niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział I


Ciemne chmury pojawiły się na niebie, zwiastując nadchodzący deszcz. Powietrze było ciężkie, gęste, od dłuższego czasu nie zarejestrował też najlżejszego podmuchu wiatru. "Cisza przed burzą", pomyślał, lecz nie ruszył się z miejsca, w którym siedział. Obserwował spokojnie jak park powoli pustoszeje. Nie zareagował na pierwsze krople deszczu, ani na dobiegające już z oddali grzmoty. Nie ruszył się nawet wtedy, gdy ulewa rozpętała się na dobre, niebo rozświetliła potężna błyskawica, a ciszę zagłuszył ogromny huk. Nie zwracał też uwagi na wiatr, który się w końcu zerwał i targał teraz pobliską huśtawką. Woda spływała strugami z ciemnych, zwykle potarganych włosów, okulary zdjął, bo i tak nic nie widział przez mokre szkiełka. Podniósł dotąd spuszczoną głowę i spojrzał w niebo, przecinane raz po raz jasnymi zygzakami. Chłodne krople, uderzające w twarz, przynosiły ukojenie i łagodziły opuchnięte od płaczu oczy. Nie wiedział ile tak siedział, lecz zawierucha już dawno się skończyła. Oddychał głęboko czystym, wspaniałym powietrzem, jakiego można zaznać tylko po burzy. Z letargu wyrwał go cichy głos.

- Harry... - odwrócił się lekko i spojrzał w miodowe oczy, przepełnione smutkiem i zrozumieniem.
- Hej, Lunatyku... Dzisiaj Twoja warta - bardziej stwierdził niż zapytał.

Remus przyglądał mu się przez chwilę, po czym westchnął.

- Tak, zgłosiłem się na ochotnika. Wiem, że nie lubisz, gdy śledzą cię członkowie Zakonu, więc pomyślałem, że ucieszysz się, gdy wezmę większość dyżurów na siebie. Chociaż nie będę ukrywał, że kierowały mną też trochę egoistyczne myśli... Nikt nie przeżywa tego tak jak my, Harry. Nikt, rozumiesz? Nie mogę już udawać, że jest dobrze. Miałem nadzieję, że...
- Że?
- Cholera, nie wiem jak to powiedzieć, teraz wydaje mi się to głupie. Jestem dorosły, powinienem sobie z tym radzić, a nie zwalać ci się na głowę.
- Daj spokój. Masz niesamowitą tendencję do duszenia w sobie emocji, to bardzo niezdrowe - zauważył, lekko rozbawiony. - Nie możesz brać na siebie wszystkiego, Remusie. Poza tym chyba wiem o co ci chodzi.
- Wiesz?
- Aha. Miałeś nadzieję, że pomożemy sobie nawzajem, chciałeś znaleźć we mnie oparcie i jednocześnie być nim dla mnie. Rozumiem Cię, Remusie. Dziękuję, to... to naprawdę wiele dla mnie znaczy.

Lupin spuścił wzrok, odwracając głowę. Zapatrzył się gdzieś przed siebie, lecz nie minęło wiele czasu, nim rozpogodził się i znów spojrzał chłopcu w oczy, uśmiechając się delikatnie. Po chwili wahania przytulił go mocno, nie zważając na przemoczone ubranie.
Potter spiął się początkowo, nieprzyzwyczajony do takich gestów, jednak zaraz i on, ostrożnie, jakby na próbę, wtulił się w mężczyznę.
Siedzieli tak przez chwilę, póki Lunatyk nie podskoczył nagle, krzycząc:

- Cholera, Harry, jaki ze mnie kretyn! Przecież Ty jesteś cały mokry! Sicca.
- Umm, dzięki - mruknął Potter, gdy zadziałało zaklęcie suszące. - Muszę się powoli zbierać, Dursleyowie nie będą zadowoleni jeśli wrócę po Dudleyu. Do której masz wartę, może wejdziesz ze mną? Jakoś cię przemycę. Nie będziesz chyba siedział przed domem?
- Dzięki, Harry, ale nie tym razem. Zaraz muszę wracać. No wiesz, zmiana. Teraz, o ile się nie mylę, przyjdzie Bill lub Charlie.

Gryfon zarumienił się lekko na myśl o najstarszych braciach swojego przyjaciela... lub byłego już przyjaciela, bo Ron i Hermiona zaczęli unikać go po akcji w ministerstwie. Nic dziwnego, pchnął ich wprost w pułapkę, to tylko i wyłącznie jego wina, że Syriusz...
"STOP!", wrzasnął na siebie w myślach, dając sobie mentalnego kopniaka. "Dość zadręczania się."
Jego myśli znów podążyły w kierunku najstarszych Weasleyów i Harry poczuł jak na twarz ponownie wkrada mu się lekki rumieniec. Dawno nie widział już Billa i Charliego, lecz pamiętał dobrze, aż zbyt dobrze, że są dość przystojni, co w obecnej sytuacji było dla niego dość kłopotliwe. Dlaczego? Ponieważ całkiem niedawno Harry doszedł do wniosku, że prawdopodobnie jest gejem. Co prawda, jak dotąd, nie miał żadnej przygody z innym mężczyzną, lecz nie mógł już dłużej ignorować wyraźnych symptomów, wskazujących jego odmienną orientację. Początkowo zastanawiał go jedynie brak zainteresowania dziewczynami, myślał nawet o tym, że może być biseksualny, lecz nadzieja na to rozwiała się całkowicie po ubiegłorocznym incydencie z Cho. No bo który w pełni hetero nastolatek komentuje pocałunek jako "mokry" i nie wykazuje dalszego zainteresowania "tymi" sprawami? Który nastolatek, zamiast wpatrywać się w walory koleżanek, gapi się na tyłki swoich kumpli? No właśnie. Musiał się jeszcze tyko upewnić, choć nie bardzo wiedział jak to zrobić. Poza tym, jeśli miał być szczery, bał się. Trochę, ale jednak. Może dla innych nie było to tragedią, czarodziejski świat reagował na związki męsko-męskie o wiele lepiej niż mugolski, ale jakby nie patrzeć był to kolejny dowód odmienności Harry'ego, a tych mu już zdecydowanie wystarczało. Naprawdę, nie potrzebował kolejnego.
Nie zauważył, że od dłuższego czasu Remus przygląda mu się dość uważnie, a jego usta wykrzywiają się w delikatnym uśmiechu. Uwadze wilkołaka nie uszła reakcja chłopca na wieść, kto teraz obejmie wartę. Postanowił jednak na razie dać mu spokój i najpierw upewnić się w swych domysłach. Położył rękę na jego ramieniu i zapytał:

- To jak, idziemy?
- A, tak, przepraszam. Zamyśliłem się.

Dotarli w milczeniu pod numer czwarty na Privet Drive, gdzie po krótkim pożegnaniu Harry niechętnie wszedł do domu. Zauważył ciotkę wyglądającą z kuchni, lecz gdy ta zorientowała się, że to tylko jej siostrzeniec, powróciła do swoich zajęć. Wdrapał się powoli po schodach, zamykając się w pokoju. Po chwili przykucnął i spod obluzowanej deski w podłodze wyjął grubą księgę, którą znalazł jeszcze w zeszłym roku na Grimmauld Place.
Harry nie sądził, że kiedykolwiek się do tego posunie, że będzie w stanie choćby o tym pomyśleć, lecz ostatnie wydarzenia doprowadziły go do wniosku, że bez tego się nie obędzie. Śmierć Syriusza przewróciła jego świat do góry nogami, a skoro wszystko wskazywało na to, że Dumbledore nie ma zamiaru uczynić nic, by mu pomóc, musi radzić sobie sam. Poza tym, od kiedy Voldemort opętał go w ministerstwie, czuł się inaczej. Obudziła się w nim dotąd ukryta agresja, pociąg do władzy, siły i... okrucieństwo. To ostatnie odkrył, gdy stał się mimowolnym świadkiem skatowania przez jego kuzyna jakiegoś dzieciaka. Zamiast ruszyć na ratunek, Harry tylko stał i z zainteresowaniem się przyglądał, po czym najzwyczajniej w świecie odszedł. Wieczorem, gdy tuż przed snem dopadła go pełna świadomość tego, co zrobił, był śmiertelnie przerażony. Długo płakał i miotał się po pokoju, nie mogąc zasnąć, lecz wyrzuty sumienia w końcu odeszły, zastąpione dziwną pustką. Harry miał wrażenie, że posiada dwie osobowości, z których ta nowa, silniejsza, powoli wypiera starą. Nie interesowały go już również nauki, które zapewnia Hogwart. Potrzebował czegoś innego, potężniejszego. Zawładnęło nim pragnienie, które ukoić mogła tylko jedna rzecz.
Usiadł więc na łóżku i otworzył "Tajniki Czarnej Magii".

+++

Poczuł, że ktoś nim potrząsa i powtarza cicho jego imię. Uchylił lekko powieki, rejestrując pochylającą się nad nim postać. Próbował coś powiedzieć, lecz z jego gardła wydobyło się tylko chrząknięcie. "Cholera", pomyślał. "Mam zdarte gardło, znów musiałem wrzeszczeć przez sen". Tymczasem tajemniczy osobnik wyczarował szklankę wody, którą chłopak przyjął z wdzięcznością. Gdy już w miarę doszedł do siebie zorientował się, że osobą, która go obudziła jest nikt inny niż Charlie. Mimowolnie zlustrował swego gościa zaciekawionym spojrzeniem. Wysoki, dość długie włosy, zgrabna, umięśniona sylwetka, apetyczne wargi wyginające się w uśmiechu.
Zaraz, zaraz. Apetyczne? "O czym ja myślę", zganił się, czując jak na jego twarzy pojawia się zdradziecki rumieniec. "Cholera, muszę nauczyć się panować nad sobą."

- Yyy... - bąknął. - Charlie.
- Taak, to ja.
- Umm, dziękuję, ale skąd się tu wziąłeś? - zebrał się w końcu na to, żeby wydobyć z siebie w miarę sensowną wypowiedź.
- Usłyszałem jak krzyczysz. Myślałem, że coś się stało, więc wbiegłem na górę.
- Och... no tak. To tylko koszmar.

Zapadła cisza, w czasie której Harry zorientował się, że Charlie przygląda mu się tak, jak on jemu przed chwilą. Policzki znów mimowolnie go zapiekły, co wywołało wesoły błysk w oczach starszego czarodzieja.
Potter postanowił przerwać krępującą ciszę.

- A ty nie powinieneś być teraz w Rumunii? - zadał pierwsze pytanie, które przyszło mu do głowy.
- Zrezygnowałem. Wiesz, smoki może i były fajne, ale po zerwaniu z chłopakiem jakoś nie mogłem już tam usiedzieć.
- No tak... chwila! - wytrzeszczył oczy. - Z chłopakiem?
- Ano, Ron ci nie mówił? - spytał Weasley, szczerząc się do niego.
- No nie. Bo wiesz, ostatnio jakoś nie mamy kontaktu, a wcześniej nie rozmawialiśmy na takie tematy.
- Rozumiem... Słyszałem, że bredził coś na twój temat. Nie przejmuj się nim, to kretyn.

Potter myślał gorączkowo, niemal czując jak trybiki obracają się w jego głowie. Wpadł mu do głowy pewien pomysł, taka okazja może się już w najbliższym czasie nie nadarzyć, lecz czuł się co najmniej głupio mając zapytać o coś takiego. No bo jak ma to zrobić, tak od razu, prosto z mostu? Nie, odpada. I czy może mu zaufać? A może... Przerwał mu jednak Charlie.

- No dalej, wyduś to z siebie - uśmiechnął się rozbrajająco. - Widzę przecież, że chcesz o coś spytać.
- Umm... no więc... jaksięzorientowałeśżejesteśgejem? - powiedział na jednym wydechu, na co Weasley szczerze się roześmiał.
- A może by tak wolniej? - Potter znów zrobił się czerwony. - Oj, no dobra, zrozumiałem. Chyba - zmarszczył brwi. - Więc chodziło ci o to skąd wiedziałem, że jestem gejem, tak?
- Noo... tak - mruknął speszony. - Jeśli nie chcesz, to nie mów, wiesz, wiem, że to prywatna sprawa, przepraszam, nie powinienem... - zaczął się plątać.
- Hej, spokojnie. - Weasley podniósł dłonie, przerywając tę tyradę. - Powiem ci. Po prostu w pewnym momencie zorientowałem się, że nie pociągają mnie dziewczyny, za to często oglądam się za chłopcami. Któregoś dnia w szatni, tuż po wygranym meczu quidditcha, pocałował mnie kumpel z drużyny. Ot, i tyle. W sumie nie wiem nawet dokładnie jak do tego doszło. Niby nic szczególnego, nic z tego później nie wynikło,  ale od tamtego czasu byłem już pewny. Ale dlaczego o to pytasz? - spytał z błyskiem w oku, na co Harry spuścił głowę.
- A tak, wiesz, no bo ja... yyy... tak się zastanawiałem... ale nie wiem.
- Haaaarry, daj spokój. To nic takiego, nie masz się czego wstydzić. O ile dobrze zrozumiałem, podejrzewasz, że jesteś gejem, ale nie miałeś okazji się przekonać, tak?
- No tak - Potter podniósł wzrok, zauważając, że Charlie się nad czymś zastanawia. Po chwili rudowłosy odezwał się ponownie.
- Słuchaj, nie zrozum mnie źle, ale jeśli chcesz, to może... hmm, mógłbym ci pomóc. Nie bój się, nikomu nie powiem, a ty przynajmniej będziesz już pewny. Oczywiście jeśli nie chcesz lub okaże się, że się myliłeś, to nic się nie stanie. Zapomnimy o wszystkim i będzie jak dawniej. Co ty na to?

Harry myślał przez chwilę, nie mogąc się zdecydować. Chciał, bardzo chciał, ale nie wiedział, czy może tak ryzykować. No bo, nie ukrywając, nie znał go zbyt dobrze. Co prawda to Weasley, oni by go nie skrzywdzili, ale czy aby na pewno? Charlie, widząc niepewność chłopca, usiadł obok niego i delikatnie ujął palcami jego podbródek, kierując drobną twarz bliżej swojej.
Spojrzał uważnie w piękne oczy koloru Avady, lekko się pochylając. Odczekał chwilę, lecz nie widząc sprzeciwu, dotknął powoli miękkich ust Gryfona, muskając je przez chwilę leciutkimi, subtelnymi ruchami swych warg. Potter westchnął cicho, po czym zaczął oddawać pocałunki, z początku nieśmiało, z czasem trochę pewniej. Rudowłosy polizał dolną wargę młodszego prosząc o dostęp. Ten, po chwili niepewności, rozchylił usta i czarodziej wsunął swój język do środka, drażniąc nim podniebienie chłopca. W końcu ich języki splotły się, a pocałunek stał się pewniejszy, z każdą chwilą bardziej namiętny. Charlie przyciągnął Harry'ego bliżej siebie, masując delikatnie jego plecy, wywołując ze strony Gryfona ciche jęki. Potter nieśmiało zarzucił mu ręce na ramiona, przyciągając gorące ciało jeszcze bliżej. W końcu odsunęli się od siebie, by zaczerpnąć powietrza. Weasley nie mógł oderwać oczu od widoku miękkich, czerwonych warg Pottera, od jego zamglonych z przyjemności oczu i uroczo zarumienionych policzków. Wyglądał naprawdę pociągająco.
Tymczasem Harry powoli dochodził do siebie. Musiał przyznać, że to było niesamowite. Spojrzawszy wreszcie na Charliego, zorientował się, że ten przygląda mu się z nieukrywanym zachwytem, ale i niepewnością. Speszył się trochę, lecz już po chwili wymruczał z zadziornym uśmiechem.

- Wiesz? Jestem już pewny.
- To znaczy?

Potter tylko wyszczerzył się radośnie i przyciągnął go do kolejnego pocałunku. Kilka minut później z niezadowoleniem przyjął, że Charlie odsuwa go od siebie delikatnie.

- Co...?
- Słuchaj, muszę już iść. Za chwilę zmiana warty i lepiej, żeby nikt nie zorientował się, że u ciebie byłem.
- Och, no tak. Kiedy znów się zobaczymy?
- Niedługo. - Charlie wstał i skierował się w stronę drzwi, jednak przystanął, zerkając przez ramię. - Harry... uważaj. Gdyby ktoś to zauważył - tu spojrzał znacząco na leżącą na podłodze książkę o Czarnej Magii - nie byłoby zbyt miło. Nie bój się, ja nic nie powiem. Do zobaczenia.

Cofnął się, musnął go w usta po raz ostatni i wyszedł, cicho zamykając drzwi.
Potter położył się, przeklinając swoją nieuwagę. Faktycznie, gdyby to był ktoś inny, miałby przechlapane. Już widział burzę, która by się rozpętała. Złoty Chłopiec, Wybawca Czarodziejskiego Świata, Ten, Który Przeżył, czy jak go tam jeszcze nazywają, odkrywa swą mroczną stronę i uczy Czarnych Sztuk. Znając mentalność "tych dobrych", spaliliby go na stosie. Już dawno zauważył, że biali czarodzieje wcale nie są tak święci, na jakich się kreują. Właściwie od śmierciożerców różni ich tylko to, że działają w ukryciu, by nie odkryła tego opinia publiczna. Nigdy nie zapomni widoku aurorskich przesłuchań, których stał się mimowolnym świadkiem, wpadając kiedyś do myślodsiewni Dumbledore'a. Na szczęście starzec nigdy tego nie odkrył, choć w sumie... Kto go tam wie. Z nim wszystko jest możliwe. Oderwał się w końcu od ponurych rozmyślań. Wciąż jeszcze czuł dotyk ust przystojnego chłopaka. Musiał przyznać, że to była najprzyjemniejsza chwila od początku wakacji. Przypomniał też sobie Remusa i poczuł ciepło rozchodzące się w środku. Ułożywszy się wygodnie, zasnął spokojnie, po raz pierwszy od bardzo długiego czasu.
Nie podejrzewał nawet, że ten dzień rozpoczął lawinę zdarzeń, mających zmienić jego życie na zawsze.

4 komentarze:

  1. Bomba. Piękny rozdział już nie mogę się doczekać co będzie dalej.
    Powodzenia

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawie sie zapowiada//Riki

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam,
    rozdział fantastyczny czyżby na Harrego wpływ miał Voldemort...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    rozdział jest wspaniały, czyżby Voldemort miał wpływ na Harrego?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń