sobota, 16 marca 2013

Rozdział XXXVI


Aksa - owszem, zabiłam;)
Kathes - chodziło o któregoś z chłopaków. W kolejnym rozdziale dowiesz się którego:) Tak swoją drogą, kiedy przeczytałam końcówkę Twojego komentarza, naszła mnie dziwna refleksja, a mianowicie: co ja kiedyś czytałam?! Ano, zdarzyło mi się przeczytać kilka takich historii. No dobra, nie kilka, a całkiem sporo. Zrezygnowałam dopiero, gdy natknęłam się na Pottera-mega-mieszańca, gdzie spokrewniony był bodajże z pegazami i jednorożcami. Wtedy powiedziałam sobie: dość!
Czarna Lady - i kto wtedy napisze ciąg dalszy, hę? Krwi będziesz miała jeszcze pod dostatkiem.
Czarny Pan - kolejny czytelnik? Miło mi to widzieć.
Sylwia Slytherin - ależ oczywiście, że może;) Przecież nie bije ;P
Bloody Vicky - już zabiłam. I tak, dobrze wykombinowałaś, Harry dostał magię Syriusza;)
Evertens - spójrz wyżej, na odpowiedź do Bloody Vicky;)
Kawaii-Neko - wspomnień jako takich nie dam. Co Theo i Ryan robili będziesz mogła wywnioskować z opisów, czy z ich rozmów lub poczynań. A Voldemort nie zemdlał, to było raczej coś w stylu zasłabnięcia pod wpływem bólu Harry'ego, który Tom mógł odczuć przez ich więź. I tak, Riddle wie o tym, że Potter miał już kogoś, ale nie robi o to awantury, bo stało się to jeszcze wtedy, gdy nie rościł sobie do niego aż takich praw. Poza tym Harry nie wybaczyłby mu tego, że zabił Marco. No, ma jeszcze inne powody, ale o tym później.
Mariposa - już zginął ;P Niedługo będzie trochę więcej o Theo i Ryanie. To znaczy niekoniecznie o nich razem, ale o każdym z osobna na pewno.
kajka vel Etna - dobrze czujesz;) Tylko nie rób mi tak więcej, bo jak przeczytałam o "tępej owłosionej kozie", to dostałam głupawki;)
baruś - dziękuję;) No i cóż, bardzo długo dodawałam nowe rozdziały co tydzień i chętnie wróciłabym do takiej częstotliwości, ale teraz niestety czas mi na to nie pozwala. Ledwo się wyrabiam, żeby wstawić coś przynajmniej raz na dwa tygodnie.
Shiko - no to wstawiam;) dzięki za miłą opinię:)

Huhu, ależ byliście wzburzeni śmiercią Harry'ego. Tak, zabiłam go;) Co z tego dalej wyniknie? Dowiecie się już dzisiaj ;P Kolejny rozdział wstawię jakoś w święta, chyba że znów wyjadę. Wtedy dodam coś zaraz po powrocie, prawdopodobnie we wtorek, tuż po lanym poniedziałku.

Miłego czytania!


***

Ciemność. Wszędzie ciemność. I duszący, gryzący, drażniący nozdrza zapach. Dławiący. Uciskający płuca. Nie potrafił go rozpoznać. 
Bolało. Wszystko bolało. Miał wrażenie, że cierpienie przepełnia każdą część jego ciała, każdy fragment, każdy atom, najmniejszy nawet nerw. Cały stał się bólem. Każde, choćby nieznaczne poruszenie, przysparzało dodatkowej udręki. Jego dusza niknęła w mroku, unoszona w niebyt, wypełniając się nicością.


+++

Obrót, obrót, skłon. Dwa kroki w przód, jeden w bok i obrót. Krok w tył, krok w lewo, krok w przód, krok w prawo. Obrót, obrót, krok w lewo, krok w tył. Obrót, obrót i skłon.

- Dość! 

Obrót, obrót i skłon. Krok w lewo, krok w prawo, obrót, krok w tył.

- Nie! Już wystarczy!

Krok w lewo, krok w przód, obrót i skłon. Krok w prawo, krok w tył, krok w lewo. Obrót, obrót, obrót. Krok w tył, krok w lewo, obrót i skłon.

- Dość, dość, dość! Crucio!

Czerwony promień uderzył w niewielką pozytywkę. Wieczko zostało wyrwane z zawiasów, szklana tafla rozbiła się na milion kawałeczków. Maleńka tancerka upadła, jej porcelanowa główka potoczyła się pod wysokie lustro, wprost pod nogi stojącej przed nim osoby. Cicha melodia rozbrzmiewała jeszcze przez kilka sekund, aż w końcu zamilkła, być może już na zawsze. I dobrze. Muzyka, choć łagodna, niezmiennie przyprawiała słuchaczy o dreszcze. Drobna, zgrabna baletnica, odziana w białą, zwiewną sukieneczkę, także miała w sobie coś niepokojącego. Prawie że upiornego. Może to przez jej czerwone, wyraziste usta, nie pasujące do niewinnej, dziewczęcej buzi? A może przez krótkie, falowane włosy, kiedyś złociste i pięknie upięte, teraz przybrudzone, poszarpane i wyblakłe? A może to przez jej niebieskie oczy? Wielkie, podkreślone, puste i martwe? Nieważne. To już nieważne. Szeroki obcas znalazł się dokładnie nad porcelanową główką i opadł, zmieniając ją w pył. Czarne, długie loki zawirowały gwałtownie, kiedy kobieta, odziana w rozpiętą, grafitową szatę obróciła się z impetem i chwyciła metalowe ramy lustra. Przyjrzała się swemu odbiciu. Ciemne oczy odzyskiwały powoli dawny blask, wychudzona, zniszczona twarz nabierała zdrowszego wyglądu. Niedługo znów będzie piękna. Czarownica uśmiechnęła się i stuknęła różdżką w gładką taflę. Wiedziała, że to dziś. Obserwowała jak jej lustrzana bliźniaczka mruga łobuzersko i znika, ustępując miejsca obrazowi starego domostwa. 

Spodziewała się cierpienia i bólu, oczekiwała krzyku i łez. Nie była przygotowana na śmierć. 

Źrenice kobiety rozszerzyły się, tętno przyspieszyło, a uśmiech przerodził w bolesny, pełen niedowierzania grymas. Odwróciła się i oparła o lodowatą powierzchnię. To nie mogło się tak skończyć. Nie mogło, tak po prostu, nie i już. Nie mogło, nie... prawda? Zerknęła przez ramię i odetchnęła głęboko. Ciężkie powieki opadły, przysłaniając zaczerwienione, pełne łez oczy. Nie mogło, nie mogło, nie mogło. To nie tak, to nie tak, to nie tak. I ciągle to samo, wciąż powtarzała w myślach te słowa niczym zaklęcie, ufając w jego nagłą i niespotykaną moc. Zerknęła znów przez ramię i zadrżała, odwracając ponownie wzrok. Być może jest jeszcze nadzieja. Może nie wszystko stracone. Zacisnęła powieki w oczekiwaniu na cud, modląc się do bogów, w których istnienie nigdy nie wierzyła.


+++

To dziwne. Zachował świadomość tego, co się stało. Wiedział, że umarł. Czy tak powinna wyglądać śmierć? Czy powinna być pustką? Mrokiem, przesiąkniętym niemocą? Beznadziejną świadomością?
Nie było trąb anielskich. Nie było ogni piekielnych. Żadnych fanfar. Żadnych kotłów wypełnionych smołą. Żadnych skrzydeł i aureoli. Żadnych rogów. Żadnej dobroci. Żadnego zła. Tylko mrok i pustka.
Nie zobaczył scen ze swego życia. Nie nastąpiła jasność. Nie dostrzegł światełka w tunelu. Nie znalazł się na rozdrożu. Nie spotkał bliskich. Był tylko on i jego cierpienie. Sam w ciemności.


+++

Szedł przez siebie, wpatrując się w czubki butów. Śnieg trzeszczał przyjemnie przy każdym jego kroku, zapadając się pod naporem grubej podeszwy. Wokół panowała przytłaczająca cisza, choć zazwyczaj o tej porze z Zakazanego Lasu dobiegały rozmaite, często przyprawiające o dreszcz, odgłosy. Westchnął ze zrezygnowaniem i już miał odwrócić się, by wrócić do ciepłego zamku, kiedy powietrze przeciął ostry świst, a w pobliskie drzewo wbiła się długa strzała. Uniósł gwałtownie głowę i stanął jak wryty, otwierając w zdumieniu usta. 

- Panie profesorze?

Ryan nie wierzył własnym oczom. Dziwnie się czuł i od dłuższego czasu nie był w stanie pozbyć się przeczucia, że stanie się coś złego. Drażnił go gwar Pokoju Wspólnego, a w dormitorium przebywał Folison, którego szczerze nie znosił, więc postanowił wybrać się na spacer po błoniach. Miał nadzieję, że ostre, mroźne powietrze orzeźwi go i pozwoli logicznie myśleć. Tymczasem wyglądało na to, że dzisiejszego wieczora spokój nie był mu pisany. Dlaczego takie rzeczy przytrafiają się właśnie jemu? Gdyby trzymał się okolic dziedzińca, zamiast zapuszczać się tak daleko i łazić w ciemnościach, to z pewnością trzy wrogo wyglądające centaury nie mierzyłyby teraz do niego z łuków. Na szczęście towarzyszył im Hagrid.

- Co też wam, cholibka, strzeliło do głowy, żeby w dzieciaka celować?!
- Dzisiejszy wieczór pełen jest niespodzianek.
- Ale w dzieciaka? Zakała, trza jakieś granice mieć!
- Granice się zacierają.
- Ech, cholibka, z wami to tak zawsze. Nie można jaśniej?

Centaury nie odpowiedziały, lecz opuściły łuki. Rudowłosy, o bujnej, długiej brodzie wycofał się odrobinę, spoglądając z niechęcią na gajowego. Blondyn, którego skóra i sierść były tak jasne, że niemal nie odróżniały się od śniegu, podszedł do drzewa i wyrwał z niego strzałę. Kiedy wracał, zatrzymał się tuż obok Ryana i popatrzył mu w oczy, po czym odchylił głowę i spojrzał w górę.

- Ludzkie dziecko boi się, słusznie, choć nieboskłon dla niego niejasny. Dziwne znaki jaśnieją, także i dla mnie spowite dziś tajemnicą. Powiedz, Mistrzu, dlaczego zło wyczuwam? Przecież to nie Mars tak jasno płonie? 

Ryan wpatrywał się w niego z niezrozumieniem. Rudy tylko prychnął i zniknął w lesie. Czarnoskóry centaur, którego Hagrid nazwał Zakałą, uniósł twarz ku niebu. 

- Nie, Jaśminie, to nie Mars. Przebudziła się szkarłatna gwiazda.


+++

Przeraźliwą ciszę przerwał wrzask. Chociaż nie, nie słyszał go. Nadal panowała cisza, choć podświadomość mówiła mu wyraźnie, że ktoś krzyczy. Strasznie. Boleśnie. Przeszywająco. Kto to?
Zresztą, czy to ważne? Wrzask urwał się nagle. Ucichł. Przerodził się w żałosne łkanie. Czy tak będzie wyglądać wieczność? Wypełniona po brzegi smutkiem, rozpaczą i bólem? Było mu to przerażająco obojętne.
Znów zapadła ogłuszająca cisza. Nikt już nie płakał. Nie kwilił boleśnie nad straconym szczęściem.


+++

- Odsuń się, głupcze!

Marco, siłą oderwany od drobnego ciała, bezwładnie osunął się po ścianie. Otępiały, z wykrzywionym w bólu, pokrytym krwistymi łzami obliczem, bezradnie patrzył na to, jak wściekły Voldemort pochyla się nad Harrym i cicho warczy:

- Nawet o tym nie myśl.

Czarnoksiężnik przypadł do chłopaka, biorąc go w ramiona i przycisnął mocno do siebie, szepcząc pradawne formuły w dawno wymarłym języku. Przystojne oblicze ściągnęło się w skupieniu. Powieki opadły, przysłaniając szkarłatne tęczówki, a długie czarne rzęsy rzucały cień na jasne policzki. Ramiona napięły się, zdradzając zdenerwowanie. Jedna z dłoni przesunęła się z pleców Harry'ego w górę, szczupłe palce wplątały się w czarne, potargane, lekko wilgotne kosmyki. Druga ułożyła chłopaka tak, by spoczywał na kolanach mężczyzny, po czym powróciła na jego serce. Pierwszy raz Marco widział, by na zwykle obojętnej twarzy Czarnego Pana pojawiło się tyle emocji. I było to coś więcej, niż złość, coś więcej, niż zawziętość. Od całej postawy Voldemorta biła determinacja, pogłębiająca się z każdą kolejną chwilą, gdy starożytna magia nie przynosiła żadnych efektów, a ciało Pottera nadal pozostawało martwym. 

- Nie waż się. Jesteś mój, Harry! Mój, rozumiesz? Nie pozwoliłem ci odejść. Nigdy ci na to nie pozwolę.

Przygarnął chłopaka jeszcze mocniej, wznawiając wymawianie zapomnianej przez czarodziejski świat formuły. Po starym domu rozniósł się szept, nabierający mocy przy każdym następnym słowie. Mroczna energia wyzierała z ciała czarnoksiężnika, sprawiając, że powietrze stało się ciężkie, gęste, przepełnione drobnymi wyładowaniami. Wirowało, wprawiając w ruch i unosząc rozrzucone w pokoju papiery. Szyby drżały lekko, utrzymując się w drewnianych ramach jedynie za sprawą nałożonych zaklęć. Światło migotało, na przemian zapalając się i gasnąc. Voldemort wbił paznokcie w bladą skórę chłopaka, ani na moment nie przerywając, wkładając w wypowiadane słowa całą swoją moc. Nadaremno.

- Nie! Nie pokrzyżujesz mi planów po raz kolejny. Wracaj tu, do cholery! 


+++


Podniósł wzrok, rozglądając się niepewnie, gdy usłyszał szelest. Nie, nie szelest. Coś sunęło po podłożu, zbliżając się do niego, powoli acz nieubłaganie. W mroku zalśniły szkarłatne tęczówki. Wstrzymał oddech, kiedy wszechobecna czerń rozjaśniła się nieco, a wielki wąż zatrzymał się przed nim, szczerząc długie, białe kły, ociekające srebrnym jadem. Nie bał się go. Poczuł raczej dreszcz... oczekiwania? Ciekawości? Wyciągnął dłoń. Wąż zbliżył się, pochylając łeb, pozwalając się gładzić po błyszczącej, wzorzystej skórze. Spojrzał mu prosto w oczy. Rozwarł paszczę, cicho szepcząc. Źrenice Harry'ego rozszerzyły się w szoku. Węże nie powinny szeptać. Węże nie szepczą. Nawet te magiczne. Węże powinny syczeć. Węże syczą. Odsunął się. Delikatnie, nie czyniąc żadnych gwałtownych ruchów, podniósł się. Cofnął się o krok. Potem kolejny. I jeszcze. Jeszcze dalej. Póki nie stracił węża z oczu.

Cisza.


Sapnął, kiedy wąż pojawił się nagle tuż przed nim i podpełznął bliżej, okręcając się wokół jego nóg, a górną część tułowia uniósł tak, by łeb znalazł się na wysokości twarzy Harry'ego. Krwiste oczy patrzyły na niego z uwagą. Harry, sparaliżowany, nie mógł odwrócić wzroku. Szept ponownie rozbrzmiał, lecz tym razem nie wypływał z paszczy węża, ale jego źródło tkwiło w głowie chłopaka, który krzyknął rozpaczliwie, nie mogąc znieść natrętnego dźwięku, który z każdą kolejną chwilą nabierał mocy, który rozsadzał jego czaszkę, który rozrywał go na kawałki, który rozszarpywał jego wnętrze, sprawiając ból, ból, ból i nie mógł złapać oddechu, i czuł, że rozpada się, rozlatuje, umiera, a przecież nie może umrzeć, skoro już nie żyje, i miotał się, przeraźliwie krzycząc, broniąc się przed tym za wszelką cenę, nie pozwalając wciągnąć się w wir, który tworzył się wokół niego i... Cisza? Wszystko ustało. Nawet ból. Nic nie czuł. Czy teraz odszedł już na dobre? To dlaczego nadal trwa w tej bezsensownej pustce?
Tylko że pustka nie była już pustką.


+++

Do zrozpaczonego, ogłuszonego cierpieniem Marco, nic już nie docierało. Po przeraźliwie bladej twarzy spływały bordowe krople. Wpatrywał się zamglonym wzrokiem w rozgrywającą się przed nim scenę. Obserwował nierówną walkę ze śmiercią. Zacięcie z jakim Riddle starał się odzyskać Harry'ego, choć wszystko wskazywało na to, że już za późno, że nawet on nie jest w stanie nic już zrobić. Spoglądał na kruchą sylwetkę chłopaka. Puste szmaragdowe oczy. Sine wargi, które całował przecież jeszcze kilka godzin temu. Patrzył jak Voldemort przykłada do nich swe usta, zapamiętale coś szepcząc, nie poddając się, wbrew wszelkiej logice nie potrafiąc przestać. Nie słyszał jego słów, w uszach dźwięczała mu natrętna cisza.
I wtedy coś się stało. Wszystko zamarło, zdawało się zatrzymać w miejscu. Ciało Harry'ego otoczyła ledwo widoczna szkarłatna poświata, która powiększała się, a jej barwa z każdą sekundą stawała się intensywniejsza. Krwiste strumienie magii wyzierały z niego, wirując wokół dwóch splecionych w uścisku ciał, przenikając je i uderzając delikatnymi falami w Czarnego Pana.


+++

Pustka zmieniła się w migoczącą, szalejącą feerię barw, a wąż owinął się ściśle wokół niego, zacieśniając swe sploty, pozbawiając go powietrza, pozbawiając go widoku, pozbawiając czegokolwiek. Wszystko wybuchło. Nie czuł tego, nie widział tego, ale wiedział, że tak się stało. Wielkie, gładkie ciało zamknęło go szczelnie w swych objęciach, a mocny głos zadźwięczał, niszcząc go, ciągnąc, nie pozwalając się wyzwolić, nie pozwalając mu uciec. I kiedy nie miał już sił, kiedy poczuł, że umiera, choć to przecież niemożliwe, skoro wedle wszelkich prawideł dawno był już martwy, kiedy ciemność i niemoc zamknęły go w swych objęciach... Wynurzył się z otchłani, niczym z wodnej głębiny. Złapał gwałtownie powietrze, chwytając kurczowo trzymające go ramiona. Zamrugał, biorąc kolejne urywane wdechy i patrzył w krwiste tęczówki, obdarzające go równie intensywnym spojrzeniem. Mignęło w nich coś, coś niezidentyfikowanego, ulotnego, trwającego zaledwie przez ułamek sekundy i zniknęło, nim zdołał rozpoznać, co to takiego. Szkarłatna mgła opadła. Wyczerpany do granic możliwości przymknął powieki, wtulając się w tak znajome, chłodne ciało i z radością przyjmując nadciągającą ciemność


+++

Marco patrzył jak Harry i Voldemort nagle upadają bezwładnie, pozbawieni świadomości. Zerwał się ze swego miejsca i podbiegł do nich natychmiast, ścierając z oczu przesłaniające widok łzy. Klęknął przy nieruchomych ciałach, sprawdzając z przerażeniem stan chłopaka. Odetchnął z ulgą, wyczuwając pod palcami równomierne uderzenia serca i niemalże sam upadł, gdy napięcie opuściło jego ciało. Odetchnął głęboko kilka razy, by odzyskać równowagę i pochylił się nad Harrym, wyplątując go z mocnych objęć czarnoksiężnika. Wyprostował się i wstał, przytulając drobne ciało. Zaniósł Pottera do swej sypialni i opatulił ciepłą kołdrą, po czym zszedł ponownie na dół i stanął nad niczego nieświadomym Voldemortem.

Przypatrywał mu się przez chwilę z mieszanymi uczuciami. Wiedział, że to jedyna okazja. Prawdopodobnie już nigdy więcej, ani on, ani nikt inny, nie stanie się świadkiem chwili słabości Czarnego Pana. Był teraz nieprzytomny. Całkowicie bezbronny. Zdany na jego łaskę. Tak łatwo byłoby unieść różdżkę i... 

Marco westchnął z rezygnacją, lewitując ciało mężczyzny do jednej z wolnych sypialni. Nie znosił go, to prawda, lecz to właśnie Voldemort uratował Harry'ego. Gdyby nie on... Nie, Marco nawet nie chciał o tym myśleć. No i Harry kochał tego cholernego czarnoksiężnika. Wampir mógłby wypowiedzieć słowa klątwy i tym samym dać Potterowi kolejny powód do znienawidzenia go, owszem, lecz nie był w stanie tak bardzo go zranić. Jak nikt inny wiedział, ile znaczy strata ukochanej osoby. Wrócił do sypialni i położył się obok śpiącego nastolatka. Wsunął się delikatnie pod kołdrę i podparł głowę na zgiętym łokciu, wyciągając dłoń i odgarniając z jego twarzy zaplątane kosmyki. Gładził czule delikatny policzek. Znów z szafirowych oczu popłynęły łzy, znacząc pościel szkarłatnymi kroplami, jednakże tym razem były to łzy ulgi i radości. 

- Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił - szepnął, całując chłodne czoło chłopaka. - Proszę, nie opuszczaj mnie.

Do serca Marco wkradł się strach. Jeśli Harry odwróci się od niego... Jeśli każe mu odejść, nie chcąc go znać... a przecież ma do tego pełne prawo. Marco był tego boleśnie świadom. Bał się. Nie wyobrażał sobie już życia bez niego. Nie chciał wracać do wielkiej i zimnej rezydencji. Znów budzić się samotnie w pustej sypialni. Błądzić labiryntem korytarzy pod obstrzałem nieprzychylnych spojrzeń swych przodków. Nie teraz, gdy odnalazł ukojenie. Nie teraz, gdy został przebudzony. Jak to będzie bez nich? Bez Harry'ego i Evana? Oni zajmowali szczególne miejsce w wampirzym sercu. Potter rozbudził w nim dawno uśpione uczucia, rozpalił namiętność. Nauczył go od nowa kochać, dając szansę na nowe życie, pewnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Gdyby nie on, Marco prawdopodobnie nadal wiódłby swój pusty, pozbawiony jakiegokolwiek sensu żywot. Nigdy nie poznałby Rosiera, w którym odnalazł potrzebny mu spokój. Evan... To on okazał się tym, który leczył powoli ranę w jego duszy, spowodowaną śmiercią poprzedniego partnera. I chciał go, Merlin mu świadkiem, że ten mężczyzna wiele dla niego znaczył. 

Marco wiedział, że to dzięki nim się zmienił. Nie był już draniem bez serca. Bezlitosnym okrutnikiem, jak przez większość swego długiego życia. Ci dwaj sprawili, że odżył proces, zapoczątkowany przez pewnego szarookiego młodego mężczyznę. Bo pierwsza zmiana nastąpiła już dawno, dawno temu. Wampir do tej pory żałował, że nie był w stanie całkowicie otworzyć się przed Regulusem i pokazać mu jak bardzo jest dla niego ważny. Mimo to był dziwnie pewny, że on wiedział. Wiedział i nie zmuszał go do niczego, pozwalając mu trwać w tej grze pozorów. A potem było już za późno na cokolwiek. Odszedł na zawsze, zabierając ze sobą sens jego istnienia. Serce wampira zostało pogrzebane wraz z nim. Myślał, że to już koniec. Zdawał się trwać w zawieszeniu, żyjąc z dnia na dzień, póki jego ponurej egzystencji nie przerwało nagłe pojawienie się Syriusza. A potem także i on opuścił go na całe dwanaście lat, osądzony za zbrodnię, której nie popełnił. 

Okazało się, że zniknięcie Blacka ostatecznie przelało czarę goryczy, a resztki człowieczeństwa Nagary rozwiały się, zdając się jedynie odległym wspomnieniem. Wtedy Marco zniknął. Odciął się całkowicie od czarodziejskiej Anglii, podróżując po świecie, zwiedzając nowe kraje, zbierając doświadczenia. Próbując zapomnieć. Rujnując wiele, zbyt wiele istnień. Tak okrutnie, jak nigdy dotąd. I pewnie robiłby to nadal, gdyby pewnego słonecznego dnia, siedząc w małej, kameralnie urządzonej kawiarence, nie wpadła mu w ręce gazeta, w której natrafił przypadkowo na wzmiankę o ucieczce Blacka z Azkabanu. Wszystkie jego postanowienia runęły w jednej chwili niczym domek z kart. Wspomnienia wróciły wraz z palącym pragnieniem odzyskania choć namiastki dawnego życia. Do dziś pamięta, że gnając niczym burza opuścił lokal i nie zwlekając przeniósł się jak najszybciej do Wielkiej Brytanii i do swego domu, położonego w hrabstwie Northumberland, na obrzeżach miasta Blyth. I czekał. Nie pomylił się, gdyż zaledwie kilka dni później dotarł tam i Syriusz. Wtedy Marco nie śmiał nawet przypuszczać, że ciąg jakże dziwnych, szaleńczych zdarzeń, doprowadzi go aż do miejsca, w którym się obecnie znajduje. Spojrzał z czułością na śpiącego chłopaka i złożył drobny pocałunek na jego skroni. 

- Zostań ze mną. Wiem, że proszę o wiele, ale błagam, wybacz mi i zostań.

14 komentarzy:

  1. Ha, pierwsza ;)
    aaaaaaaaaa! kocham Twojego bloga i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;d
    jestem bardzo ciekawa co Harry zrobi w związku z Marco.. w sumie trochę mi go szkoda... no nic zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurde nie wiemy co mamy napisać.
    Czarny Pan:Przyszedłem dzisiaj do Czarnej i mówie "Ej wejdzmy na Przebudzenie" Rozdział jak zwykle fenomenalny. Dobrze że Tom przyszedł i ożywił Harrusia.
    Czarna Lady:Rozmyślania Marko hm... po tym rozdziale zaczęłam inaczej patrzeć.
    C.P:Ciekawe jaka minę miał Voldi jak tam wszedł.
    C.L:I co to była za kobieta bo jakoś nie doczytałam.
    życzymy wiele pomysłów i wielkiej WENY
    ~*~Czarny Pan i ~*~Czarna Lady

    OdpowiedzUsuń
  3. Ha, pierwsza ;)
    aaaaaaaaaa! kocham Twojego bloga i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ;d
    jestem bardzo ciekawa co Harry zrobi w związku z Marco.. w sumie trochę mi go szkoda... no nic zobaczymy.

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny rozdział :) Niezmiernie ciekawi mnie jaką decyzję podejmie Harry, i kim jest ta tajemnicza kobietka :)
    Pozdrawiam i życzę dalszej weny ! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. AHHAHAHAHA...spoko, ale stary Dumbel wywołuje we mnie pasję do tworzenia coraz to nowszych epitetów :D...No ja tam wiedziałam, że główny zainteresowany nie mógł umrzeć ot tak...ALE I TAK MNIE PRZERAZIŁAŚ !!! Ale na początku rozdziału, znaczy po uczuciach Mortisa, kiedy umarł pisałaś z perpektywy jakiejś kobiety,OoOOoOoOoOoo. SZOK, ale nie wiem czemu myślę, że to Bellatrix L.... nie wieeeeem, ale mam hołp, że szybko wyjaśnisz te niewyjaśnione... hhmmm...tak bardzo podobało mi się jak nasz Voldi chciał przywrócić Potter'a do życia to było takie PIĘKNEEEEEE ...no dobra koniec już :D Notka of kors, że bardzo mi się podobała i jakos błędów nie mogłam się dopatrzyć...choć zastanawiam się, czy słowo "okrutnik" funkcjonuje w "prwidłowej" polszczyźnie....no bo ja na ten przykład dowiedziałam się, że słowo "manipulatorka" nie funkcjonuje O.o
    zaskoczenie no nie ,OooOoO..zresztą mi wszystko jedno i tak jest cud, miód i wisienka na torcie...AAAAA no i zanim zapomnę - czekam z niecierpliwością na nową notkę! - przecież muszę się dowiedzieć czy winy Marco zostaną odpuszczone



    kajka vel Etna

    OdpowiedzUsuń
  6. Bosz... Zostawiłam cie na chwile samą a ty nie dosć że zrobiłaś zajebisty rozdzialik( chyle czoła :3 ) to zabiłas mojemu Tomowi Harrego, ponad to zdazyłas go juz ożywić( ma lepszy styl niż Jezus XD). ponieważ harry jest psychopatą to spodziewam sie że wybaczy marco, no bo cóż...ja bym to zrobiła XD ale nadal czekam na ostre rżnięcie dla Harrego ( sory za dobitnosc ale już nie moge sie doczekac jak to rozegrasz) XD Jak bd to pisać to wpleć w akcje czerwona wstążke ok? tak dla mnie :3 Harry moze być (nago )w nią owinięty i wyskakiwać Tomowi z tortu XD

    OdpowiedzUsuń
  7. A ja już na początku rozdziału wymyślałam różne klątwy. Miałam nawet cie dorwać i użyć przemocy, ale jednak Harry wrócił... Ufff. Ktoś pisał że przemyślenia tamtej kobiety to Bellatrix- też mi się tak wydaje. Niezmiernie się cieszę że moje przypuszczenia co do mocy Syriusza się sprawdziły.
    Czekam na nową notkę.
    Pozdrawiam i życzę weny :**

    OdpowiedzUsuń
  8. No ta notka też była pełna napięcia. skończyłam, więc mogę przestać wstrzymywać oddech ;p
    Dziwne, ale ja czytając o tej kobiecie też pomyślałam o Belli. No ale oczywiście pewnie droga autorko w najbliższej przyszłości objawisz nam cóż to za osóbka i jaki miałaś zamysł wprowadzając ją do opowiadania ;) kto wie, może to nie Lestrange, a ktoś nowy, kto wniesie trochę świeżości temu opowiadaniu. Mam tylko nadzieje, że nie będzie mieszać Potterowi i Voldemortowi w życiu ;p
    Dziwisz się, że byliśmy wzburzeni uśmierceniem głównego bohatera? Bo dla mnie to zrozumiała reakcja nas, czytelników;)
    Całe szczęście jednak Tom zabawił się w Jezusa i można stwierdzić, że wskrzesił Harry'ego niczym Łazarza ;p
    Mam nadzieje, że znajdziesz w końcu więcej czasu i będziesz częściej wstawiać notki ;)
    Pozdrawiam Sylwia Slytherin :*

    OdpowiedzUsuń
  9. No zabiłaś, ale jednak ożył, więc ten... Tak do końca go nie zabiłaś xD Oczywiście bardzo się z tego cieszę, gdyż nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej.
    W ogóle ty tak pięknie piszesz :) Serio, tak świetnie budujesz zdania, że to po prostu bajka. I do tego niektóre są takie dłuuugie, co mi się podoba bardzo. :P
    Ech, no fajnie, że Tommy uratował naszego Złotego Chłopca. Cóż pewnie musiał nieźle się wystraszyć czy coś, tylko jak zwykle tego nie okazał. Nasz bardzo potężny Czarny Pan wskrzesił człowieka :D
    Zastanawia mnie teraz najbardziej zachowanie Harry'ego po obudzeniu. Jak potraktuje Marco? (Który jest głupi kładąc się z nim w jednym łóżku, gdy Riddle znajduje się tylko kilka pomieszczeń dalej XD) Co powie Tomowi? Co Tom mu powie? ;p
    Ale wracając do samego wampirka to szkoda mi go było, jak tak płakał. I bardzo dobrze, że nie skusił się na zabicie Riddle'a, bo Harry nigdy by mu nie wybaczył. I ja też nie, oj miałby ze mną przewalone :D
    I jeszcze jak zwykle zaintrygowały mnie słowa centaurów. Gdyż jak wszystkim wiadomo ich słowa mają coś w sobie i czasami się sprawdzają. Grunt w tym, że są niezrozumiałe, więc nikt nie wie o co chodzi xDD
    Pozdrawiam i do następnej notki. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Moja drogi/a, nominowałam cię do nagrody Liebster Avard, o której więcej dowiesz się na moim blogu: www.mankament.blogspot.com
    Znad krzaczastych,
    Lau~

    OdpowiedzUsuń
  11. ooo wreszcie mam nowy monitor! ;D
    Jak mi brakowało twojego bloga! (zapamiętać na przyszłość: nie stawiać monitora na krawędzi biurka-grozi nie skomentowaniem rozdziału)
    Daj linka jak znajdziesz to o pegazach ;D Pamiętam jak kiedyś miałam jazdę na takie rzeczy sięgające od Harry'ego wampira, po Harry'ego nieziemsko umięśnionego, wpływowego, zabijającego spojrzeniem - tu wstaw nazwę rzeczy po twojej prawej stronie z początkiem czarny, mroczny itp. - i mam okazje się teraz śmiać ;D
    A tak do opowiadania:
    Ten fragment z Tomem i Harrym - Mmmm...
    Rozpływałam się wewnętrznie gdy Tom go wskrzeszał. Może to dlatego że rzadko tak piszesz, albo ja jestem dziwna, ale to jest moja stała reakcja na ten paring w Przebudzeniu. Inne opowiadania tak po prostu na mnie nie działają:P
    Podobały mi się też przemyślenia Marco, nie dokładnie rozumiem co czuje do Harry'ego ale wolałabym żeby był z Evanem, źle by mi było gdyby Voldemort go zabił ;(
    A teraz wiesz chyba czego ci życzę ;)
    Kathes

    OdpowiedzUsuń
  12. Wiedziałam, że Harry przeżyje.
    Dlaczego?
    To mój szósty zmysł.
    A może się jakoś podpiszę?
    Ja ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Hej,
    mam nadzieję, że Harry wybaczy jednak Marco i nie każe mu odejść… Tom i ta jego determinacja, udało mu się uratować Harrego…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  14. Hejka,
    wspaniale, oby Harry jednak wybaczył Marco… cudowna determinacja Tom'a, dzięki niej udało mu się uratować Harrego…
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń