niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział IV


Obudził się cudownie rozluźniony i szczęśliwy, choć mimo wszystko obolały. Na początku nie wiedział dlaczego, jednak już po chwili przypomniał sobie wczorajszy wieczór i jęknął w poduszkę, czując, że jego policzki robią się gorące. Nie wiedział co ma o tym myśleć. W końcu jeszcze do niedawna spotykał się z Charliem. Nie było to co prawda z jego strony nic poważnego, traktował to jak zabawę i nie czuł do chłopaka nic więcej poza sympatią, ale nie był pewny, co o tym myśli rudowłosy. Miał nadzieję, że nie traktował ich znajomości jako związku, bo wtedy czułby się co najmniej podle. No i była jeszcze sprawa Marco. Na myśl o mężczyźnie zrobiło mu się gorąco, wciąż czuł jego pocałunki, zwinne dłonie na swoim ciele, gorący oddech. Widział oczy przepełnione żarem i pożądaniem.

- Cholera, nie mogę o tym myśleć - mruknął, czując, że znów robi się twardy. - Muszę to przeanalizować na spokojnie.

Nie wiedział, co się z nim dzieje. W ogóle nie miał pojęcia jak do tego doszło. Owszem, mężczyzna był pociągający, ale żeby tak od razu pójść z nim do łóżka? Co nim kierowało? Zawsze wyobrażał sobie, że jego pierwszy raz będzie z ukochaną osobą. Ale gdy tylko Marco wbił w jego szyję kły, chciał już tylko jednego. Nie potrafił się powstrzymać, potrzebował jego dotyku. Zaraz... kły. O cholera, przecież Nagara zdradził mu wczoraj, że jest wampirem! Co teraz? Przez cały czas słyszał, że wampiry są złe i okrutne, mordują dla przyjemności, nie zważając na nic. Ale jego opiekun przecież taki nie był. Dość gwałtowny i szorstki w obyciu, momentami zimny niczym lód, ale nie dla niego. W stosunku do Harry'ego jest delikatny i czuły, choć potrafi również nieźle dać mu w kość.
Poza tym Syriusz nie uczyniłby go opiekunem Pottera, gdyby mężczyzna mógł zrobić mu krzywdę, prawda? Dodał nawet, że ma mieć do niego zaufanie. Ech, czy to wszystko musi być zawsze takie skomplikowane?
Dotarł w końcu do swojego pokoju i wszedł pod prysznic. Zimna woda łagodziła obolałe ciało. Owinął się w ręcznik, stanął przed lustrem i zamarł. Cały tors zdobiły maleńkie malinki, a na szyi widniały ślady po kłach. "No ładnie", pomyślał. "I co mam teraz zrobić? Ciekawe jak wytłumaczę Remusowi skąd wzięły się na mojej szyi ślady po wampirzych zębach." Nagle dotarło do niego coś innego. Przecież on go ugryzł! Czy to znaczy, że jest teraz wampirem? Wybiegł z łazienki, szukając swego opiekuna. Znalazł go w końcu w kuchni, czytającego "Proroka".

- Hej, już wstałeś - mężczyzna uśmiechnął się drapieżnie, widząc ślady na ciele chłopca. - Coś się stało, że biegasz po domu w takim stroju?
- Ugryzłeś mnie! To znaczy, że ja teraz... jestem wampirem?
- Nie, no co ty - Marco roześmiał się szczerze, widząc wzburzenie swego podopiecznego. Wstał i zbliżył się do niego pochylając i mrucząc mu do ucha. - Nie przemienię cię, chyba, że sam tego zapragniesz.
- Uff, cholera, przestraszyłem się - dopiero teraz zdał sobie sprawę z bliskości mężczyzny. - Yyy, to ja już pójdę.

Odwrócił się chcąc odejść, lecz Nagara chwycił go za rękę i przyciągnął do siebie, całując namiętnie. Podniósł go, nie zważając na ciche protesty. Uśmiechnął się z satysfakcją, czując jak chłopak mięknie mu w ramionach i posadził na stole, oplatając się w pasie jego nogami. Wodził językiem po ciele Harry'ego, wyrywając z niego ciche jęki i niedługo później Potter znów poczuł niesamowite uczucie, towarzyszące ugryzieniu. Ledwie zarejestrował fakt, że ręcznik gdzieś zniknął, a obolałe mięśnie ponownie są naruszane. Jednak nagle kły zniknęły, a Gryfon rozszerzył oczy, krzycząc z bólu. Z oczu pociekły mu łzy, gdy Marco wszedł w niego gwałtownie, przytrzymując go mocno, by się nie wyrywał. Wampir scałował delikatnie słone krople i odczekał chwilę, by młody kochanek mógł przyzwyczaić się do jego obecności. Po chwili zaczął poruszać się, wbijając się w niego powoli, z czasem coraz szybciej. Bolało, wciąż bolało, choć cierpienie powoli mieszało się z nadchodzącą przyjemnością, a każde kolejne pchnięcie sprawiało, że był coraz bliżej. W końcu Harry krzyknął ponownie, lecz tym razem był to okrzyk spełnienia. Zadowolony Marco przyspieszył ruchy, wchodząc mocno w ciasne wnętrze, aż w końcu on również doszedł z cichym okrzykiem, opadając na drobne ciało. Leżał tak, póki jego oddech się nie uspokoił. Pocałował Pottera, biorąc go na ręce i opuścił kuchnię. Udał się na górę do swej sypialni, kładąc go delikatnie na łóżku. Już miał zająć miejsce obok, gdy z dołu dobiegły trzaski aportacji i nawoływanie. Przeklął pod nosem, ruszając z powrotem na dół, lecz zatrzymał się jeszcze w drzwiach, mrucząc do Harry'ego.

- Nie ruszaj się stąd. Lepiej, żeby nikt nie widział tych śladów. Później się nimi zajmę.

Wyszedł pospiesznie, zbiegając na parter, gdzie zastał Remusa i Charliego.

- Witam, co was sprowadza?
- Przyszliśmy do Harry'ego - odpowiedział mu Weasley. - Możemy się z nim zobaczyć?
- Śpi. Nie będę go teraz budził.
- Jak to śpi? Stało się coś? - Remus był wyraźnie zdziwiony. - Uprzedzaliśmy, że dzisiaj wlecimy. Mieliśmy wybrać się na Pokątną.
- Widocznie zapomniał, ćwiczyliśmy oklumencję i jest wyczerpany. Może przełożycie wypad na jutro? - zaproponował, modląc się w duchu, żeby odpuścili i już poszli. Niepotrzebne były mu krzyki, że krzywdzi chłopca, a na pewno by do tego doszło, gdyby zobaczyli w jakim jest stanie.
- No tak, oklumencja... Okej, w takim razie przekaż mu, że będziemy jutro. Do zobaczenia.

"Nareszcie", odetchnął w duchu i pobiegł na górę. Harry leżał tak jak go zostawił, a na jego widok odwrócił wzrok. Zaniepokojony przysiadł na skraju łóżka i wyszeptał, gładząc go po plecach:

- Hej, co jest? - Nie otrzymał odpowiedzi, więc położył się i przytulił chłopaka do siebie. - Co się stało, mój piękny? Proszę, spójrz na mnie.
- Dlaczego?
- Co?
- Dlaczego to zrobiłeś? Musiałeś być tak gwałtowny? - w cichym głosie zabrzmiały wyrzuty. - To bolało, nie mogę się ruszać.
- Przepraszam kochanie, poniosło mnie. Ale nie mów, że ci się nie podobało - uśmiechnął się wrednie. - Widziałem to.
- Jesteś okropny, Marco - chłopak wtulił się jednak w niego, lekko drżąc. - Nie rób tak więcej, okej?
- Oczywiście, przepraszam. Chyba, że będziesz chciał. A teraz chodź do łazienki, trzeba usunąć te ślady. Chociaż... - zrobił mu na piersi wielką malinkę. - Tę zostawię. To znak, że jesteś mój.

+++

Harry naprawdę nie miał pojęcia, co się z nim dzieje. Nie kochał Marco, tego był pewny, ale jednak nie mógł mu się oprzeć. Gdy tylko mężczyzna zbliżał się do niego, całe jego ciało przechodził dreszcz. Pragnął jego dotyku, pocałunków, ciepłych słów szeptanych do ucha. Był cudowny, mimo, że tak gwałtowny i nieprzewidywalny. Wbrew wszelkiej logice, lgnął do niego, wciąż i wciąż poszukując jego uwagi. Dlaczego, jak to możliwe? Przecież to nienormalne. Jakim cudem zmienił się w tak krótkim czasie? Dawniej byłby przerażony swym zachowaniem, ale teraz wszystko było inne. On był inny. Czuł, że niewiele pozostało już w nim z tego dawnego, naiwnego Gryfona. Przez jego życie przeszedł huragan, burząc mały, uporządkowany światek, w którym żył do tej pory. I co najdziwniejsze, wcale mu to nie przeszkadzało. Odkrywał siebie na nowo. I odpowiadało mu to wszystko, choć momentami nachodziły go niepokojące myśli, że krok po kroku upodabnia się do osoby, której tak bardzo nienawidził. Zdawał sobie jednak sprawę z tego, że nawet gdyby chciał, nie jest już w stanie się zatrzymać. Proces został rozpoczęty. A on doprowadzi go do końca. Tak będzie lepiej. Nieważne jak niedorzecznie to zabrzmi, ale tego właśnie chce. Westchnął, zapinając ostatnie guziki koszuli i przeglądając się w lustrze. Od dłuższego czasu siedział w przebieralni, zakładając niezliczoną ilość koszul, spodni, szat i butów, które przynosili mu Marco, Remus i Charlie oraz dodatków, wyszukiwanych przez Billa.
Nagara uparł się na drogie ubrania w kolorze czerni oraz zieleni, gdyż jego zdaniem musi zacząć nosić się odpowiednio do statusu, który teraz zajmuje. Musiał przyznać, że wampir miał gust. Komplety wybrane przez niego były idealnie dopasowane i sprawiały wrażenie niedbałej elegancji.
Tymczasem Weasley i Lupin stawiali na luźne, mugolskie koszulki i jeansy oraz bojówki. Bill wybrał mu kilka genialnych łańcuszków, sygnetów, a nawet kolczyk w kształcie małego wężyka ze szmaragdowym oczkiem. W pewnym momencie poczuł jak ktoś obejmuje go w pasie, wodząc wargami po jego szyi. Westchnął z przyjemności i odwrócił się, patrząc wprost w szafirowe oczy swego opiekuna.

- Przymierz to - wymruczał wampir, podając mu kolejną część garderoby. - Powinny pasować idealnie, chcę cię w nich zobaczyć.

Potter posłusznie włożył czarne, skórzane spodnie i zamarł, wpatrując się z niedowierzaniem we własne odbicie. Nigdy nie myślał, że powie coś takiego, ale wyglądał naprawdę dobrze. Niesamowite. Wyszedł z przebieralni prezentując się swoim towarzyszom, którzy nie mogli oderwać od niego oczu.

- Wiesz co? - odezwał się w końcu Bill. - Gdybym nie był z Fleur, to bym ci nie odpuścił.

Harry parsknął, rejestrując przy okazji pożądliwe spojrzenie Marco. Mrugnął do niego, okręcił się po raz ostatni i wrócił, by przymierzyć kolejny komplet. Po chwili znów poczuł jak ktoś staje za jego plecami.

- Co tym razem mi przyniosłeś? - mruknął, stając w samych bokserkach i nie oglądając się. - Wiesz, te spodnie to naprawdę dobry pomysł.
- Szkoda, że nie mój... - Potter odwrócił się gwałtownie, wpadając w objęcia Charliego. - Wyglądałeś naprawdę seksownie. Chociaż teraz - zmierzył go - jest jeszcze lepiej.

Nachylił się, chcąc go pocałować, lecz w tym momencie do środka wpadł Nagara. Gryfon zadrżał mimowolnie. Mężczyzna wyglądał przerażająco, jego oczy pociemniały, przybrały barwę ametystu i ciskały błyskawice.

- Wyjdź! - wycedził do rudowłosego, który pospiesznie wydostał się z przebieralni. - Co to było?! - tym razem zwrócił się do Harry'ego.
- Nic, naprawdę - powiedział szybko, przywierając całym ciałem do wampira. - Nic się nie wydarzyło.
- Doprawdy? Czy aby przypadkiem coś cię z nim kiedyś nie łączyło?
- Marco, proszę. Uspokój się. To przeszłość. Wiesz, że na nic bym mu nie pozwolił.
- Najwyraźniej on tego nie wie. Masz to definitywnie zakończyć, rozumiesz? Raz na zawsze.
- Dobrze.
- Jesteś mój! - warknął Marco i pocałował go gwałtownie, kalecząc kłami wargi chłopca. - Pamiętaj o tym.
- Tak, twój - wydyszał zielonooki. - Tylko twój.

Ułagodzony mężczyzna po chwili wyszedł, a młody Black odetchnął z ulgą. Wolał nie wiedzieć co by się stało, gdyby nie dał rady uspokoić wściekłego wampira. Wiedział, że Nagara jest zaborczy, ale nie myślał, że okaże się aż tak zazdrosny. W zasadzie nawet mu to schlebiało. Roześmiał się cicho, przykładając czoło do chłodnej tafli lustra.

W końcu, po jakichś trzech godzinach opuścili sklep, kierując się do księgarni. Na nieszczęście trafili na członków Zakonu, eskortujących Rona, Hermionę i Ginny. Potter unikał spotkania z byłymi przyjaciółmi jak mógł, nie będąc gotowym na bolesną konfrontację. Niestety w końcu wpadł na nich przy dziale ksiąg o eliksirach. Odetchnął głęboko, przywołując na twarz zimną maskę.

- No, no... - Ron zmierzył go wzrokiem. - Widać nasz "przyjaciel" wczuł się w rolę arystokraty - ostatnie słowo syknął z pogardą.
- Zejdź mi z drogi Weasley - Harry spojrzał na niego z kpiną. - Chyba, że może szukasz pracy. Wiesz, przydałby mi się nowy skrzat.
- Ty... ty... - twarz chłopaka przybrała barwę buraka.
- Taak? Och, nie dziękuj - uśmiechnął się wrednie. - Przy okazji Stworek nauczy cię poprawnie się wysławiać.

Rudzielec poczerwieniał jeszcze bardziej, co w połączeniu z ognistą czupryną dawało przekomiczny efekt. Tymczasem z tyłu dobiegły oklaski. Potter odwrócił się i zobaczył Malfoya, Zabiniego i Notta.

- Witamy głowę rodu Blacków - wargi blondyna wygięły się w imitacji uśmiechu. - Czyżbyś wreszcie zmądrzał, Potter?
- Powiedzmy, że otworzyły mi się oczy na kilka spraw.
- Proszę, proszę - jedna z brwi Draco powędrowała w górę. - A jednak cuda się zdarzają.
- Ty! - wyglądało na to, że Ron odzyskał rezon. - Teraz będziesz zadawał się ze śmierciożercami, tak?
- Oj, oj... - Draco stanął obok zielonookiego i zmierzył rudzielca z obrzydzeniem. - Przyjmij lepiej propozycję Pottera, nawet troll ma więcej elokwencji niż ty.
- Odszczekaj to! - Rozsierdzony Weasley chciał rzucić się na chłopców, obserwujących go z rozbawieniem, jednak został wyciągnięty z księgarni przez swoje towarzyszki. Harry spojrzał z ukosa na Malfoya, zastanawiając się nad czymś, po czym wyciągnął w jego stronę dłoń.

- Cześć, nazywam się Harry Black-Potter.

Blondyn utkwił w nim przenikliwy wzrok, a jego maska opadła na chwilę, ukazując niedowierzanie. Szybko jednak zreflektował się, unosząc kącik ust i uścisnął skierowaną w jego kierunku dłoń, odpowiadając.

- Cześć, nazywam się Draco Malfoy.

+++

Potter wpadł do sypialni i rzucił się na łóżko, dochodząc do wniosku, że za żadne skarby nie pozwoli wyciągnąć się spod kołdry. To po prostu niewiarygodne, ale Malfoy okazał się całkiem niezłym towarzyszem. Gdyby ktoś usiłował wmówić mu to rok wcześniej, zapewne skończyłby poczęstowany jakąś "miłą" klątwą, jednakże teraz wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Pozostali Ślizgoni również przypadli mu do gustu, szczególnie Nott, za którego nieśmiałością (którą brał wcześniej - o ironio! - za zarozumiałość) krył się wyjątkowo inteligentny i skory do psot chłopak. Zabini tymczasem wykazał się świetnym poczuciem humoru, które aż kipiało sarkazmem, lecz było przy tym także niezwykle subtelne. Dlaczego wcześniej tego nie dostrzegał? Zostawili obstawę Harry'ego i wymknęli się pozwiedzać Nokturn Główny oraz liczne jego przecznice. Co prawda dostał później burę od Marco i Remusa, lecz było warto. Odkryli bowiem kilka ciekawych miejsc, które postanowili jeszcze kiedyś wspólnie zbadać, gdyż w tamtej chwili nie mieli już na to czasu. Próbowali wykombinować także sposób, by Gryfon mógł przejść powtórną Ceremonię Przydziału. Nie mogli uwierzyć, gdy oświadczył im, że gdyby nie głupie uprzedzenia, byłby teraz Ślizgonem. Umówili się na spotkanie w domu Blaise'a, którego rodzina była neutralna. Potter wolał na razie nie pakować się samotnie do gniazda śmierciożerców, jakim było Malfoy Manor, choć Draco zapowiedział mu, że prawdopodobnie i tak odwiedzi to miejsce jeszcze przed końcem wakacji, gdyż jego rodzina organizuje coroczny bal, na którym zjawia się cała arystokracja. W zasadzie, to nawet podobał mu się ten pomysł. Zachichotał na samą myśl, że dobrowolnie wkroczy w paszczę lwa. "Prorok" będzie miał o czym pisać. Wyciągnął dziennik Regulusa, postanawiając opowiedzieć mu o wszystkim.

- Hej, Reg...
- Witam, jak wypad na Pokątną?
- Lepiej niż myślałem. Spędziłem sporo czasu z Malfoyem, Nottem i Zabinim.
- Draco? Miło, że się pogodziliście. To w końcu teraz twój kuzyn.
- Rzeczywiście, całkiem zapomniałem. Ale zgadnij lepiej jaką mi ksywkę wymyślili.
- Chwal się młody.
- Mortis. Doszli do wniosku, że patrząc w moje oczy widzą promień Avady.
- W zasadzie nie mogę nie przyznać im racji, mi także barwa twoich tęczówek kojarzy się z kolorem śmiercionośnego zaklęcia.
- Mi też nawet się podoba.
- Jeszcze jakieś rewelacje?
- Aha. Bill przebił mi ucho. Mam teraz kolczyk w kształcie węża.
- Ty masz jakąś obsesję. Najpierw medalion, później pierścień, a teraz kolczyk.
- Może nawet kupię sobie prawdziwego? I poszczuję nim Nagini.
- Odbija ci, młody. Twój opiekun zgodził się na przebicie ucha? Wspominałeś, że nie znosi takich ozdób.
- Zgodził się po długich namowach. Na końcu sam nawet stwierdził, że dodaje mi uroku.
- Oj taaak... Jesteś uroczy i śliczniusi...
- Przymknij się, Black.
- Jak sobie życzysz.

Westchnął, uśmiechając się pod nosem i odłożył dziennik na parapet. Po chwili jego myśli podążyły w stronę Nagary. Wampir wciąż go zaskakiwał. Niedawno uznał, że najwyższy czas, by nauczył się rzucać Niewybaczalne, więc któregoś dnia zaprowadził go do sali pełnej "materiałów do ćwiczeń", jak nazwał zamknięte tam drobne zwierzątka. Na pierwszy ogień poszły pająki, następnie jakieś dziwne stworzonka, których nazwy nie znał, później myszy, a w końcu szczury. Potterowi szło zdumiewająco łatwo rzucanie wszystkich trzech klątw, choć jeszcze w czerwcu ledwo był w stanie ugodzić torturującą w Bellę. Nagara był niezwykle zadowolony i oświadczył, że niedługo będą mogli przejść do "poważnych" zaklęć.
Skoro Niewybaczalne były dla jego opiekuna niegroźną zabawą, to wolał nie wiedzieć, co ten mężczyzna uważa za prawdziwe okrucieństwo. Choć w pewnym stopniu musiał przyznać mu rację, gdyż tak naprawdę sam świetnie się bawił ćwicząc Imperio, Crucio i Avadę na biednych zwierzakach. Marco stwierdził później, że przez cały czas na ustach Harry'ego błąkał się szalony uśmieszek, a oczy błyszczały fascynacją, co jego zdaniem jest oznaką, że "jeszcze będą z niego ludzie".
Cóż, najwyraźniej pojęcie normalności Marco różniło się od tego uznawanego przez resztę ludzkości. Miał nieodparte wrażenie, że ten człowiek ma w sobie coś z psychopaty, ale nie jemu to oceniać. Prawda? Wygląda na to, że sam wcale nie jest lepszy, zastanawiał się jednak, dlaczego Syriusz uczynił mężczyznę jego opiekunem, musiał przecież wiedzieć jaki jest szafirowooki. Dlaczego więc to zrobił? Czyżby widział już wtedy, budzący się w Harrym mrok? Niestety, na to pytanie nie uzyska już odpowiedzi. Brakowało mu Blacka. Co prawda nie spędzili ze sobą wiele czasu. Ot, kilka spotkań, listów, rozmów przez kominek, mimo to przywiązał się do niego. Przez krótką, wspaniałą chwilę miał rodzinę. Owszem, byli przy nim Remus i Marco, zyskał również wspaniałych przyjaciół. Tonks niezmiennie poprawiała mu humor swym roztrzepaniem i beztroską, Charlie zawsze znalazł dla niego czas. Nawet Bill wpadał często, opowiadając o swych przygodach w Egipcie. Mimo wszystko, to nie było to samo. Poza tym, czy zostaną przy nim, gdy odkryją kryjącą się w nim ciemność? Wampira i wilkołaka był pewny, oni będą przy nim bez względu na wszystko, ale reszta? Postanowił jednak na razie o tym nie myśleć, co ma być, to będzie. Jeśli są prawdziwymi przyjaciółmi, to nie odwrócą się od niego, prawda? Nie zostawią go tak jak Ron i Hermiona. Nie opuszczą, gdy będzie ich najbardziej potrzebował. Wciąż nie mógł zrozumieć jak mogli mu to zrobić. Tyle razem przeszli. I przecież do niczego ich nie zmuszał, szli za nim z własnej woli. A później porzucili, gdy tak bardzo potrzebował ciepła i bliskości. Stracił trójkę najbliższych mu ludzi. Znów wrócił myślami do Syriusza, automatycznie zaciskając dłonie w pięści. Pluł sobie w brodę, że nie skorzystał wtedy z lusterka, podarowanego mu przez chrzestnego. Jednak czasu już nie cofnie. Czas się z tym pogodzić.
I nie pozwoli już więcej się zranić. Nikomu. Pora ukryć uczucia głęboko w sobie, pozbyć się ich. Nie czuć bólu, cierpienia, zamknąć emocje tak, by już nic nie było w stanie go skrzywdzić. A wspomnienie człowieka, dzięki któremu odkrył co znaczy kochać, skryje najgłębiej, na samym dnie serca. Choć i tak wiele czasu jeszcze minie, nim uda mu się przespać spokojnie choćby jedną noc.

2 komentarze:

  1. Witam,
    Marco trochę za brutalny ył i jaki zazdrosny, zaborczy, Harry miło spędził dzień z Draco, Zabinim i Theodorem, może w jakiś sposób uda mu się być w Slytherinie...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    rozdział świetny, Marco raczej trochę za brutalny był i jaki zazdrosny, zaborczy :) Harry miło spędził dzień z Draco, Zabinim i Theodorem, może w jakiś sposób uda mu się być w Slytherinie... co bardzo bym chciała...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń