niedziela, 4 listopada 2012

Rozdział VIII


Nieuchronnie zbliżał się wrzesień, co wcale nie podobało się Potterowi. Chłopak wiedział, iż koniec wakacji równoznaczny jest z koniecznością ograniczenia treningów i znoszeniem dyszącego mu w kark Dumbledore'a. Miał stuprocentową pewność, że pod czujnym okiem starca, nie będzie mu łatwo pogłębiać wiedzy o Mrocznych Sztukach. Ustalili więc z Marco, że kiedy tylko nadarzy się okazja, Harry będzie wymykał się do Wrzeszczącej Chaty, która nadawała się idealnie do kontynuacji szkolenia. Szczerze mówiąc, chłopak bardzo chętnie przemyciłby ze sobą Nagarę do Hogwartu, gdyż przyzwyczaił się do jego towarzystwa. Zresztą nie tylko. Wiedział, że szybko zatęskni za... hmm, "dodatkami" ich znajomości. Co prawda za tą relacją nie kryło się jakieś głębsze uczucie. O tak, do miłości im daleko. Mimo wszystko jednak Harry przywiązał się do wrednego krwiopijcy i źle wpływała na niego sama myśl o rozstaniu. Wampir stał się chłopakowi bliższy, niż ktokolwiek inny.

Harry'ego dręczyła także sprawa Voldemorta. Właściwie podjął już decyzję, ale czy właściwą? Gdzieś w głębi niego dawało o sobie znać poczucie winy, którego starał się pozbyć na wszelkie sposoby. Jakby nie patrzeć, ten facet zamordował Lily i Jamesa.

Westchnął ciężko, uświadamiając sobie, że coraz częściej myśli o rodzicach nie "mama i tata", ale "Lily i James". Wydawali mu się tak odlegli... Harry'emu było głupio, strasznie głupio, ale nie mógł nic poradzić na to, że zdawali się oni przechodzić na dalszy plan. Choć, z drugiej strony, czy to takie dziwne? Nie znał ich. Kochał, oczywiście, że tak, ale jednak nie znał. Ze wstydem musiał przyznać, że Syriusz, a nawet Marco, byli mu o wiele bliżsi. Ale oni w końcu byli przy nim. Nie pojawiali się jedynie w snach, czy wizjach. Byli realni. Poza tym, choć to może wydawać się co najmniej dziwne, to tak naprawdę, w jakiś pokręcony sposób, ilekroć przypominał sobie przepowiednię, coraz bardziej rozumiał postępowanie Voldemorta. Ludzie! Czegóż można było się spodziewać, gdy facet o tak pokręconym umyśle usłyszał, że narodzi się ktoś, kto go zabije! To zrozumiałe, że próbował pozbyć się zagrożenia. I, choć to prawdopodobnie nienormalne, Harry się wcale temu nie dziwił. Ale czy w życiu Harry'ego kiedykolwiek, cokolwiek było normalne? Poza tym dyrektor też nie był bez winy. Ba! Tkwiła w tym jego wielka wina i nikt nie wmówi Potterowi, że jest inaczej. Bo czyż nie jest tak, iż to właśnie dyrektor wpadł na pomysł, by ukryć rodziców Harry'ego w Dolinie Godryka? Czy nie on wymyślił marnego Fideliusa? Młody Black dowiedział się całkiem sporo o tym zaklęciu i, krótko mówiąc, przeżył szok. Początkowo nie mógł w to uwierzyć. Nie chciał w to wierzyć. Dlaczego? Otóż okazało się, że Fidelius wcale nie jest skuteczną formą ochrony. A na pewno nie przed kimś, kto posiada rangę Czarnego Pana, najpotężniejszego czarnoksiężnika w tym stuleciu. Voldemort odnalazłby Potterów prędzej czy później, nawet bez zdrady Glizdogona. Harry śmiał wysunąć nawet wnioski, iż cała sytuacja była zwyczajnym przedstawieniem. Wyglądało na to, że Dumbledore wystawił jego rodziców jak na tacy. Na pewną śmierć. Ale czegóż to się nie robi w imię większego dobra, prawda? Przepowiednia musiała się przecież wypełnić. Dlaczego, no dlaczego, Lily i James tak ślepo podążali za Dumbledore'em? Nie potrafił tego zrozumieć. Choć on także był do niedawna uległą, posłuszną marionetką. Och, jakże wstydził się tego, że nie odkrył wcześniej całej tej szopki. Merlinie... Z drugiej strony, Harry był przecież tylko dzieckiem, zupełnie nieobeznanym z czarodziejskim światem. Czy to takie dziwne, że zaufał człowiekowi, który dbał o niego, pomagał mu, był dla niego niczym dziadek?

- Potter! - Warknięcie profesora, wyrwało chłopaka z zadumy. - Skup się! Kociołek zaraz wybuchnie.

- Przepraszam, zamyśliłem się.

- Cieszę się bardzo, że zacząłeś w końcu myśleć. Jak na Gryfona to spore osiągnięcie, jednakże pilnuj eliksiru. Chcę wyjść stąd w jednym kawałku.

Harry uśmiechnął się pod nosem, zmniejszając temperaturę pod kociołkiem. Gdyby ktoś powiedział mu jeszcze miesiąc temu, że polubi towarzystwo sarkastycznego Mistrza Eliksirów, pomyślałby, że jest szalony i wysłał go na oddział psychiatryczny do św. Munga. Jednak teraz wszystko się zmieniło. Potter czuł do mężczyzny szacunek i zauważył, że uwagi profesora, choć złośliwe, są niezwykle trafne, a często nawet zabawne. Poza tym ich dyskusje były bardzo interesujące, potrafili rozmawiać godzinami. Mortis wynosił z nich wiele korzystnych i przydatnych wiadomości. Wyglądało na to, że Snape również ceni sobie towarzystwo Gryfona. Oczywiście w życiu by się do tego głośno nie przyznał, ale liczył się sam fakt.

Harry przelał gotowy eliksir do fiolek, oczyścił kociołek i opuszczał już pomieszczenie, gdy nauczyciel zatrzymał go w drzwiach.

- Zaczekaj chwilę, Potter, chciałbym porozmawiać.

Harry zerknął na mężczyznę z zaciekawieniem, jednakże zatrzymał się posłusznie, czekając aż ten skończy. Po kilku minutach, gdy Snape upewnił się, że jego cennym eliksirom nic nie zagraża, poprowadził chłopaka do salonu i rozsiadł się wygodnie w fotelu. Harry podążył w ślady profesora, zajmując kanapę i spoglądając na niego z wyczekiwaniem.

- Przejdę do rzeczy, Potter. Słyszałem, że skontaktował się z tobą Czarny Pan.
- Cóż... - Harry'ego lekko zamurowało na tak bezpośrednią wypowiedź. - To prawda.
- Podjąłeś już decyzję?
- Słucham? Co ma pan na myśli?
- Nie udawaj głupszego, niż jesteś. Dobrze wiem, że Lord złożył ci propozycję.
- Co w związku z tym?
- Tak jak już mówiłem - Snape wyglądał na zirytowanego - chciałbym wiedzieć, jaką podjąłeś decyzję.
- Przepraszam, ale tego dowie się sam Voldemort, gdy raczy się ze mną ponownie spotkać.
- Potter... - Ku zdumieniu chłopaka, profesor wyraźnie wahał się nad wypowiedzią. - Nie zrozum mnie źle, ale mam nadzieję, iż zdajesz sobie sprawę z tego, że nieważne co postanowisz, nie będziesz już mógł zmienić swej decyzji? Nie będzie już odwrotu.
- Czyżby się pan o mnie martwił, profesorze? - Snape prychnął, rzucając mu piorunujące spojrzenie, czym Harry kompletnie się nie przejął. - Zupełnie niepotrzebnie, znam konsekwencje.
- Obyś się nie mylił.
- A pan?
- Nie rozumiem, panie Potter.
- Pytam, czy pan wybrał już stronę.
- W rzeczy samej. - Oczy nauczyciela zwęziły się, gdy wpatrywał się w swego ucznia przenikliwym wzrokiem. - Jednakże nie powiem więcej, póki nie dowiem się, jakie jest twoje stanowisko.
- Nie liczyłem na to - Harry uśmiechnął się łagodnie. - Choć domyślam się, że tak sprytny wąż jak pan, wybrał dobrze.

Nie dał nauczycielowi szansy na odpowiedź, wstając i pospiesznie wychodząc z salonu.

+++

- To nienajlepszy pomysł.
- Oj, daj się namówić.
- Marco się nie zgodzi.
- Dlaczego? Będziesz wyglądał świetnie!
- Ledwo zniósł tego w uchu. Jak myślisz, co powie na takie miejsce?
- Porozmawiam z nim.
- Taa, już to widzę.
- No to postawimy go przed faktem dokonanym.
- Daj spokój, jeszcze mi życie miłe.
- Chyba nie byłoby aż tak źle?
- Źle? On by nas rozszarpał!

Harry i Bill siedzieli w jednym z pokoi gościnnych. Rudzielec próbował namówić Pottera na kolczyk w brwi, lecz ten nie podszedł do jego pomysłu zbyt entuzjastycznie. Właściwie to sam kiedyś zastanawiał się nad jakąś malutką ozdobą, ale wiedział, że Marco byłby bardzo zły. Cóż, zdecydowanie nie miał ochoty niepotrzebnie denerwować wampira.

Weasley w końcu odpuścił, gdyż musiał wracać do domu, ale zapowiedział, że to jeszcze nie koniec. Potter kręcąc z rozbawieniem głową, odprowadził gościa do drzwi i po krótkim pożegnaniu ruszył do sali treningowej. Wyraźnie zniecierpliwiony Marco już na niego czekał.

- Co tak długo?
- Rozmawiałem z Billem.
- I...? Czego chciał?
- Namawiał mnie na kolczyk w brwi.
- Zapomnij.
- Spokojnie, odmówiłem.
- No to masz szczęście. A teraz patrz, to twoje nowe zabawki.

W sali, jak na zawołanie, pojawiły się dwa stoły. Na pierwszym leżała przykuta młoda mugolka, na oko w wieku Harry'ego, a na drugim starszy o kilka lat chłopak. Potter spiął się, lecz nie chcąc okazywać słabości, wzruszył tylko ostentacyjnie ramionami i podniósł różdżkę. W tym momencie przerwał mu Nagara.

- To ci nie będzie potrzebne. - Harry spojrzał na wampira unosząc brwi. Zdecydowanie nie podobał mu się jego złośliwy uśmieszek. - Nie patrz tak, dzisiaj zabawiamy się po mugolsku.
- Po mugolsku? Dlaczego?
- Nie zawsze będziesz miał przy sobie ten patyk, poza tym jest kilka innych powodów, które sam odkryjesz. A teraz wysil wyobraźnię i bierz się do roboty.

Gryfon posłusznie ruszył w stronę stołów. Starając się zachować zimną krew, spojrzał na leżące przy ciałach narzędzia. Oglądał dokładnie każde z nich, chcąc jak najbardziej oddalić to, co go czeka, lecz wiedział, że nie może zwlekać zbyt długo. Po namyśle wybrał skalpel, lecz użycie go okazało się dużo trudniejsze niż myślał. Machanie różdżką to jedno, ale zadawanie bólu i cierpienia za pomocą własnych rąk? Pochylił się nad nastolatką, przyciskając lekko ostrze do jej obojczyka, lecz dłoń drżała mu tak mocno, iż nie był w stanie wykonać precyzyjnego cięcia. Przełknął głośno, spoglądając niespokojnie na coraz bardziej zniecierpliwionego wampira. Tak jak przewidział, już po chwili zaciskał zęby, próbując nie krzyczeć pod Cruciatusem. Gdy tylko zaklęcie ustąpiło, zachwiał się lekko, opierając o stolik i trwał tak jakiś czas, oddychając głęboko, by się uspokoić. Zacisnął mocno powieki, nie chcąc widzieć niemego błagania w oczach swej ofiary i ponownie przyłożył skalpel do jej ciała. Nie, nie mógł tego zrobić. Kolejny Cruciatus był silniejszy. Harry wiedział, że im bardziej zirytuje Marco, tym więcej mocy będzie on wkładał w zaklęcie. Padł na kolana i zacisnął pięści, boleśnie wbijając w dłonie paznokcie. Gdy klątwa ustąpiła, wstał i po raz kolejny przymierzył się do wykonania cięcia. Niestety. Dwa Cruciatusy później, miał serdecznie dość. Czuł wzbierający w nim gniew. Nie chciał bólu. Zerknął niespokojnie na wampira, lecz widząc jak ten podnosi ostrzegawczo różdżkę, przemógł się i w końcu zatopił ostrze w ciele dziewczyny. Zaczął wodzić lekko skalpelem po jej skórze, oswajając się z towarzyszącym temu dziwnym uczuciem.

I wtedy to znów się stało.

Wiedział, że po raz kolejny przegrał. Początkowa niechęć przerodziła się w fascynację w momencie, gdy ujrzał jak niedbałe pociągnięcia zaczynają tworzyć fantazyjne wzory, zdobione wypływającą z ran krwią. Nie mógł się oprzeć temu widokowi, chciał więcej. Jego umysł zasnuła ciemność. Cudowny, wszechogarniający mrok. Tak potężny... Tak dobry. Kreślił nowe linie, tym razem z namysłem, dając ujście swej wyobraźni. Czuł się wolny. Czuł się silny. Praca pochłonęła go do tego stopnia, że nie docierały już do niego krzyki i płacz ofiary, nawoływania jej towarzysza, ani pojawienie się Mistrza Eliksirów, który zbladł gwałtownie, widząc ociekającego krwią chłopaka. Tymczasem na ustach Harry'ego zagościł złośliwy, nie wróżący dobrze uśmiech. Potter wpadł na kolejny pomysł. Skierował narzędzie w stronę, jak do tej pory, nietkniętej twarzy i zrobił nacięcie od kącika ust do połowy policzka. Powtórzył czynność z drugiej strony, tworząc na obliczu nastolatki makabryczny uśmiech. Spoglądał zadowolony na swe dzieło, z wymalowaną na bladym obliczu satysfakcją. Po krótkim zastanowieniu, zaczął oglądać inne narzędzia, które mógłby wykorzystać. Nie był w stanie nadziwić się, jak bezlitośni i okrutni potrafią być mugole. Te wszystkie rzeczy... to musiało zrodzić się w umysłach chorych ludzi. Cóż, skoro sami stworzyli te przedmioty, dlaczego czarodzieje nie mieliby z nich skorzystać? Niech durni mugole zapoznają się bliżej z własnym dziełem. Ale on nigdy nie użyje większości z nich. Zaliczał je do zwykłego barbarzyństwa i bezmyślności, nie miał zamiaru brudzić sobie rąk.

Skalpel wydawał mu się subtelny, wyważony, idealny do rozwijania swych nowych umiejętności. Jednak dziewczyna już mu się znudziła. Chwycił nóż i wbił go w jej gardło. Zachichotał szaleńczo, gdy po chwili dławienia się własną krwią, zapadła w wieczny sen.

Czas na jej towarzysza.

Harry zmierzył chłopaka uważnym, lustrującym spojrzeniem. Podziwiał przez chwilę szczupłe ciało i delikatnie zarysowane mięśnie, napinające się, gdy mugol próbował wyrwać się z więzów. Przechylił głowę, patrząc wprost w rozszerzone strachem źrenice. Młodzieniec miał piękne, piwne oczy. Był całkiem przystojny. Potter uśmiechnął się drwiąco, stwierdzając, że już niedługo będzie jeszcze piękniejszy. Znów sięgnął po skalpel.

Wodził nim delikatnie, nie spiesząc się, po jego torsie. Dotarł do sutków i po chwili namysłu obrysował dokładnie ich kontury. Nie miał zamiaru odcinać ich do końca, o nie. To by zepsuło jego dzieło. Z szatańskim uśmieszkiem skierował skalpel na całkiem spore, jak zauważył, przyrodzenie przerażonego chłopaka.

- Nie bój się - mruknął. - Szkoda by było, choć w sumie i tak ci się już do niczego nie przyda.

Kilka chwil później na penisie ofiary widniał pseudonim Pottera. Z gardła mugola wyrwał się tak przeraźliwy i ogłuszający wrzask, że zdegustowany Mortis zmuszony był rzucić na niego Silencio. Powrócił do torsu blondyna i, tym razem zmieniając narzędzie na nóż myśliwski, zagłębił ostrze głęboko w ciało, tworząc ociekający krwią pentagram. Nagle na twarzy Gryfona zagościł psychopatyczny wyraz i już po chwili na brzuchu chłopaka wyryty był również Mroczny Znak. O tak, teraz wystarczy zostawić ciała w publicznym miejscu. Zachichotał na myśl o Voldemorcie. To się gad jeden zdziwi. Powrócił na moment do dziewczyny i powtórzył poprzednią czynność na jej czole. Spojrzał jeszcze raz na chłopaka, podciął mu żyły i zostawił, by się wykrwawił. Odwrócił się w stronę Marco, dostrzegając przy okazji Snape'a.

- O, witam, profesorze. Kiedy pan przyszedł?
- Dość wcześnie, by obejrzeć całe "przedstawienie" - mruknął, nieco zachrypniętym głosem.

Szczerze żałował, że został do końca. Naprawdę dość już napatrzył się na takie widoki w dworze Czarnego Pana, choć musiał przyznać, że mimo wszystko widok pasji na twarzy chłopaka był cholernie wciągający. Niesamowite. Tymczasem Potter zwrócił się do Nagary.

- Zadowolony?
- Pięknie, skarbie. Widzę, że załapałeś. Ale dlaczego akurat Mroczny Znak?
- Wyobraź sobie minę Toma, gdy się o tym dowie - wyszczerzył się. - Chciałbym to zobaczyć.

Marco pokręcił z niedowierzaniem głową, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z Mistrzem Eliksirów. Obaj doszli do takich samych wniosków. Ten chłopak jest szalony, co do tego nie ma dyskusji.

+++

Siedział na parapecie, wpatrując się pustym wzrokiem w przestrzeń. Dokładnie tak, jak wiele razy wcześniej, dopiero po jakimś czasie dotarło do niego, co właściwie zrobił.

Znowu.

Merlinie... Tyle bólu, tyle cierpienia... Kiedy stał się tak okrutny? Co prawda wciąż jeszcze miał opory, jednak co z tego, skoro i tak pojawiają się one jedynie na początku? Z czasem znikają, pozostawiając po sobie tylko pragnienie krwi. Mimo to starał się walczyć, protestować, choć wiedział, że jego wysiłki są nadaremne. Świadomie narażał się na Cruciatusy Marco, zdając sobie sprawę z tego, że w końcu i tak zrobi wszystko, co ten mu każe. Czy w ten pokrętny sposób próbował choć w nikłym stopniu ukoić swoje sumienie? Doprawdy, to żałosne. Teoretycznie powinien przyzwyczaić się już do morderstw, pozbawił przecież życia tylu ludzi... Co prawda mugoli, ale jednak. Mimo wszystko nadal było mu trudno to zaakceptować.

Zaraz! Chwila...

Czy on właśnie pomyślał, że powinien przyzwyczaić się do zabijania?! Harry poczuł, że robi mu się słabo. "Na Merlina, oszalałem", skarcił się w duchu. "Jak można przyzwyczaić się do czegoś takiego? Zaczynam myśleć jak Voldemort!". Ale czy na pewno? Nie, chyba nie. On o tym nie myśli, po prostu zabija. Czy Harry'ego też to czeka? Któregoś dnia pozbawi kogoś życia bez namysłu, nie czując żadnego sprzeciwu? Skoro już teraz waha się jedynie na początku... Później przeradza się to w fascynację, zadowolenie, satysfakcję. Jego umysł zasnuwa dziwna mgła, przyjemny, wciągający go mrok. To tak cudowne, wspaniałe. Niemal czuje wtedy przenikającą go potęgę. Och, to straszne. Tak okrutne, złe... kuszące.

Nie, lepiej o tym nie myśleć. Oderwał wzrok od okna i wstał, przenosząc się na łóżko. Położył się na plecach, gładząc spoczywający na piersi medalion. Jego myśli znów skierowały się w stronę Voldemorta. Był ciekawy jaka będzie reakcja mężczyzny, gdy dowie się o ciałach z wyrytym Mrocznym Znakiem. Domyśli się, że to Harry? Nie, to absurdalne. Skąd miałby to wiedzieć? Po chwili przypomniał sobie, że przecież umieścił na przyrodzeniu chłopaka swój pseudonim. Co prawda niewiele osób go znało, zaledwie garstka, jednak Malfoy lub Nott na pewno od razu połączą fakty.

Usiadł gwałtownie.

Że też wcześniej o tym nie pomyślał! Jak oni zareagują? Czy będą zdolni zaakceptować jego mroczne skłonności? Harry nie chciał stracić dopiero co zdobytych kumpli. Tak - kumpli. Nie mógł nazwać ich jeszcze przyjaciółmi. Jakby nie patrzeć, zakopali topór wojenny zaledwie kilka tygodni temu. To zdecydowanie zbyt mało czasu, by pogłębić ich relacje. W pierwszej kolejności, należy je przede wszystkim porządnie naprawić. Jeśli mieliby zostać przyjaciółmi, powinni najpierw stworzyć pod to solidne fundamenty. Poza tym Potter nie wiedział dokładnie, co oni o tym myślą. Co prawda Ślizgoni wydawali się chętni, by zawrzeć z Harrym bliższą znajomość, pomogli mu nawet w sprawie zmiany domu, jednak czy to się uda? Nie chciałby znów się sparzyć. Westchnął głęboko, gdy jego myśli mimowolnie podążyły w stronę Rona i Hermiony. Więc to już definitywny koniec Wielkiej Trójcy? W zasadzie rozumiał to, że się od niego odsunęli, strasznie ich przecież naraził. I to już nie pierwszy raz. Na dodatek później zachowanie Harry'ego w stosunku do nich, pozostawiało wiele do życzenia. Tłumaczył to sobie rozgoryczeniem, które spowodowało odtrącenie z ich strony. Poza tym oni przecież wcale nie byli lepsi, prawda? Zranili go. Skrzywdzili. Szczególnie Ron, choć Hermiona również strasznie go zawiodła. Harry czuł, że to już naprawdę koniec. Zbyt dużo się wydarzyło, padło zbyt wiele słów. Szkoda. Przecież tyle razem przeżyli... Naprawdę żałował, to mimo wszystko bolało. Z ciężkim sercem postanowił zakopać głęboko w umyśle myśli o pięcioletniej przyjaźni, zakończonej w tak głupi i przykry sposób. Trudno. Co się stało, to się nie odstanie. Zresztą... oni przecież ślepo podążają za tym starym miłośnikiem dropsów. Harry był pewny, że nie zaakceptowaliby jego nowej osobowości. Nawet nie próbowaliby zrozumieć. Tym bardziej, gdy Tiara przydzieli go do Slytherinu, a co do tego Harry był przekonany. Nie było innej możliwości. Szczególnie Weasley odsunąłby go od razu, gdyby stał się Ślizgonem.

Myśli Pottera znów skierowały się w stronę dyrektora.

Poczuł nagły przypływ gniewu. Wciąż miał żal o wszystko, co go spotkało. W końcu Dumbledore dobrze wiedział, jak traktują Harry'ego krewni. Nie bez powodu w pobliżu mieszkała pani Figg, która "całkiem przypadkowo" okazała się charłaczką, prawda? Jednak nic z tym nie zrobił, nie zabrał go, nie uratował. Przyglądał się w milczeniu, wydając cichą zgodę na dręczenie chłopca. A przecież tak wiele czarodziejskich rodzin dałoby każdą cenę, by zająć się Chłopcem, Który Cholera Przeżył. Mógł mieć normalne, szczęśliwe dzieciństwo. Tymczasem dyrektor zgotował mu piekło. Merlinie, dlaczego? Ufał mu, był jego przewodnikiem i mentorem, traktował go niemal jak dziadka, a on? I jeszcze ta bajka, że musi tam wracać na każde wakacje. Że tylko tam jest bezpieczny. Co za bzdura! Jak mógłby być bezpieczny z ludźmi, którzy szczerze go nienawidzą i wykorzystaliby każdą okazję, by go skrzywdzić? Ach, no tak. To miała być ochrona przed Voldemortem, nie przed mugolami. Roześmiał się z goryczą. Przecież w żyłach Czarnego Pana płynie jego własna krew. Wykorzystał ją w końcu do odrodzenia. Prawdopodobnie mógłby bez najmniejszego problemu dostać się na Privet Drive, co tylko potwierdza słowa Toma, że w zasadzie nigdy zbytnio nie zależało mu na pozbyciu się Gryfona.

Cały pobyt Harry'ego w Hogwarcie, jego wszystkie przygody, także wydawały mu się teraz marną farsą. O, choćby ta sprawa z kamieniem filozoficznym. Naprawdę Dumbledore nie zauważył, że jeden z nauczycieli nosi z tyłu głowy Voldemorta? I to by było na tyle, jeśli chodzi o stwierdzenie, jakoby Hogwart stanowił najbezpieczniejsze miejsce. Doprawdy, przecież to właśnie tam życie Harry'ego bywało najczęściej zagrożone. Poza tym, jakim cudem jedenastolatkowi udało się odkryć misterny plan swego wroga, a największy mag jasnej strony tego nie potrafił? Nawet Snape coś podejrzewał! A te śmieszne zabezpieczenia? Skoro on, dzieciak, nie miał większego problemu z przejściem przez wszystkie sale, to co dopiero dorosły, w pełni wykształcony czarodziej. Podobnie było z Komnatą Tajemnic. Okej, niech będzie, tylko Harry był wężousty, więc nikt inny nie mógł jej otworzyć. Ale co z resztą? Dwunastolatek rozgryzł całą tę tajemnicę, a dyrektor nie dał rady? To jawna kpina, że też do tej pory tego nie widział. Ale był przecież głupim dzieckiem, które dopiero zapoznawało się ze światem magii. Hmm, co by tu jeszcze... O, rok czwarty! Nieszczęsny Turniej Trójmagiczny i fałszywy Moody. Harry postanowił zostawić to bez komentarza. Śmiać mu się chciało, gdy pomyślał, że Dumbledore mógł nie zorientować się, że ma do czynienia ze śmierciożercą. A przecież twierdził, że Szalonooki był jego wieloletnim przyjacielem. Naprawdę nie rozpoznałby, że ktoś się pod niego podszywa?

Harry'emu nasuwał się tylko jeden wniosek. Był specjalnie przygotowywany, hodowany do roli Świętego Wybawcy. I to również bolało. Bo Harry nie był bronią, ani zabawką. Harry był żywym, czującym człowiekiem. Ale przede wszystkim był tylko dzieckiem, łaknącym odrobiny ciepła.

Ech, było minęło. Czas definitywnie zamknąć ten rozdział. Oto rozpoczyna się kolejny. O wiele lepszy, a już z całą pewnością ciekawszy. I tym razem pisany przez niego.

3 komentarze:

  1. Okej. Czytam to od dzisiaj. Blog jest naprawdę świetnie napisany i wciągający.
    Nie lubię Marco. Chcę już dotrzeć do rozdziału gdzie przestają "być ze sobą". Kocham Toma i tylko jego więc denerwuje się kiedy Potter jest z innym.
    Pozdrawiam,
    M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam,
    rozdział jest wspaniały, nawet Snape zachowanie Harrego przeraża, ciekawe jak zareaguje Tom jak znajdą tą dwójkę mugoli zabitych z mrocznym znakiem...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    rozdział wspaniały, nawet samego Severusa zachowanie Harrego bardzo przeraża, ciekawi mnie jak zareaguje Ridlle jak odnajdą tą dwójkę mugoli zabitych z mrocznym znakiem...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń