piątek, 1 marca 2013

Rozdział XXXV

Kawaii-Neko - będę stopniowo dawać informacje o przeszłości Marco, więc jego postępowanie troszkę się rozjaśni. A Noc Syriusza... hmm... czytaj;)
Mariposa - o nie, nie będę tworzyć "Mody na sukces". Zapisałabym się na śmierć.
Czarna Lady - jak wyżej - żadnej "Mody na sukces". Ale, ale... co Ty chcesz zrobić mojemu wampirkowi? Nie zgadzam się.
Kathes - oj, to Cię niechcący i przedwcześnie podpuściłam. Na mękę Marco musisz poczekać do 36 rozdziału (chyba).
Vivienn - ooo, lubię ciasteczka. Krew, flaki i mózg na ścianie będą, a jakże. I to całkiem niedługo.
Bloody Vicky - nie, nie będę kastrować wampirów. Za bardzo je lubię, szczególnie tego mojego. Od razu też mówię, że Syriusza ożywiać nie mam zamiaru. Nie chcę kombinować i tworzyć nie wiadomo jakich cudów z biedną zasłonką. Może za to w kolejnym opowiadaniu będzie żywy? Kto wie.
Caathy - ślepa ja oczywiście nie zauważyłam, że pojawił się u Ciebie nowy rozdział -.- Nadrobię jak znajdę chwilę.

Wybaczcie ten kilkudniowy poślizg, ale komputer odmówił mi współpracy akurat w momencie, gdy miałam otwartych kilka plików, co zaowocowało tym, że spora część rozdziału poszła się... ekhmm, no. O reszcie dokumentów w ogóle nie wspominam -.- W każdym razie musiałam napisać kawałek od nowa, dlatego też wstawiam dopiero teraz. Ponadto tym, którzy zdążyli już zapomnieć, przypominam o moim awanturniczym psie i kocie ninja. Nic się nie zmieniło - będą mnie bronić.

Miłego czytania.

***

Theo wszedł do Pokoju Wspólnego i zmarszczył brwi, szukając wzrokiem przyjaciół. Dostrzegł Draco i Blaise'a przy jednym ze stolików, więc podszedł do nich i przysiadł na oparciu kanapy, którą zajmowali. Odrzucił swoją torbę na najbliższy fotel i zerknął blondynowi przez ramię, by zobaczyć nad czym pracuje.

- Dopiero robicie zadanie z transmutacji? - mruknął, po czym wskazał palcem odpowiedź na pytanie piąte. - To jest źle.
- Co konkretnie? - zapytał Malfoy. - Wymowa, akcent, zapis, ruch różdżki?
- Akcent. Kładziemy nacisk na przedostatnią sylabę.
- A nie mówiłem? - Draco spojrzał z triumfem na Blaise'a, który zrobił kwaśną minę. - Znowu miałem rację.
- Cholera, no. Nie cierpię tego - westchnął Zabini i skreślił coś na swoim pergaminie. - Gdzie się podziewałeś tyle czasu, nasz ty osobisty, transmutacyjny geniuszu?
- Tu i tam...
- Odpowiedź godna Mortisa - parsknął Blaise. - Chyba za dużo z nim przebywasz.
- Bardzo śmieszne - burknął Nott i zmrużył oczy, wskazując Malfoyowi kolejną błędną odpowiedź. - Ósme jest podchwytliwe. Napisz, że przemiana w tak wczesnym stadium jest niemożliwa. 
- Blaise, ty dupku - jęknął Draco, poprawiając zadanie. - Skąd ty brałeś te odpowiedzi, co?
- No co, mówiłem przecież, że nie znoszę transmutacji - mruknął zapytany, przenosząc ponownie swą uwagę na Notta. - A ty nie myśl sobie, że wymigasz się od odpowiedzi!
- Jakże bym śmiał - prychnął, dalej studiując tekst przyjaciela. - Jeśli nie możecie przeżyć bez wiedzy o tym, gdzie przebywam w czasie wolnym, to proszę bardzo. Byłem w Pokoju Życzeń. Zadowoleni?
- Prawie, prawie... Dlaczego tak długo? Co tam robiłeś?
- Głupek - warknął Theo i pacnął rozbawionego Blaise'a rolką pergaminu. - Uczyłem Ryana oklumencji.
- Dlaczego nie poprosił Harry'ego? - Draco spojrzał na niego ze zdziwieniem. - On jest w tym najlepszy.
- Ma już zbyt wiele na głowie - odpowiedział mu Ryan, który właśnie wszedł do Pokoju Wspólnego. Odsunął torbę Notta i przysiadł na skraju fotela. - Nie chciałem mu dokładać.
- A tak w ogóle, to gdzie on jest? - Theo rozejrzał się, przeczesując włosy palcami. - Mieliśmy iść dzisiaj razem, prawda?
- No tak, ty nic nie wiesz. - Blaise klepnął się w czoło. - Poszedł spotkać się z Marco. Powiedział, że Evan zabierze nas do Dworu.
- Dlaczego on?
- A jak myślisz? - Draco przewrócił oczami. - Znasz go. Jak on to mawia? Dzień bez ryzyka, dniem straconym?
- Tak. - Theo skrzywił się i wstał. - Lepiej się powoli zbierajmy, skoro to właśnie on ma nas zabrać.
- Racja. - Malfoy zaczął pakować swoje rzeczy. - On nie lubi czekać.
- Nie wiem jakim cudem Potter się z nim dogaduje. - Zabini pokręcił z niedowierzaniem głową. - Ten facet mnie czasami przeraża.
- Kim jest ten cały Evan? - spytał Moore. Zarumienił się nieznacznie, kiedy pozostali spojrzeli na niego z konsternacją. - No co? 
- Nieważne - warknął Draco, nagle zły. - Zapomnij, że w ogóle usłyszałeś to imię.
- Dlaczego nie chcecie mi powiedzieć? - zaprotestował. - Dosyć często o nim wspominacie, szczególnie Harry, a ja nie mam pojęcia o kim mówicie!
- I lepiej, żeby tak właśnie pozostało - rzucił Blaise i poklepał go po ramieniu. - A teraz wybacz, ale musimy już iść.
- Ale...
- Ryan.

Chłopak ugryzł się boleśnie w język i posłusznie zamilkł, kiedy usłyszał warknięcie Theo. Odwrócił wzrok, dostrzegając jego ostrzegawcze spojrzenie. Niby nic nowego, ale jednak zabolało. Zacisnął zęby, spuścił głowę i tylko obserwował spode łba jak pozostali Ślizgoni zgarniają swoje rzeczy i odnoszą je do dormitoriów. 
Ryan nie znosił tych momentów. Co prawda takie sytuacje nie zdarzały się codziennie, ani nawet kilka razy w tygodniu, lecz wystarczająco często, by chłopak zdążył szczerze je znienawidzić. Nie znosił, gdy to robili, przez co czasami naprawdę tęsknił do swoich początków w Domu Węża. Może on i jego współdomownicy nie byli wtedy tak blisko, ale dzięki temu trzymali go w nieświadomości i liczyli się ze słowami, a on nie musiał mierzyć się z ich złością. Nie to, co teraz. Oczywiście doceniał to, że jego stosunki ze Ślizgonami uległy polepszeniu, ale w takich chwilach miał chłopaków serdecznie dość. Coraz bardziej irytował go fakt, że rozmawiali swobodnie między sobą, zupełnie o nim zapominając, a kiedy zdarzyło się, że o coś zapytał, patrzyli na niego w zdumieniu, najwyraźniej zaskoczeni jego obecnością i zmieniali nagle temat, kompletnie wściekli, że powiedzieli zbyt wiele. Najczęściej zbywali go lub ignorowali, choć bywało i tak, że stawali się złośliwi i opryskliwi, wyładowując na nim swą frustrację. 
Moore naprawdę rozumiał, że kumple mogą mieć swoje tajemnice. Doskonale wiedział kim są i że w związku z tym nie mają nawet prawa zdradzić mu zbyt wiele, ale doprawdy! Ileż można? To przecież nie jego wina, że za dużo wypaplali. Ryan miał po prostu dość tego, że w jednej chwili wszystko jest w porządku, a już w następnej jest traktowany niczym piąte koło u wozu. Niestety, aż za dobrze zdawał sobie także sprawę z tego, że to się nie zmieni. Zdążył już nawet pogodzić się z lekceważeniem ze strony Blaise'a, Draco, czy Harry'ego, a w zasadzie szczególnie ze strony dwóch ostatnich, ale Theo? Po dzisiejszym dniu? 
Przygryzł wargę i rozsiadł się wygodniej, zaraz jednak syknął, krzywiąc się niemiłosiernie i ponownie przesunął się na skraj fotela. Czuł jak delikatny rumieniec zabarwia jego policzki, gdy kilka osób zerknęło na niego ze zdziwieniem. Merlinie, jest takim kretynem. Zachichotał cicho pod nosem, żałośnie przeklinając swoją głupotę. Czemu się tak dziwił? Na co liczył? Przecież on i Theo nic sobie nie obiecywali, a przynajmniej z ust Notta nie padły żadne deklaracje. Zresztą, nawet jeśli tak by się stało, to co z tego? Co by mu to dało? I tak nie miał Znaku, co automatycznie umieszczało go na dotychczasowej pozycji.

Tymczasem Draco, Blaise i Theo opuścili Pokój Wspólny i udali się podziemnym tunelem do Wrzeszczącej Chaty, skąd miał odebrać ich Rosier. Śmiali się i żartowali, umilając sobie drogę wesołą pogawędką. Nie mieli pojęcia, co przyniesie im nadchodząca noc i że minie jeszcze wiele czasu, nim jeden z nich ponownie ujrzy mury Hogwartu.

+++

Marco przymknął oczy, gdy złocisty płyn spłynął wzdłuż jego przełyku, pozostawiając po sobie przyjemne pieczenie. Uwielbiał szkocką i zawsze zaopatrywał niewielki barek w odpowiednią jej ilość. Sięgał po ten trunek często, zarówno w dobrych, jak i złych chwilach swego długiego życia. Mógł sobie na to pozwolić. Zależnie od sytuacji, przynosił mu relaks lub ukojenie, a jako wampir nie musiał przejmować się czymś tak trywialnym jak ograniczanie jego spożycia. Nie był człowiekiem, a w każdym razie nie w pełni znaczenia tego słowa i na pewno nie żywym, jeśli brać pod uwagę kategorie ludzkiego postrzegania. Jednakże dzisiejszego wieczoru whisky nie przyniosła ze sobą upragnionego wytchnienia. Nic nie było w stanie mu pomóc. Nie teraz, kiedy w pokoju obok ważyły się jego dalsze losy. Wampir był pewny, że Harry go znienawidzi. Wiedział, że powinien pokazać mu te wspomnienia wcześniej, lecz odkładał tę chwilę w nieskończoność, aż w końcu nadszedł czas, gdy nie miał już wyboru. Dlaczego tak zwlekał? Przecież Harry już od dawna był gotów na przyjęcie ich i całego ciężaru jaki ze sobą niosły. Marco zaśmiał się gorzko na wspomnienie Syriusza, tak zawstydzonego i pokonanego, a jednak szepczącego uparcie, że wampir za bardzo przywiąże się do jego chrześniaka. Pamiętał jak kpił z mężczyzny, jak drwił z niego bezlitośnie, wyrzucając mu głupotę. Ale czyż Marco nie miał powodów, by sądzić, że słowa Syriusza są niczym więcej, niż stekiem najzwyklejszych w świecie bzdur? Przecież sama myśl o przywiązaniu się do kogokolwiek wywoływała w Nagarze co najmniej zniesmaczenie, zabarwione pełnym politowania uśmiechem. A jednak Syriusz miał rację. Zależało mu. 
Marco wiedział, że Potter jest w stanie wiele mu wybaczyć. Prawdopodobnie niewiele obchodziło go okrucieństwo wampira, skoro sam pogardzał otaczającym go światem. Ale Marco wiedział także, że jest jedna rzecz, której Harry nie potrafił znieść. Krzywda najbliższych. No cóż, tak się złożyło, że Marco popełnił ów niewybaczalny błąd i z pełną premedytacją skrzywdził Syriusza. I Regulusa. Co z tego, że Harry nie znał tego drugiego? Ślizgon miał niemalże obsesję na punkcie swych najbliższych, a z nieznanych wampirowi powodów, zaliczał do ich grona także dawno zmarłego Rega. Chłopaka, do którego był tak straszliwie podobny. I tym razem Syriusz się nie mylił. Harry i Regulus naprawdę byli praktycznie identyczni. Gdyby Marco nie wiedział, że to niemożliwe, snułby niemałe podejrzenia, co do tego, że ci dwaj utrzymują ze sobą kontakt. Inaczej nie był w stanie tego wytłumaczyć. Harry zbyt często wykonywał gesty, czy używał powiedzonek tak charakterystycznych dla młodszego Blacka. Ale nie... Regulus był niezaprzeczalnie martwy. Marco wciąż jeszcze pamiętał noc, straszną noc, gdy klęczał w deszczu, trzymając w ramionach jego bezwładne ciało. A dziś prawdopodobnie straci kolejną bliską mu osobę. Dlaczego miałoby stać się inaczej? Harry nie miał pojęcia ile tak naprawdę znaczył dla Marco. Po tym, co chłopak ujrzy w myślodsiewni, będzie miał pełne prawo podejrzewać, że był tylko kolejną osobą, którą mężczyzna wykorzystał do zaspokojenia swych potrzeb. W zasadzie, to przecież właśnie tak miało być. Nie mógł wiedzieć, że wszystko się zmieniło.

Czas mijał nieubłaganie, a każda kolejna minuta stanowiła dla wampira swoistą torturę, której smak znają jedynie osoby, którym przyszło oczekiwać na nieunikniony wyrok. Tym właśnie stała się dla Marco decyzja Harry'ego. Wyrokiem, określającym jego być, czy nie być. Wyrokiem, nadającym sens jego istnieniu. Wyrokiem, kształtującym jego byt. Jeśli taka będzie wola Pottera, Marco odejdzie. Odejdzie z podniesioną głową, ponownie rozpoczynając swą wędrówkę. Znów samotnie. Bez Harry'ego. Pogrąży się w krwi i zapomnieniu. I tylko czasem wspomni chłopca, który wybudził go z letargu. Znów będzie podróżował, siejąc zamęt i spustoszenie, krzywdząc i niszcząc, sycąc się strachem. Byle zapomnieć. Raz już prawie mu się udało. Kto wie, może teraz mu się powiedzie? Tak, czas wyruszyć w kolejną samotną podróż. Bez Evana. I tylko czasem wspomni mężczyznę, który na nowo rozpalił w nim ogień.

Cichy dźwięk wyrwał Marco z zamyślenia. Poderwał głowę, wytężając słuch. Czy to szloch? Czyli nadszedł czas. Harry opuścił myślodsiewnię. Co się teraz stanie? Wampir wstał i odstawił pustą już szklankę na stolik, po czym podszedł do zamkniętych drzwi salonu. Oparł czoło o gładką, drewnianą powierzchnię, słuchając płaczu chłopaka. Nie mógł mu przerywać, choć dałby naprawdę wiele, by móc być teraz przy nim i przynajmniej odrobinę złagodzić jego ból. Ale nagle szloch ucichł, zastąpiony przez coś innego. Niepokojącego. O wiele gorszego. Marco otworzył gwałtownie drzwi, niemal wyrywając je z zawiasów i wbiegł do salonu, a to, co ujrzał sprawiło, że sparaliżował go strach.

+++

Tom był niespokojny. Od pewnego czasu odczuwał dziwne wzburzenie, choć skłamałby twierdząc, że było to jedynym niezwykłym zjawiskiem. Wzburzeniu towarzyszyły także ekscytacja, irytacja i podniecenie oraz - niech Salazar przeklnie dzień, w którym to przyznał - nikły cień lęku. Emocje burzyły się w nim i kotłowały, a on, chyba po raz pierwszy w życiu, nie potrafił nad nimi zapanować. Stan czarnoksiężnika pogarszał się minuta po minucie, jak gdyby coś podtrzymywało niespotykaną niemoc i celowo utrudniało mu odzyskanie kontroli nad ciałem i umysłem. Riddle nie miał pojęcia dlaczego dzień, który zapowiadał się tak zwyczajnie, zmienił się nagle w pełną chaosu walkę z jego własną podświadomością, która uparcie podsycała niepokój i nie pozwalała mężczyźnie dojść do ładu z wrzącymi uczuciami. Miał wrażenie, że napięcie opanowało każdą, najmniejszą komórkę jego ciała, drażniąc i niemalże boleśnie wyostrzając wszystkie możliwe zmysły. Dzwoniąca w uszach cisza stawała się nie do zniesienia i nie były w stanie się przez nią przebić nawet przeraźliwe krzyki mugoli, którzy mieli właśnie okazję ku temu, by przekonać się jak okrutnie bolesna bywa wściekłość Lorda Voldemorta. 

Obecni w Dworze śmierciożercy wyczuwali rozdrażnienie Voldemorta i umykali w popłochu przed swym panem, kiedy kroczył mrocznymi korytarzami, gotów skierować swą złość na nieszczęśnika, który nieuważnie stanie na jego drodze. Jedynie nieliczni członkowie Wewnętrznego Kręgu, którzy praktycznie nigdy nie byli narażeni na gniew swego Mistrza, podążali za nim krok w krok i obserwowali z trwogą jak ten traci nad sobą panowanie, mordując przebywających w lochach więźniów. Nie rozumieli dlaczego Czarny Pan wsłuchuje się z niezrozumiałym wzburzeniem w ich wrzaski, które zazwyczaj sprawiały mu przecież wyraźną przyjemność. Nie rozumieli, dlaczego zamiast się uspokoić, wydawał się coraz bardziej wściekły. Do czasu. I im udzielił się w końcu jego niepokój, gdy powietrze zdawało się gęstnieć, przesycone duszną atmosferą oczekiwania na... No właśnie. Na co? Wszyscy, bez wyjątku, wpatrywali się z podszytą grozą fascynacją w swego Lorda. I tylko najwrażliwsi z nich, ci najbardziej wyczuleni na magię, mogli przez krótką, niezwykle ulotną chwilę zauważyć, że wyryty na ich przedramieniu Mroczny Znak wydaje się delikatnie naelektryzowany.  

Tymczasem Voldemort nie zważał w najmniejszym nawet stopniu na poruszenie jakie wywołał wśród podwładnych swym nietypowym zachowaniem. Nie mógł znieść dłużej krzyków i tej uciążliwej, cholernie głośnej ciszy. Napięcie wciąż narastało, a wraz z nim frustracja i wręcz rozsadzająca ciało furia. Czuł jak ostatecznie traci kontrolę, a jego magia się uzewnętrznia, unosi i iskrzy wokół niego, cudownie mroczna i nieokiełznana. I wtedy to się stało. Tom zamarł w bezruchu, by już po chwili osunąć się po lodowatej ścianie, gdy każdy jego nerw zapłonął pod wpływem obezwładniającego bólu.

+++

Harry wynurzył się z myślodsiewni, gwałtownie łapiąc haust powietrza. Nogi się pod nim ugięły, a z ust wyrwał szloch, kiedy zrozumiał jak wielkie było poświęcenie Syriusza. Dlaczego, dlaczego on to zrobił? Mógł żyć. Żyłby, gdyby tylko nie kochał tak bardzo swego chrześniaka. Zamiast tego pozwolił, aby mordowała go jego własna magia, kawałek po kawałku rozrywając duszę i obracając w pył magiczny rdzeń. 

I jak on sam mógł teraz z tym żyć? No jak?! Jak Harry, po raz kolejny, mógł znieść świadomość tego, że ukochana osoba poświęciła się dla niego? Dlaczego nikt nie pomyślał o tym, że Harry wolałby zginąć, niż pozwolić komukolwiek bliskiemu oddać swe życie w zamian za to, by on dalej tkwił na tym świecie? Dość... Już dość... Więcej tego nie zniesie. Nigdy już nie pozwoli, żeby jego najbliżsi cierpieli męki, idąc za niego na śmierć. Prędzej sam zginie.

I Bella... Harry wolał nawet nie myśleć o tym, co stałoby się z Syriuszem, gdyby nie ona. Jak wielką męczarnią byłaby jego śmierć? Zawył, przysięgając na swoją magię, że zniszczy Dumbledore'a. Skrzywdzi go, zrani, zabije. Jakim cudem za pogodną, dobrotliwą powłoką staruszka, mogło kryć się tak straszliwie okrutne wnętrze? Nawet Voldemort nie bywał tak bezlitosny! Potter na czworakach dotarł do wielkiego okna i uwiesił się na parapecie, powoli się podnosząc. Ogłuszony bólem i wspomnieniami, przywarł do chłodnej szyby i szukał gorączkowo wzrokiem najjaśniejszej gwiazdy, łkając cichutko nad nieszczęśliwym losem ukochanej osoby.

Dopiero, kiedy jego ciało przeszył nagły spazm przeraźliwego bólu, a pole widzenia przesłoniła krwawa mgła, zrozumiał. Przez przyćmiony cierpieniem umysł zdołała przedrzeć się jedna, ważna informacja. 

To dziś.

Zgiął się wpół, a oczy zaszły mu łzami, gdy kaszlał, wyczuwając jak niewidzialne pęta ściskają jego klatkę piersiową i utrudniają oddychanie. Upadł, bezskutecznie próbując złapać oddech i krztusząc się dziwnie ciężkim powietrzem. Na przemian rzucał się i kulił, gdy potężna niewidzialna siła rozszarpywała jego świadomość, a fale szkarłatnej magii zbierały się wokół ciała i uderzały z ogromną siłą, wlewając się w niego i wdzierając gwałtem w najdalsze zakamarki duszy, ciała i umysłu. Wzrok odmawiał mu posłuszeństwa, przez łzy przebijała się jedynie głęboka czerwień, doprowadzając go niemal do obłędu. Nie słyszał nic, prócz uporczywej, drgającej, brzęczącej i atakującej go z każdej strony ciszy. Nie krzyczał już, nie mógł. Gardło było całkowicie zdarte, a w płucach zabrakło tlenu.
Nie słyszał rozpaczliwych słów Marco, starającego się pokonać niewidzialną barierę, która oddzielała go od udręczonego chłopaka. Cierpiał męki i katusze, balansując niebezpiecznie na skraju świadomości. Nie czuł nawet jak targane boleścią ciało unosi się wysoko w powietrze, otoczone wibrującą, dziką energią, próbującą znaleźć drogę do jego wnętrza. Na przemian docierały do niego lodowate zimno i ogniste gorąco, walczące ze sobą, kumulujące się w miejscu starcia. I gdy umysł Harry'ego znalazł się na cienkiej granicy, oddzielającej otumaniony umysł od szaleństwa, gdy myślał, że to już koniec, że dłużej już nie wytrzyma... wszystko ustało. Otworzył oczy, widząc jedynie mgliste, krwawe kształy. I wtedy wzbierająca w nim magia wybuchła. Drobne ciało wygięło się w łuk, a z ust wyrwał się przeszywający krzyk, kiedy nagły strumień ogromnej mocy wypełnił go w całości, rozdzierając i niszcząc resztki świadomości. Nie czuł już nic. Zapadła ciemność.

Oszalały ze strachu Marco obserwował jak ciało Harry'ego powoli opada, a szkarłatna mgła rozprasza się, niwelując niewidzialną barierę. Podbiegł natychmiast do znękanego, straszliwie bladego chłopaka, padając przy nim na kolana i biorąc kruche, trzęsące się ciało w ramiona. Tulił je do siebie, patrząc w szkliste, szmaragdowe tęczówki i błagał w duchu, by Syriusz się nie mylił. Nie mógł go stracić. Nie teraz, gdy jego wampirze serce odnalazło upragniony spokój. Zamknął oczy, chowając twarz w czarnych, wilgotnych włosach. Wstrzymał oddech, kiedy drgawki ustały. Zmusił się do rozchylenia powiek i spojrzenia na nieruchome, tak drobne, niemal niknące w jego objęciach ciało. 
Nie.
Nie, nie, nie! Po raz pierwszy od śmierci Regulusa, po bladych policzkach wampira spłynęły krwiste łzy. Świat zatrzymał się w miejscu. W pustym, mrocznym domu zapadła ogłuszająca cisza, którą przerwał wydobywający się z gardła Marco, przeraźliwie bolesny, niemal zwierzęcy wrzask. 
Serce Harry'ego przestało bić.

18 komentarzy:

  1. Matko. nie było mnie tutaj tak dawno. Przepraszam!

    Czytałam z zapartym tchem, ale.. nie, nosz kurcze, nie możesz tego zrobić... Nie zabiłaś Harry'ego, prawda?
    Zresztą dowiem się tego zapewne w następnym rozdziale... huh czekam.
    ~Aska

    OdpowiedzUsuń
  2. Niee no błagam! Harry'ego zabijać? ;_;
    Nie zabiłaś go? No weź Harruś miał być długowieczny ;_; Co do Marco to może dziwna jestem, bo poprzedni rozdział który go oczerniał sprawił że go bardziej lubię :)
    Biedny Marco, stracił już drugą bliską osobę prawie w ten sam sposób. Wredna jesteś! Końcówka mnie trochę przybiła ale rozdział świetny. Cieszy mnie że piszesz je długie, nawet nie narzekam na ich dodawanie, bo wiem że musi ci to trochę zajmować :P
    Nie zrozumiałam też czy pisząc"minie jeszcze wiele czasu, nim jeden z nich ponownie ujrzy mury Hogwartu" chodziło o Harry'ego czy o któregoś z chłopaków. Jeśli druga opcja to stawiam na Theo, ostatnio dużo wokół niego się dzieje.
    Lubie twój blog (dobra, nie oszukujmy się-uwielbiam) też za to że utrzymuje tą aurę tajemniczości, nie jak opowiadania w stylu; Jestem Harry Potter-Gryffindor-Slytherin-Hufelpuff-Ravenoclow-Merlin. Jestem członkiem najlepszej maffi na świecie mój pseudonim zna cała Anglia i jestem wampiro-wilko-elfo-czarnomagiem...
    Świetnie konstruujesz ogólną całość, widać że wiesz co piszesz :P
    Pozdrawiam ze stałymi życzeniami weny
    Kathes

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda mi Marco nie życzę mu juz śmierci... Tak tragicznej... Dobra wogóle mu ju nie życze śmierci. Znów umarła mu osoba na, której mu zależało. Jeżeli mi uśmiercisz Harrusia to do ciebie przyjdę i poderznę ci gardło :). Theo i Ray w końcu TO zrobili czekam jeszcze aż ze sobą będą. Notka cudo, czekam z niecierpliwością na następną. KRWIIIIIII! ~*~ Czarna Lady

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze napisałaś kuzyneczko jeżeli nam uśmiercisz Harrusia to do ciebie przyjdziemy i poderzniemy ci gardło. Notka cudo WENY życzę ~*~ Czarny Pan

      Usuń
    2. Czarny?! Od kiedy ty czytasz yaoi?? i dlaczego ja o tym nie wiedziałam? ~*~ Czarna Lady

      Usuń
    3. Zacząłem czytać yaoi po zapoznaniu się z moonlight-secret.blog.onet.pl. Poza tym Przebudzenie jest fenomenalne ~*~ Czarny Pan

      Usuń
  4. Nie, nie, nie!! nie może przestać bić jego serce!
    O kurcze, to dopiero był rozdział!
    Aż nie wiem co pisać, jestem w szoku tą końcówką po prostu ;p
    I to jeszcze w takim momencie urwałaś!
    Ja chce dalej ;p
    Sylwia Slytherin ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak zabijesz Harrego to... Nie zabijesz go prawda? Co sie stało Mortisowi że takie cyrki się tam działy? Tracił swoją magię czy co?
    Czekamy na następne notki :)
    Pozdrawiam
    Bloody Vicky :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Juuuż wiem! Harry dostał moc Syriusza którą wyniszczył Dumbledore... Ahhh...
    Życzę weny :)
    Bloody Vicky

    OdpowiedzUsuń
  7. Niech Harry nie umiera!! Jego serducho ma się wziąć do roboty i bić!!
    Genialny rozdział, czyta się jednym tchem, wręcz nie można się oderwać, tak wciąga.
    Zgadzam się z Bloody Vicki, nie wiem czy zgaduje czy wie, ale podoba mi się pomysł, że Harry miałby dostać moc Syriusza:) tylko, żeby żył, ale to główny bohater, nie zabijesz go, prawda?
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział i życzę dużo, dużo weny
    Evertens

    OdpowiedzUsuń
  8. Hmm... Kto by przypuszczał, że z Theo jest taki mistrzunio transmutacji? (oryginalny początek, nie zaczęłam krzyczeć *Nieeee! Jak mogłaś zrobić coś takiego?! Zabiję cię! xD* Jestem z siebie po prostu dumna!) Ale tak na serio. Jak ON mógł tak potraktować...yyyy.... Jakoś tak zawsze zapominam jego imienia -.-... to był... O! Ryan! No! Co za cham z niego! Tylko co oni tak robili?! Kiedy dasz te wspaniałe ich wspomnienia? @*^-^*@ Dobrze tak temu vampajerowi! Ten stres. Żeby się czasem nie zesrał (xD). Szkoda tylko, że efektem ubocznym były rzewne łzy Mortisa (O.o). Ale on też popłacze, popłacze, będzie na niego zły, ale i tak zapewne mu wybaczy. (A szkoda.) Tylko nie ogarniam tego z tym Voldemortem. O co cho? O.o On zemdlał (xD) czy co?
    Weny,
    Kawaii-Neko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i mam takie pytanko. Zapomniałam go napisać wyżej.
      Czy Tom/Voldemort wie, że Harry już to robił i że nie jest dziewicą (xD)? A jeśli tak to dlaczego nie zrobił o to rabanu krzycząc *Ja was wszystkich pozabijam!* ?
      Kawaii-Neko

      Usuń
  9. Przepraszam, że komentuje tak późno, ale przez ostatni tydzień nie mam ani chwili wytchnienia. Dopiero teraz przeczytałam i muszę stwierdzić, że ty to jesteś. :D O mało zawału nie dostałam jak to przeczytałam. Ty chcesz mnie zabić? Nie no serio pytam. :)
    Harry nie może umrzeć. :P No po prostu nie wiem co mam więcej powiedzieć, bo mnie zatkało. Ale i tak nie zginie, nie? XD
    Do tego szkoda my Ryana. Mogli by go już bardziej wtajemniczyć, zwłaszcza Theo. Jest taką fajną postacią.
    Nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Wciąż zastanawiam się jak to wszystko rozegrasz.
    Życzę ci weny i pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
  10. JEJUUUUU tak dawno mnie nie było i w ogóle wielkie PRZEPRASZAM ZA TO...niby szkoła nie zając i nie ucieknie ale jak ucieknie to pala do dziennika..no i ferie z kompem, który wyłączał się niemal non stop...no okej dość lamentu - czas na prawdziwy komentarz : ) OK - kiedyś mówiłam, że twój fan fick jest świetny..CÓŻ ZA HEREZJA!! Twój blog jest MISZCZEM przez wielkie M..jeszcze nigdy w mojej karierze czytelnika nie poryczałam się, słowo harcerza!!A te wspomnienia Marco - no arcymiszczunio - te emocje, ten opis, to...coś! no niesamowite, okej jeszcze co mnie się bardzo podobało to jak Tomuś tulił Harry'ego...no ja się rozpływałam i tak to cudownie opisałaś, że sama chciałam się znaleźć w jego ramionach tak bardzo szkoda mi Syriusza ja go tak uwielbiam, a on normalnie został zamordowany bestialsko przez tego starego piernika, tępą owłosioną kozę, tego dałna z siwą brodą!!! AAAGHRGHRGRHRGHR!!! zawsze wiedziałam, że z nim jest coś nie tak - ma nasrane w głowie i tyle, ot co! nawet, że tortur nie było pfff..co tam, to było lepsze ...w ogóle strasznie podobały mi sie te wspomnienia i w ogóle zaczynam bredzić już ...widzisz jaki ma wpływ na mnie twoja twórczość O.O!! a no i jeszcze troszke szkoda mi tego Ryan'a..taki bidaczyna, przypałętał sie to Elity Slitherinu i jest ignorowany :( ale wiem, że na pewno jeszcze będzie cosik z nim. JA to czuję :D A no i jeszcze zaciekawiło mnie to niedopowiedzenie, jak Theo, Blais i Draco szli na spotkanie z Evanem i coś tam, że jeden długo nie zobaczy murów Hogwartu czy coś... Czy ty chcesz mnie pozabijać przecie ja umrę jeśli nie będzie za niedługo kolejnej notki< nie to, że cię pospieszam czy coś....> :D...i w ogóle moje serce, aż przestało bić na samym końcu...tak samo jak Harry'ego EEEEEEEEEEE Jak mogłaś mu coś takiego zrobić...choć wiem, że i tak nie zginie no bo jak tak bez głównego bohatera O.o? i w ogóle życzę weny No i koniec mojej paplaniny i pliiiiis - nie trzymaj mnie w niepewności i dodaaaaaaaj nastepną notkę ...


    kajka vel Etna

    OdpowiedzUsuń
  11. jejku ! swietna historia :)
    Jesteś bardzo utalentowana, tylko jedna malutka wada - dodajesz rozdziały za rzadko. :D

    OdpowiedzUsuń
  12. Błagam jak najszybciej wstaw mowy rozdział. Twoje historie są niesamowite i nie mogę się doczekać co tak na prawdę stanie się z Harrym. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;D

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej,
    chyba nie zabiła Harrego, Marco lubię go a on kolejny raz traci osobę… Riddle sfrustrowany, biedni śmierciożercy, a może Rayan dolączy do czarnego pana…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  14. Hejka,
    fantastyczny rozdział, bardzo lubię Marco, a on już kolejny raz traci osobę… haha Riddle sfrustrowany... biedni śmierciożercy chociaż nie współczuję im, może Rayan dolączy do czarnego pana…
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń