środa, 21 listopada 2012

Rozdział XXIX

Lauviah - no, rzeczywiście trochę jeszcze minie, nim dowiemy się czegoś konkretniejszego o Ryanie. Ale stopniowo będę dawać o nim coraz więcej informacji.
Mariposa - szczerze mówiąc też czekałam na to, żeby w końcu opublikować ten rozdział, bo scenę pocałunku miałam napisaną od bardzo, bardzo dawna;) Co do zdjęcia, to kurcze, prawda, że świetne? Od razu jak je zobaczyłam, to stwierdziłam, że to jest właśnie mój Marco;)
Nimue - masz rację, ojciec Ryana jest paskudny. Ale na razie sza, jeszcze poznamy tego pana bliżej.
Aksa - tak, to naprawdę kwestia czasu, chociaż od razu mówię, że jeszcze trochę musisz poczekać.
BallatrikS - ha, ja też to uwielbiam. A wena i czas zawsze się przydadzą, szczególnie ostatnio;)
Alexandra Black - nie, to było naprawdę;) W tym lesie, który Harry tak często obserwował przez okno w swoim pokoju. Ale na coś więcej jeszcze troszkę musisz poczekać ;P A decyzja Ryana będzie w następnym rozdziale.
kajka vel Etna - tiaa, też się cieszę, że się przeniosłam. Tutaj jest zdecydowanie sympatyczniej;) I dzięki, fajnie wiedzieć, że coś mi wychodzi z tej mojej bazgraniny;)
Revian - dzięki;) cieszę się, że tak Ci się podoba. A tak przy okazji, nawet sobie nie wyobrażasz jak ubolewam nad zawieszeniem Twojego bloga. No ale cóż, rozumiem. Pozostaje mi mieć nadzieję, że może jednak coś wyjdzie ze stworzenia nowej historii lub jakimś cudem, któregoś pięknego dnia, zrobisz nam niespodziankę i reaktywujesz Znak Nocy;) Któż to wie;)


A teraz... Wiem, wiem, nawalam. Tak w sumie, to miałam wstawić ten rozdział już w piątek, ale coś mi w nim nie pasowało, więc cały czas go męczyłam. W zasadzie nadal coś mi w nim nie gra, ale ni chu chu nie wiem co, a nie chcę Was już dłużej przetrzymywać, przecież i tak już wystarczająco długo to przeciągnęłam. No nic, może komuś uda się wychwycić to wredne coś, co mi cały czas umyka.
Miłego czytania!

***

Marco szedł pogrążonym w mroku korytarzem, przygryzając z irytacją dolną wargę. Dawno stracił już rachubę przeszukanych komnat, sypialni, gabinetów... Zajrzał nawet do kuchni! I wszystko na nic, Harry zdawał się wyparować, choć Marco doskonale wiedział, że ten przybył dziś do Czarnego Dworu. Gdzie on mógł się podziać? Odwiedził chyba każdy zakamarek posiadłości, ale po chłopaku nie było ani śladu. Oczywiście nie mógł dostać się do zamkniętego dla innych, prywatnego skrzydła, ale był pewny, że tam również Harry'ego nie ma. Przecież odpowiedziałby na jego wołanie, prawda? Wampir sprawdził też u Weasleyów, lecz Bill i Charlie stwierdzili, że Potter nie zjawił się także i u nich, co tym bardziej wydało się wampirowi dziwne, gdyż codziennie wpadał tam choćby na chwilę. W przypływie desperacji Marco odwiedził laboratorium Snape'a. Na próżno. Zrezygnowany oparł się o pobliską ścianę. Najwyraźniej pozostało mu oczekiwanie na to, aż podopieczny raczy się w końcu zjawić. Kręcąc nieznacznie głową, ruszył znów przed siebie, postanawiając odwiedzić w tym czasie Evana. Dawno z nim nie rozmawiał, a skoro teraz nadarzyła się okazja, to bardzo chętnie z niej skorzysta. Zatrzymał się przed drzwiami śmierciożercy i zapukał, czekając na zaproszenie. Zmarszczył brwi, gdy nie doczekał się odpowiedzi. Czyżby jego także nie zastał? Zapukał po raz kolejny, licząc po cichu na to, że jednak nie ma aż tak wielkiego pecha. Tym razem usłyszał jakieś hałasy, stłumione przekleństwo, a po chwili w progu stanął, jeszcze mokry, mający na sobie jedynie owinięty wokół bioder ręcznik, Rosier.

- Ach, to ty - mruknął na jego widok. - Wybacz, że musiałeś czekać. Kąpałem się.
- Tak. Widzę.
- Wejdź - powiedział, przesuwając się, by wpuścić wampira do środka.
- Chyba przyjdę później. - Nagara spuścił wzrok. - Nie będę ci przeszkadzał.
- Daj spokój, nie przeszkadzasz. - W oczach Rosiera mignęło coś niezidentyfikowanego. - Dalej, wchodź.

Jeśli Marco miałby być w tym momencie szczery, to musiałby przyznać, że z trudem docierały do niego słowa wypowiadane przez Evana. Nie ruszył się z miejsca, nie mogąc odwrócić oczu od pięknie wyrzeźbionego ciała mężczyzny. Przełknął ciężko ślinę, śledząc wzrokiem krople wody skapujące z przydługich, czarnych kosmyków na szerokie ramiona, spływające po umięśnionej klatce piersiowej i płaskim brzuchu, ginące pod fałdami białego materiału.

- Ekhmm... - Słysząc ciche chrząknięcie, wampir zmusił się do spojrzenia na twarz śmierciożercy. Evan opierał się o framugę i uśmiechał kpiąco, obserwując go spod uniesionych brwi. - Masz zamiar tak sterczeć, czy może jednak wejdziesz?
- Um, tak. Jasne.
- Świetnie. - Evan przepuścił Nagarę, wskazując mu kanapę. - Napijesz się?
- Nie, dzięki.
- Jak chcesz. W takim razie mogę wiedzieć, czym zasłużyłem sobie na zaszczyt goszczenia cię w swych skromnych progach?
- Tak właściwie, to szukam Harry'ego - odpowiedział, starając się unikać intensywnego wzroku śmierciożercy i stwierdzając, że może jednak przyjście tutaj nie było najlepszym pomysłem. - Widziałeś go dzisiaj?
- Poszedł do Mrocznego Lasu.
- Sam? Przecież jest już późno, lepiej po niego pójdę.

Zerwał się z miejsca, podchodząc do drzwi. Chwycił już za klamkę, kiedy zatrzymała go dłoń śmierciożercy, spoczywająca na jego ramieniu. Przełknął ślinę, czując przebiegający wzdłuż kręgosłupa przyjemny dreszcz. Sytuacji wcale nie polepszył niski szept rozbrzmiewający w jego uchu i gorący oddech, drażniący wrażliwą skórę szyi.

- Zostań.
- Co?
- Zostań ze mną.
- Nie, nie mogę. Muszę iść po Harry'ego.
- Wcale nie. Nie uciekaj.
- Nie uciekam.
- Nieprawda.
- Evan, puść. Naprawdę lepiej będzie jak już pójdę.
- Mortis sobie poradzi, to duży chłopiec. Poza tym nie jest sam.
- Słucham? - Wampir odwrócił głowę, spoglądając wprost w szare, błyszczące oczy. - Jak to nie jest sam?
- Towarzyszy mu Czarny Pan. Widziałem, że również kierował się w tamtą stronę.
- I to ma mnie uspokoić? - prychnął, unosząc brew. - Tym bardziej powinienem tam pójść.
- Daj mu spokój, Marco. - Evan zacisnął palce, nie zważając na to, że mężczyzna syknął z bólu. - Zostań.
- Nie mogę, ja... - urwał, gdy druga ręka śmierciożercy spoczęła na jego biodrze. - Co robisz?
- Przestań - szepnął, przygryzając delikatnie płatek ucha wampira. - On już nie jest twój.
- To ty przestań - warknął, wyrywając się z objęć czarodzieja. - Nie mogę, nie chcę. Harry...
- Należy do Czarnego Pana.
- Nie.
- Marco. - Evan odsunął się od niego i przeszedł do przodu, zasłaniając drzwi. - Widzisz, co się dzieje. Pozwól mu odejść.
- Nie pozwolę mu cierpieć - syknął, mrużąc oczy. - Voldemort go skrzywdzi.
- Już za późno. - Rosier patrzył wprost w oczy Marco, robiąc krok w jego stronę. - On już wybrał, nic na to nie poradzisz.
- Nie - zaprzeczył ponownie. - Nie rozumiesz, ja...
- Ja wiem... - przerwał mu, robiąc kolejny krok do przodu. - Wiem wszystko. On nie jest twój, pogódź się z tym.
- Skąd...? - sapnął, spinając się nieco, gdy Rosier przybliżył się jeszcze bardziej. - Jak się domyśliłeś?
- To nie było trudne - mruknął, ostatecznie zbliżając się do wampira. - Ale od dawna nie pozwolił ci się dotknąć, prawda? Zrozum. To już koniec. - Wyciągnął dłoń, przesuwając palcami po wargach mężczyzny, zmuszając je do rozchylenia.
- Nie. - Marco wycofał się gwałtownie. - Może i nie jest mój, ale...
- Dość tego! - Evan po raz kolejny nie pozwolił mu dokończyć zdania, popychając zdezorientowanego tym wybuchem Marco na ścianę i przyciskając go do niej całym ciałem. - Nie ma żadnego "ale"! Zapomnij o nim.

Po tych słowach gwałtownie wpił się w jego wargi. Marco zaczął się szarpać, bezskutecznie próbując wyrwać się ze stalowego uścisku śmierciożercy. Jęknął, czując jak język Evana bada jego podniebienie. Ciało wampira mimowolnie zaczęło reagować na dotyk mężczyzny, który sprawnie odkrywał na nim czułe punkty, drażniąc je i wzbudzając w nim podniecenie. Ułożył dłonie na klatce piersiowej Rosiera, usiłując odepchnąć go od siebie, co zaowocowało jedynie tym, że ręce Nagary zostały uwięzione między nimi. Evan oderwał się od warg wampira, wodząc językiem po jego szyi, raz po raz lekko ją przygryzając.

- No już - szepnął. - Nie opieraj się.
- Nie mogę... Harry...
- Nie ma go tu - mruknął, obserwując z zadowoleniem jak tęczówki wampira przybierają powoli barwę ametystu. - Jest z nim. Dokonał wyboru.
- Nie - sapnął, próbując uspokoić oddech. - To nie tak.
- To dokładnie tak. Dalej, nie walcz z tym. Daj się ponieść.

Marco nie zdołał odpowiedzieć, czując jak jedna z dłoni śmierciożercy wsuwa się w jego spodnie, obejmując budzącą się do życia erekcję. Westchnął, nie mogąc powstrzymać przyjemności płynącej z poczynań Rosiera, ani pieszczących jego szyję, gorących warg. Wiedział, że Evan ma rację. Powinien dać sobie spokój i zacząć żyć własnym życiem, ale trudno mu było od tak po prostu zrezygnować z walki o tego zielonookiego chłopaka. Ale czy była w nich jeszcze ta pasja? Wzajemna fascynacja, którą odczuwali na początku? Nie. To już nie było to samo. Wszystko zmieniło się wtedy, gdy Harry przystał na propozycję Czarnego Pana. Marco nie był ślepy... Widział, że chłopak jest wyraźnie zafascynowany Riddle'em. Przyglądał się bezradnie temu, jak z każdym kolejnym dniem lgnie do niego coraz bardziej i bardziej, nieświadom jeszcze swych prawdziwych uczuć. I próbował, Merlin mu świadkiem, że próbował to powstrzymać, ale co mógł zrobić, skoro za każdym razem, gdy tylko ci dwaj znaleźli się blisko siebie, cały świat mógłby równie dobrze przestać istnieć? Zresztą Marvolo również nie wydawał się być obojętny, świadczyła o tym nie tylko obsesja na punkcie chłopaka, ale także dziwny głód pojawiający się w jego oczach, ilekroć spoglądał na Pottera. Do tej pory Marco starał się nie dopuszczać do siebie tych myśli, jednak nadszedł w końcu czas, by przyjąć to do wiadomości. Musiał, naprawdę musiał się z tym pogodzić. Zamknął oczy, zaprzestając walki. Nie miał już sił się opierać. Kogo on chciał oszukać? Rosier pociągał go od dawna. Był przystojny, inteligentny i zdecydowanie szalony. Nie pamiętał już, kiedy ostatni raz się z kimś tak dobrze dogadywał. Podejmując ostateczną decyzję, otworzył oczy i patrząc wprost w szare, migoczące tęczówki, wplątał dłoń w czarne, wciąż jeszcze wilgotne włosy, przyciągając mężczyznę do pocałunku. Nie było w nim czułości, czy delikatności, ale dzika namiętność, niosąca obietnicę przyszłej rozkoszy. Drugą dłonią rozplątał ręcznik skrywający biodra śmierciożercy, mrucząc z aprobatą, gdy Evan odpowiedział na pocałunek, a ich języki splotły się, walcząc zawzięcie o dominację. Żaden z nich nie zamierzał się poddać, uparcie próbując zdobyć przewagę. Ostatecznie to Marco uległ, pozwalając Rosierowi na chwilowe przejęcie kontroli, co ten skwapliwie wykorzystał, odrywając się od warg wampira. Pieścił i drażnił jego szczękę i szyję, by w międzyczasie zerwać z niego koszulę, rozpinając później także pasek. Przygryzł czułe miejsce, tuż nad obojczykiem, cicho warcząc, gdy Marco postanowił ponowić walkę.

- O nie, wampirku... Dzisiaj to ja jestem górą.

Przyparł mężczyznę mocniej do ściany, śmiejąc się gardłowo, gdy ten wściekle syknął na to stwierdzenie, natychmiast próbując wyrwać się z silnego uścisku. Zmrużył złośliwie oczy i skinął nieznacznie ręką w magiczny sposób pozbawiając kochanka spodni. Uśmiechnął się drwiąco, kiedy z ust Marco wyrwał się jęk na tak gwałtowne zetknięcie rozpalonego ciała z chłodnym powietrzem i, posyłając mu pełne wyższości spojrzenie, wsunął kolano między jego nogi, nieznacznie je rozszerzając. Dłonie śmierciożercy błyskawicznie znalazły się na udach mężczyzny, by unieść go w górę. Kiedy tylko wampir posłusznie objął go nogami w pasie, ręce zmieniły pozycję, przenosząc się na pośladki. Evan wyszeptał zaklęcie nawilżające, po czym obdarzył Marco kolejnym gorącym pocałunkiem.

Marco krzyknął w usta mężczyzny, gdy ten, nie bawiąc się w jego zdaniem zbędne subtelności, wsunął w niego od razu dwa palce, gwałtownie go rozciągając. Jęknął boleśnie, spinając się i próbując się wycofać przed niespodziewanym wtargnięciem. Jeszcze nigdy nie pozwolił się nikomu zdominować i teraz również nie miał najmniejszego nawet zamiaru do tego dopuścić. Odsunął się od warg mężczyzny, przechylając głowę i wysuwając kły, kiedy został nagle powstrzymany przed wbiciem ich w odsłoniętą, kuszącą szyję.

- Nie licz na to - syknął Evan, trzymając boleśnie jego podbródek. - Naprawdę sądziłeś, że uda ci się sztuczka z jadem?
- Nie będę na dole!
- Będziesz. - Rosier obdarzył go wyjątkowo pobłażliwym uśmiechem. - Jak już mówiłem, to ja tutaj jestem górą.

Nie zwlekając, ugasił nadciągające protesty pełnym pasji i zdecydowania pocałunkiem. Marco jeszcze przez chwilę szamotał się, próbując udaremnić kolejne próby wtargnięcia do jego wnętrza, niestety bezskutecznie. Śmierciożerca okazał się nadzwyczaj silny i stanowczy, ponadto potrafił sprytnie złagodzić opory wampira, umiejętnie pieszcząc jego coraz bardziej rozpalone ciało.

Nie minęło wiele czasu, nim Rosier z satysfakcją stwierdził, że wampir przestał się wyrywać. Opuścił go na podłogę i klęknął, by wziąć do ust jego erekcję. Podrażnił delikatnie główkę, zbierając językiem z sączącego się już penisa, pierwsze krople. Szybko mu się jednak znudziła ta delikatność, więc swoim zwyczajem, nie tracąc czasu na głupie zabawy, pochłonął go w całości, ssąc i liżąc, z wyraźną lubością wsłuchując się w jęki mężczyzny i bezskładnie mamrotane słowa. Dłonią w dalszym ciągu próbował przygotować jego wejście, zginając palce w poszukiwaniu prostaty. Z zadowoleniem zarejestrował okrzyk kochanka, gdy wreszcie mu się to udało. Nie pozwolił mu skończyć zbyt szybko, drażniąc go i przerywając, gdy tylko wyczuł zbliżające się spełnienie. Podniósł się i  nie zważając na jęk protestu, znów złapał wampira za pośladki, unosząc go i oplatając się w pasie jego nogami, by już po chwili wejść w niego, od razu zaczynając się poruszać, nie dając mu czasu na przyzwyczajenie się do swojej obecności.

Marco krzyknął, gdy poczuł jak Evan wbija się w niego gwałtownie. Zagryzł mocno wargi i zacisnął powieki, starając się zignorować ból, spowodowany pozbawionymi jakiejkolwiek delikatności ruchami śmierciożercy. Oparł rozpalone czoło na jego ramieniu, próbując złapać głębszy oddech. Jęknął cicho, gdy Rosierowi ponownie udało się podrażnić jego prostatę, a nieznośny ból zaczął mieszać się z coraz intensywniejszą przyjemnością. Z trudnością musiał przyznać, że pewność siebie, arogancja i bezwzględność mężczyzny bynajmniej nie działają na niego odpychająco. Wręcz przeciwnie. Przyciągały go, rozpalając w całym jego ciele żar. Zaczął poruszać biodrami, wychodząc mu naprzeciw, pragnąc więcej i więcej, wraz z nim coraz intensywniej dążąc do spełnienia. Ciszę panującą w starym dworze przerywały już tylko krzyki rozkoszy.

+++

Harry leżał skulony w ciepłej pościeli, śledząc wzrokiem srebrne, haftowane węże, wijące się na czarnym baldachimie. Uniósł lekko głowę, czując jak Venger owija się wokół niego, łagodząc chłodem swej skóry jego rozpalone ciało. Westchnął, gładząc gładki łeb swego małego przyjaciela. Wciąż jeszcze nie mógł dojść do siebie. Pocałował Voldemorta... Jak do tego doszło? Jakim cudem pokochał mężczyznę, którego dotąd nienawidził, uważając za największego wroga? Kiedy to się stało? Kiedy podziw i fascynacja zdołały przerodzić się w uczucie, o którym myślał, że nigdy go już nie zazna? Czarnoksiężnik działał na niego jak nikt inny. Harry czuł się niczym ćma lecąca w stronę światła, w stronę ognia, za wszelką cenę pragnąca zbliżyć się do swego celu, spełnić swoje marzenie, grzejąc się w bijącym od niego żarze. Zdawał sobie sprawę z tego, że tak samo jak ten nocny motyl igra z ogniem, gotowym strawić go, zniszczyć, pozbawić wszystkiego w jednej, jedynej chwili, gdy wiedziony nieugaszonym pragnieniem uczyni nieuważny ruch, zbliżając się zbyt blisko zgubnego płomienia. Mimo to nie był w stanie się zatrzymać. Było na to za późno. Oddał mu swe serce i nic tego nie zmieni. Czy to uczucie zostanie kiedykolwiek odwzajemnione? Czy Riddle zdolny jest do odczuwania jakichkolwiek emocji, poza nienawiścią i żądzą władzy? Po wydarzeniu nad jeziorem Harry widział na twarzy Czarnego Pana jedynie triumf i satysfakcję. I głód. Ten dziwny, niepokojący głód w szkarłatnych oczach... Jak to potoczy się dalej? Jęknął, zaciskając powieki. Nie potrafił się pozbierać, uporządkować swych uczuć. Musiał z kimś porozmawiać. Tylko z kim? Czy ktokolwiek będzie w stanie mu doradzić, zrozumieć? Chwila... Harry otworzył oczy, gwałtownie się podnosząc i ignorując niezadowolony syk Vengera. Evan! Dlaczego nie pomyślał o tym wcześniej? Zerwał się natychmiast, niechcący zrzucając oburzonego węża na podłogę. Opuścił zamknięte skrzydło, spiesząc do pokoju mężczyzny. Swoim zwyczajem wpadł tam od razu, nie zawracając sobie głowy czymś tak prozaicznym jak pukanie. Zatrzymał się jednak w progu, a jego źrenice rozszerzyły się ze zdziwienia. Obraz jaki malował się przed jego oczami nie pozostawiał miejsca na domysły. Pomieszczenie wyglądało jakby przeszedł przez nie mały huragan. Widoku dopełniał Rosier, rozciągnięty na puchatym dywanie przed kominkiem. I bynajmniej nie był sam. Towarzyszył mu nie kto inny, niż Marco. W zasadzie cała sytuacja nie byłaby tak zdumiewająca, gdyby nie fakt, że obaj byli nadzy.

- Harry! - Wampir wyraźnie spanikował, odpychając od siebie śmierciożercę. - Boże, Harry, to nie tak. Wytłumaczę ci...
- Raczej nie ma czego. - Potter zmarszczył lekko brwi. - Wszystko jest jasne.
- Nie, Harry, proszę daj mi coś powiedzieć. Ja...
- Hej, spokojnie - przerwał mu, wchodząc w końcu do środka i zamykając drzwi. - Nie musisz mi się przecież tłumaczyć.
- Ale, Harry... - jęknął, przygryzając wargę. - Ty nie rozumiesz.
- Rozumiem aż zbyt dobrze. - Zmrużył oczy, przyglądając się mężczyźnie. - Masz prawo robić to, co chcesz.
- Przepraszam. Nie powinienem, nie wiem, co mam ci jeszcze powiedzieć. Przepraszam, Harry. Tak bardzo cię przepraszam...
- Daj spokój. Naprawdę rozumiem.
- I nie jesteś zły? - spytał, patrząc na niego z niedowierzaniem. - Poważnie?
- Tak, Marco.

Podszedł do kanapy, opadając na nią i odchylając głowę na oparcie. Nie skłamał. O dziwo, rzeczywiście nie czuł do Marco żalu, czy też pretensji. Jakże by mógł, skoro sam jeszcze kilka godzin temu całował Voldemorta, tonąc w jego ramionach. W zasadzie, to nawet dobrze się złożyło. Być może wampir nie będzie aż tak wściekły, gdy się o tym dowie.

- Co cię sprowadza? - Evan wstał, ignorując zupełnie to, że wciąż jest nagi. - Stało się coś, że wpadłeś tu jak burza?
- Chciałem pogadać.
- Jasne, mów.
- Wiecie co? - Harry uniósł brwi, mierząc ciało Rosiera znaczącym spojrzeniem. - Nie żeby mi to przeszkadzało, ale może najpierw się ubierzcie?

Już po chwili parsknął niepohamowanym śmiechem, widząc minę swego opiekuna, który najwyraźniej dopiero teraz zorientował się, że nadal pozbawiony jest ubrania. Obserwował z rozbawieniem jak Marco pospiesznie wciąga spodnie, przyglądając się z wymalowaną na twarzy bezradnością pozostałościom po swojej koszuli. Rosier pokręcił na to głową i machnął różdżką, litościwie naprawiając ją zaklęciem. Śmierciożerca nie mógł uwierzyć w to, jak ten zwykle pewny siebie i niewzruszony niczym głaz wampir, traci głowę, przejmując się tą, mimo wszystko, niezręczną sytuacją. Choć z drugiej strony uważał, że to dobrze, a nawet bardzo dobrze. Wyglądało na to, że Marco naprawdę przejmuje się swym podopiecznym. Gołym okiem było widać jak bardzo mu na nim zależy. Uniósł kącik ust w nieznacznym uśmiechu, po czym sam zarzucił na siebie pierwszą lepszą szatę i usiadł na kanapie, wskazując wampirowi, by ten także do nich dołączył. Z trudnością powstrzymał cisnący mu się na usta ironiczny komentarz, kiedy Nagara bez szemrania wykonał jego polecenie. Przewrócił oczami, przenosząc wzrok na Harry'ego, który z niedowierzaniem wpatrywał się w tak niebywale potulnego Marco.

- Mów, młody.
- Taaaak... - Harry otrząsnął się ze zdumienia, czując wpełzający na policzki rumieniec.
- Harry? - Evan uniósł brwi na to zachowanie. Rumieniący się Potter? Co się dzisiaj dzieje z tymi ludźmi? - Co jest?
- Jakby wam to powiedzieć... No kurcze, nie wiem jak to ująć.
- Co się stało, mój piękny? - Marco zaniepokoiła niewyraźna mina chłopaka. - No dalej, wyduś to z siebie.
- Pocałowałem go - szepnął, spuszczając wzrok.
- Że co? - Na czole wampira pojawiła się mała zmarszczka. - Harry, powtórz.
- Pocałowałem Voldemorta.
- Ale... jak?
- Nie wiem, no... To był impuls, musiałem to zrobić.

Marco zamilkł, przymykając powieki. Opadł na oparcie kanapy i przyłożył dłoń do skroni, starając się przetrawić tę informację. Evan tymczasem przyglądał się Harry'emu z nieodgadnioną miną, po czym uśmiechnął się delikatnie, stwierdzając:

- To jeszcze nie wszystko.
- Tak. Przez to coś zrozumiałem.
- Kochasz go, prawda?

Potter spojrzał na niego zaskoczony, lecz skinął potakująco głową. W oczach śmierciożercy błysnęło coś niezidentyfikowanego.

- Skąd wiesz?
- Daj spokój, mały - roześmiał się cicho. - Powinieneś się już przyzwyczaić do tego, że widzę dużo więcej niż pozostali. Twój wampir też coś tam podejrzewał - zerknął na Marco, który sprawiał wrażenie ogłuszonego. - Ale najwyraźniej wciąż nie potrafi tego przetrawić.
- Marco? - Harry dopiero teraz spojrzał na opiekuna, którego twarz wydawała się jeszcze bledsza niż zazwyczaj. - Marco, powiedz coś.
- Skarbie... - Wampir skierował na niego lekko zamglony, jakby oddalony wzrok. - Czy ty... Ty...
- Marco? - Chłopak drgnął, widząc, że szafirowa barwa tęczówek mężczyzny przybiera powoli kolor ametystu. - Nie denerwuj się, proszę.
- Nie denerwuj się? - Nagara pochylił się w jego stronę, wysuwając kły. - Nie denerwuj się?! Cholera, nie powinienem był ci na to pozwolić! - wybuchnął nagle, zrywając się na równe nogi. - Ja pierdolę, ty cholerny gówniarzu, trzeba było cię stąd zabrać, póki był na to jeszcze czas! Nigdy nie powinienem był ci pozwolić spotkać się z tym pieprzonym psychopatą!
- Uspokój się! - Rosier próbował złapać mężczyznę, lecz ten odepchnął go z całej siły, przez co śmierciożerca wylądował na ścianie. - Marco, do cholery!
- Zabiję go! - Ametystowe oczy ciskały błyskawice. - Jeśli choćby pomyśli o tym, żeby cię skrzywdzić, to go zabiję, przysięgam!
- Marco... - Harry zbliżył się ostrożnie do wzburzonego wampira. - Proszę, uspokój się.
- Uspokój? - warknął wściekle, chwytając boleśnie jego ramiona. - Jak mam się uspokoić, wiedząc, że pokochałeś największego bydlaka jakiego widział ten świat?!
- Proszę, porozmawiajmy na spokojnie...
- Harry, kurwa! Powiedziałeś właśnie, że kochasz Voldemorta!
- Auu, Marco, proszę! - krzyknął, kiedy Nagara zacisnął dłonie, niemal miażdżąc mu kości. - Marco, to boli...

To zdawało się otrzeźwić rozwścieczonego mężczyznę, który ochłonął natychmiast, wyrzucając sobie porywczość. Rozluźnił uścisk i odsunął ręce, odwracając się tyłem do Pottera i oddychając głęboko, by się uspokoić.

- Marco, zrozum... - Usłyszał cichy szept chłopaka i poczuł drobną dłoń na swoim ramieniu. - Myślisz, że mi jest z tym łatwo?
- Harry...

Pokręcił głową, ponownie odwracając się do niego przodem i przyciągając Pottera do siebie. Przytulił go mocno, wdychając jego uspokajający zapach. Skoro jemu tak trudno to zrozumieć i zaakceptować, to co musi czuć sam Harry? Przecież właśnie dlatego tu przyszedł, po pomoc, wsparcie. Westchnął, ze smutkiem przyjmując, że choćby bardzo chciał, nic nie jest w stanie na to poradzić. Nie cofnie już czasu. Może jedynie stać u boku swojego zielonookiego roztrzepańca i być mu oparciem, którego teraz będzie potrzebował jak nigdy dotąd.

- Przepraszam, skarbie. - Objął go mocniej, kryjąc twarz w czarnych, potarganych włosach. - Wiedz, że zawsze przy tobie będę. A teraz wyrzuć z siebie to wszystko.

+++

W jednym z pogrążonych w mroku pokoi stał mężczyzna. Wpatrywał się zamyślonym, nieco zamglonym wzrokiem w niewielkie płomienie pełzające po nadpalonych polanach, za sprawą których powstała swoista gra cieni, odbijających się i tańczących na jego przystojnej twarzy. Kształtne, pełne usta wykrzywiły się w nikłym, niepokojącym uśmiechu.
W życiu każdego człowieka zdarzają się chwile triumfu i radości, szczególnie wtedy, gdy okazuje się, że zły los odwrócił swój bieg, okazując nareszcie swą łaskawość. W takich momentach ludzie cieszą się, świętują, ogłaszając światu swoją euforię, dzieląc się swym szczęściem. Ludzie najzwyczajniej w świecie czują.
Ale nie on. Bo on nie był zwykłym człowiekiem. Tom Marvolo Riddle zamiast szczęścia odczuwał jedynie coś na kształt satysfakcji. Zdawało mu się, że wyparł się innych uczuć już całkowicie. Odrzucił je, gardził nimi, lekceważył, nie akceptował. Zapomniał w jaki sposób je okazywać, wyrażać. Zapomniał, co znaczy tak po prostu czuć. Chociaż nie. Zapomnienie nie jest tutaj dobrym słowem. Nie można przecież zapomnieć czegoś, czego nigdy się nie zaznało.
Odegnał niechciane myśli, mrużąc lekko powieki. Roześmiał się zimno, gdy spojrzenie szkarłatnych oczu padło na sztylet, spoczywający na blacie pobliskiego stolika. Piękny, wyjątkowo ostry sztylet o czarnej rękojeści, wysadzanej drobnymi szmaragdami. Zdawał sobie sprawę z tego, że jego mały Ślizgon nie przypuszcza nawet jak wielką tajemnicę skrywa to niezwykłe narzędzie. Nie ma pojęcia, że gdyby nie przyjął bliźniaczego ostrza, że gdyby ów ostrze nie wchłonęło jego słodkiej krwi, nic nie wyglądałoby tak jak teraz. Nie wiedział, że to właśnie magia krwi pomogła mu ukierunkować myśli, sprawiając, iż z taką łatwością przyszło mu pogrążenie się w ciemności i akceptacja mrocznej strony jego duszy, co ostatecznie było warunkiem przeprowadzenia rytuału zespolenia. W zasadzie Riddle sam do końca nie wiedział, co podkusiło go do wysłania mu tego nadzwyczajnego prezentu. Wiedział tylko, że już od pamiętnego zajścia w Ministerstwie, gdy przypadkowo uwolnił tę wspaniałą, intensywnie mroczną energię kryjącą się w chłopaku, próbował wymyślić sposób, by dostać go w swe ręce. Dlatego też odkrywszy ten starodawny rytuał i zdobywszy legendarne sztylety, postanowił postawić wszystko na jedną kartę. A była to bardzo ryzykowna decyzja. W przypadku, gdyby coś poszło nie tak jak powinno, obaj mogliby stracić życie. Rytuał zespolenia miał bowiem swe źródło w najczarniejszej, dawno już zapomnianej i wyklętej przez czarodziejski świat magii. Jednak udało się. Jak na razie wszystko szło znakomicie. Pozostał już tylko ostatni etap... I nic nie jest w stanie mu przeszkodzić. Voldemort po prostu musiał go mieć. Wiedział, że nie minie wiele czasu, nim chłopak sam do niego przyjdzie błagając o uwagę, prosząc o każdy dotyk. Jakże mógłby mu odmówić? Udręczy go, uzależni od siebie, stanie się narkotykiem, bez którego Harry Potter nie będzie w stanie funkcjonować.

Ale Tom Marvolo Riddle nie miał pojęcia, że on również może się czasem mylić. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że coś przeoczył. Coś bardzo ważnego. Bo gdyby Tom zastanowił się nad tym, że pocałunek okazał się lepszy niż przypuszczał, gdyby zastanowił się nad tym, że z całej tej sytuacji czerpał również swego rodzaju przyjemność, gdyby zastanowił się nad tym, dlaczego ma tak wielką ochotę posiąść to młode, piękne ciało, dlaczego tak pragnie mieć je tylko i wyłącznie dla siebie...

Ale Tom tego nie zrobi. Kto wie, może i podświadomie zdaje sobie sprawę z istnienia czegoś nowego, czegoś mu nieznanego, ale pomija te niepokojące myśli z premedytacją spychając je głęboko, głęboko na odległy skraj umysłu. Bo to jest obce, bo Tom nie jest w stanie, nie rozumie, nie chce, a być może nawet boi się tego, co mógłby wtedy odkryć.

16 komentarzy:

  1. Okey... kurczę, te kilkanaście dni czekania były tego warte. Rozdział zaskoczył mnie totalnie. Marco i Evan? Jezu.... kobieto mało nie padłam na zawał. Marco na dole, wow. Jak sama widzisz bardziej elokwentny komentarz jest ponad moje siły.
    Czytając o Harrym pomyślałam sobie, że za chwilę wyłoni mi się Voldek, ale nie.... Ty to lubisz trzymać w napięciu.
    Ale teraz przynajmniej wiem, dlaczego Harry tak do niego(Voldzia_ lgnie i dlaczego Voldio tak go chce.

    ~Aksa

    OdpowiedzUsuń
  2. UAAAAAAU .... czekałam na ten rozdział...właściwie od przeczytania poprzedniej notki :D...ok, szczerze mówiąc to nie jestem zaskoczona, że Evan i Marco ze sobą...no bo proszę! - szalony śmierciożerca i wampir, tak to może się udać :D...a przemyślenia Tom'a adekwatne i szczerze powiedziałabym, że bardzo pasujące do jego osoby, a szczególnie ten pomysł ze sztyletem i pradawnym rytuałem...tak,takie zachowanie to tylko Voldi :D...no cóż...może końcówka troszkę niedopracowana..ale kim ja jestem, żeby zwracać Ci uwagę? :D..ja jestem bardzo zadowolona z całokształtu (jak zwykle? :) ) i szczerze mówiąc, najbardziej podobała mi się scena, kiedy nasz Harry wszedł do pokoju Evan'a :D tak, to było prze :D No i cóż mogę dodać nowego....CZEKAM Z NIECIERPLIWOŚCIĄ NA NOWY ROOOOOZDZIAŁ ! :D

    ~kajka vel Etna

    OdpowiedzUsuń
  3. Nareszcie!!!! Jest rozdział:) A co do niego, to... Marco jest TAKI słodki. Biedaczek, tak martwi się o Harry'ego - dobrze, że Evan go uspokaja i... relaksuje:)Hi, i trochę poskramia naszego wampirka:] Nie mogę się doczekać chwili, gdy Tom zrozumie, że kocha zielonookiego - choć nie podoba mi się, że go oszukuje. Z drugiej jednak strony bardzo dobrze pasuje to do tej postaci - nie jest w końcu jakimś łagodnym barankiem:) Nimue.

    OdpowiedzUsuń
  4. Marco się wypina? Oj Evan, Evan, jak ci się to udało ;D?
    Najbardziej podobają mi się rozmyślania Voldemorta. Chłopaczyna zapomniał, że zazwyczaj się uzależnia w dwie strony ;DD Zobaczymy jak wszystko potoczy się dalej.

    Znad krzaczastych brwi,
    Lau~

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej!
    Twój blog pokazała mi znajoma i stwierdzam, ze to cudo!
    Jestem dopiero na początku opowiadania, jednak musiałam światu oznajmić swoje przebycie na ten blog.
    Życzę weny,
    Peszek

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mam pojęcia co ci się w tym nie podoba. Moim zdaniem ten rozdział wyszedł świetnie. Wszystko, spotkanie Rosiera z Marco, przemyślenia Harry'ego oraz to co czuje Tom, a raczej to czego nie czuje, jest cudowne! Naprawdę, mogę powiedzieć nawet że ten rozdział podoba mi się nawet bardziej niż poprzednie. ;3
    Jej opis seksu Marco i Evana był boski. Aż mnie dreszcze przeszły jak to czytałam.;P Miałam uśmiech na twarzy przez cały czas jak o nich czytałam. Dopiero fragment o Tomie wprowadził mnie w jakaś tak dziwną melancholię i zaczęłam myśleć o tym co takiego zrobi nasz Czarny Pan. ;) Nie chcę żeby zranił Harry'ego xD.
    No i cała ta sprawa z tym sztyletem, fajnie wymyślone. ;P
    Pozdrawiam i do następnej notki. ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne opowiadanie od razu całe je pochłonęłam ;D Mam tylko małą uwagę do ostatnich dwóch rozdziałów są super ale wydaje mi się że napisy są zbyt małe. Jak ktoś czyta któreś opowiadanko z rzędu to wzrok mu wysiada ;) mam nadzieję że można to jakoś zmienić ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. No geniusz normalnie xD To opowiadanie jest epickie! XD Nie mogę się doczekać momentu,w którym Tom w końcu zorientuje się ,że coś czuje do Harry'ego ...No cud ,miód i orzeszki. I tak poza tym to PRAGNĘ WIĘCEJ ! XD Ze zniecierpliwieniem czekam na następny rozdział .

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej, hej , hej... ;d
    Oj ja zła, zła, zła, dawno tu nie komentowałam. Przepraszam ;c Brak czasu , dobija mnie....
    Wiem jedno, że na pewno to nadrobię.
    Kiedy? To się jeszcze okażę.
    Koniec mojej gadaniny, przechodzimy do komentowania.
    Moim zdaniem ten rozdział jest świetny. Świetny? To za mało powiedziane ! To jest cudoooo!
    Nigdy nie sądziłam , że Marco i Evan przyczynią się do zrobienia takiej rzeczy. Czytałam to będąc w ogromnym szoku. Normalnie dreszcze po mnie przechodziły, ale mimo wszystko czytałam to z uśmiechem na twarzy.
    Cóż ludzie się zmieniają.
    A to wejście smoka Harry'ego? mrr...
    Już chciałabym zobaczyć ich minę, jak zobaczyli harry'ego paradującego do ich pokoju. Musiało być to cudowne przeżycie Hahaha.
    Początkowo zdziwiło mnie zachowanie Marco. Tak naskoczył Harry'ego... Oj on zły... Dobrze, że potem się uspokoił.
    Ciekawie opisałaś Voldzia..
    Nic więcej nie powiem, bo nie mam siły. Heh...
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
    Dziękuje, za powiadamianie, mam nadzieje, ze mimo moich zaległosci, dalej bd mnie informować.
    Pozdrawiam, życzę dużo weny.
    Czarna z bloga http://hp-i-straszna-prawda.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  10. Wybacz, że nie skomentowałam wcześniej, ale kiedy próbowałam wejść na Twój blog zalogowana, to taki miły komunikat mi się wyświetlał, że nie jestem pełnoletnia... Jakbym o tym nie wiedziała xD
    Więc... :D Wiesz, że mi się strasznie spodobał ten rozdział? Ale tak bardzo bardzo? :D I co Ty tam gadasz, że coś Ci nie pasuje, co? Nie znasz się po prostu, bo rozdział świetny ;p Komentarz będzie trochę dłuższy, gdyż, iż, ponieważ przeczytam jeszcze raz, bo komentowanie po ponad tygodniu od wstawienia notki nie jest fajne xD Ale oczywiście nie przeszkadza Ci to nie? ^^
    Marco i... Evan. Nie pomyślałabym w życiu o tej parze! Tu mnie mega zaskoczyłaś. Oczywiście pozytywnie co by nie było ;p Od zawsze lubiłam Twojego Evana. W sumie to teraz go lubię nawet bardziej xD
    Dalej Harry. Hahah xD Chciałabym widzieć jego minę, kiedy wszedł do pokoju. Po dialogu wydaje się, że go tak otępiło trochę, ale w sumie nic dziwnego, że nie miał nic przeciwko temu. No i teraz Czarny Pan nie będzie tak zazdrosny, kiedy Evan będzie rozmawiał z Harry'm czy coś. Przynajmniej jeśli się o tym dowie. Wkurzyło mnie trochę zachowanie Marco. Dobrze, że się w końcu opanował. Myślę jednak, że można mu wybaczyć ten wybuch, skoro jest wampirkiem ^^
    Ej, ej, ej! Co ten Voldi znowu knuje, hę? To znaczy... On cały życie knuje, ale no xD Dziura w planie? Oj nie ładnie ;p No ale nawet on nie może przewidzieć wszystkiego.
    Czekam na następną notkę i mam nadzieję, że blogspot znowu mi czegoś takiego dziwnego nie zrobi xD Bo to było... dziwne xD Już się przymierzałam, żeby skomentować z Anonima, ale dało radę ^^
    Weny :))

    OdpowiedzUsuń
  11. Hejka!
    Sorki, ze wcześniej nie skomentowałam tego (ani tamtego) rozdziału, ale tak się rozchorowałam, ze wylądowałam w szpitalu i później te zaległości...szkoda pisać. +.+
    Rozdzialik cudny, moje emocje były dość mieszane gdy się dowiedziałam, ze Marco będzie uke O.O I ten Harry, niech się nie martwi! ;D Ale ten Tom to mógłby się jednak trochę pod koniec zastanowić nad tym całym planem, no! Ale i tak będzie wielka big love i właśnie z tego powodu mam zaciesz! :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Sorki, zapomniałam się podpisać. Ta wyżej to ja! Mhahahaha, a tak na serio to Kawaii-Neko.

    OdpowiedzUsuń
  13. Super!!! Proszę, wejdź na mojego bloga :D Piszę opowiadanie "Harry Potter i Srebrna Prawda" jest to opowiadanie w podobnym do twojego stylu =P http://opowiadania-hangug.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Super opowiadanko fajnie ze na nie trafiłam oby takich wiecej :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Witam,
    Evan i Marco razem, och to cudownie i Marco taki potulny, dobrze, że Harry nie wpadł tam w trakcie ;]
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  16. Hej,
    o tak, o tak Evan i Marco razem ;) cudownie, Marco taki potulny, dobrze, że Harry nie wpadł tam w trakcie ;] bo by było....
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń