystkich dookoła jest miodzio.
Chce seksu Toma z Harrym ^//^ *zboczuch, zboczuch*
Znad krzaczastych brwi,
Lau~
Och! Znowu mnie długo nie było:-( Ten rozdział podoba mi się zdecydowanie bardziej niż wcześniejsze. Chociaż nie... Evan i Marco byli cudni. Uśmiałam się wyobrazajac sobie takiego potulnego wampirka... Jak mogłaś:-D? Ale z drugiej strony biorąc pod uwagę tą dwójkę to rzeczywiście i ja miałabym spory problem, żeby się zdecydować. W końcu dotarliśmy do lasu? Las mnie nadal intryguje, mam nadzieję, że jeszcze będziesz o nim wspominać! Lubię fragmenty, w których opisjesz relacje Harry'ego z przyjaciółmi, bardzo lubię. Tak jak Theo bardzo lubię. Szkoda, że się nie zapomnieli jednak... Ale cóż, dajmy Nottowi szansę na dobry związek, zamiast skazywać go śmierć z ręki Czarnego Pana! Ale może chociaż jakaś mała prowokacja dla Ryana? W każdym razie czekam na jakąś rzeź i na zemstę na różowej ropusze! Moja wyobraźnia pragnie teraz krwi... Może sama powinnam napisać coś krawego? Hm... Całuję i pozdrawiam:-*
OdpowiedzUsuńO żesz Ty.... nie muszę chyba wspominać jak bardzo podobał mi się ostatni fragment rozdziału? Tak, cholernie mi się podobał, był taki tajemniczy, ale tak bardzo wciągający.
OdpowiedzUsuńA więc jednak Tomowi brakowało Mortisa, oczywiście spodziewałam się, że nastąpi to prędzej czy później czytając rozdział, aż się uśmiechnęłam.
Pozostaje pytanie, czy Harryemu uda się ugłaskać Voldźka?
Och, czekam już na kolejny rozdział. Miło mi mijają chwile w oczekiwaniu na niego.
~Aksa
Cóż miałam skomentować wczoraj, ale musiałam nagle znikać z kompa i tak jakoś wszyło, więc komentuję dzisiaj. ^.^
OdpowiedzUsuńWięc ogólnie to końcówka była super. ;P Będę to teraz przeżywała, bo to było takie... Hmmm, cudowne. Ty już wiesz jak uwielbiam twojego Toma. Więc przez cały fragment, gdy o nim czytałam, szczerzyłam się jak głupia do monitora. A jego ostatnie słowa... no nie powiem, zabrzmiały bardzo dobrze. Tak w jego stylu. ;) Ciekawe jak Harry na nie zareaguje, bo zabrzmiało to tak jakby był jego własnością, a Harry zazwyczaj nie przyjmuje takich słów dobrze. Chociaż kocha Riddle'a więc może, może jednak mu się to spodoba, albo coś. ;D
Hahaha, akcja z Theo też była nie zła! Mina Blaise'a musiała być bezcenna, gdy ujrzał Harry'ego z Nottem w takiej pozycji. No i wyszło na jaw o tym, że wolą panów. ;)
I o tak, czcionka dużo lepsza, wcześniej bardzo mi się oczy męczyły gdy czytałam, a teraz jest już lepiej. ;P
Pozdrawiam. ;*
Wredny uśmiech wkradł mi się na twarz, gdy tylko zorientowałam się o co chodzi Tomowi :D Nikt nie lubi Dolores, więc myślę, że zasłużyła sobie na to co ją czeka *wredny śmiech*
OdpowiedzUsuńRozdział cud miód i malina. zaczęło się naprawdę coś dziać(nie żeby wcześniej nic się nie działo, wbrew przeciwnie, akcje trzeba rozkręcać stopniowo).
Z wielkim zniecierpliwieniem czekam na następny rozdział :D
Znalazłem ten blog przypadkowo, uwielbiam go mowiac szczerze, to jak przedstawiasz bohaterów-złego harrego(supcio) zaboczego toma i innych ludzi wspaniałe.
OdpowiedzUsuńNajbardziej ciekawi mnie czy notta polaczysz z blondynem??
Juz sie nie moge doczekać kary umbridge;)
Piszesz wspanialeczekam na dalszy ciąg;p
Centaurian
A wiec - Draco był naprawde przezabawny. Nie ma jak oburzony arystokrata. A Tom ze swoją zazdrością był uroczy. Och, kiedy on sobie uświadomi co czuję? Choć oczywiście masz rację z tym, że jest to dla niego trudne, wkoncu nigdy wcześniej mu na nikim nie zależało. Iiiiiii... nie mogę się doczekać kiedy Rayan będzie z Theo. I coś mam przeczucie, że będzie w tym duża zasługa Harry'ego....Nimue
OdpowiedzUsuńNO WOW . To jest ...KYYAAAA !! ZAJEBISTE -jednym słowem . Kurcze no ! XD Tak wiem moja umiejętność wypowiedzenia się jest powalająca xD Jestem pod wrażeniem .Tom pomimo tego ,że prawdopodobnie kogoś zaraz zabije jest taki uroczy ! XD Mam nadzieję ,że Harry też tak pomyśli xD !Poza tym dziękuje , jesteś pierwszą osobą ,która doceniła mój nick ^^" Czekam na następny rozdział ! Kuźwa przez ciebie się nabuzowałam xD Nyahahahaa <3 <3
OdpowiedzUsuńOOOOOOOOH to jest to! Wspaniałe, fenomenalne!<3...zakochałam się na nowo w twojej opowieści *.*...No po prostu fantastyczne! Strasznie, ale to strasznie spodobała mi się powyższa notka. Jest w niej wszystko co tak na prawdę oczekiwałam po dość pamiętnym pocałunku :D..I przemyślenia Harry'ego i zaborczość Tom'a no i najważniejsze: imprezy Ślizgonów :D...Łuhuuu Tomi skojarzył, że różowa landryna poużywała sobie na Mortisie...hmmm...czekam na brutalne tortury i mordobicie z nią w roli głównej :D
OdpowiedzUsuńAhaa...nie masz za co dziękować, tylko poprzednio wskazałam co mnie kuło i tyle...sama nie za bardzo lubię zwracać uwag, bo wiem, że pisanie jest trudne, a ja nie piszę przecież lepiej od Ciebie czy od kogokolwiek innego :D
Pozdrowienia i oczekiwania na nową notkę :D
kajka vel Etna
O matko rozpływam się ze szczęścia ;D
OdpowiedzUsuńFantastycznie piszesz, a ja się cieszę, że znalazłam twojego bloga. Uwielbiam momenty kiedy Tom staje się taki zaborczy. Tzn on zawsze taki jest, ale teraz bardziej ;D
Czekam na następne rozdziały, pozdrawiam i życzę bardzo dużo weny ;)
Witam,
OdpowiedzUsuńha Harry podminowany, a wszyscy śmierciożercy schodzą mu z drogi, Tom wściekły, biedna Doris, ale w zasadzie mnie jej nie żal, czyżby Rayan był zainteresowany Theodorem?
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńbosko... Harry podminowany, a co robią śmierciożercy... oczywiście schodzą mu z drogi, bosko...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga