- Coś ty sobie myślał!
- Witaj, Harry. Coś się stało?
- Dużo się stało! Ty cholerny bydlaku, dlaczego to zrobiłeś?!
- Crucio! - Oczy Voldemorta zwęziły się niebezpiecznie. Harry padł na kolana, drżąc pod siłą zaklęcia. Riddle podszedł do niego, podnosząc palcem wskazującym podbródek chłopaka. - Nie będziesz tu wpadał jak do siebie i odnosił się do mnie w ten sposób. Wymagam szacunku.
- Dlaczego to zrobiłeś?
- Zrobiłem co?
- Torturowałeś Evana! Dlaczego?
- Zasłużył.
- Nie miałeś prawa, on nic nie zrobił.
- Owszem, zrobił. I doskonale wie za co został ukarany.
- To znaczy?
- Pozwolił sobie na zbyt śmiałe poczynania względem ciebie, mój Harry.
- Nie jestem twoją własnością!
Czarny Pan chwycił go za włosy i boleśnie odciągnął głowę do tyłu, zbliżając swą twarz tak, że ich usta się stykały, po czym wyszeptał:
- Należysz do mnie.
- Nie.
- Tak, mój Harry. Zawsze tak było.
- Nie - ból nabrał na sile i Potter jęknął mimowolnie, gdy mężczyzna szarpnął mocniej. - Nie jestem twoją zabawką.
- Oczywiście. Chyba, że taka będzie moja wola.
- Co...? Nie! Dlaczego tak ci na mnie zależy?
- Zależy? - Riddle roześmiał się drwiąco. - Po prostu odbieram, co moje.
- Nie jestem przedmiotem, Tom! Dlaczego mnie tak bardzo chcesz?
- Zabieram to, co moje - powtórzył i zwiększył nacisk. - Należysz do mnie i tylko do mnie, zrozumiałeś? - drugą ręką chwycił go za podbródek, zaciskając mocno palce. - Pytam, czy zrozumiałeś?
- Ta-ak - wyjęczał, nie mogąc znieść dłużej bólu i niebezpiecznej bliskości czarnoksiężnika.
Riddle zmrużył swe szkarłatne oczy, patrząc uważnie w tęczówki barwy śmiercionośnego zaklęcia i szukając w nich czegoś. Najwyraźniej to znalazł, bo puścił chłopaka.
- Dobrze. I zapamiętaj to sobie raz na zawsze.
Harry klęczał, wpatrując się tępo przed siebie. Więc tak to ma wyglądać? Stał się własnością tego psychopaty? Nie, nie, nie... To niemożliwe. O co tutaj chodzi? Co im wszystkim odbiło? Marco mógłby jeszcze zrozumieć, w końcu z nim sypia. Ale Voldemort?! Przecież przyłączył się do niego, ma go po swojej stronie, czego jeszcze od niego chce? I ten dziwny głód w jego oczach... Zupełnie tak jak wtedy, w Komnacie Tajemnic, lecz o wiele, wiele większy. Harry zadrżał, zastanawiając się, czy gotów jest zapłacić tak wielką cenę. Pragnął wolności, niezależności. Tymczasem wyraźnie zadowolony Voldemort usiadł za biurkiem, wpatrując się z triumfem w Pottera. Chłopak może się tego wypierać, lecz już niedługo sam, bez "zachęty" przyzna, że do niego należy. To tylko kwestia czasu.
- To wszystko? - Harry spojrzał na niego nieprzytomnie. - Nie mam nic przeciwko widząc cię klęczącego u mych stóp, jednakże przeszkodziłeś mi w pracy.
- Ja... - Potter otrząsnął się, wstając w końcu i zajmując miejsce naprzeciwko. - W zasadzie to jest coś jeszcze.
- Słucham.
- Ma... to znaczy mój opiekun chciałby się z tobą spotkać.
- Spotkać? A w jakim celu?
- Powiedział tylko, że chce porozmawiać.
- Niech będzie, dam ci znać kiedy ma się tu zjawić - mężczyzna podniósł się, stając nad chłopakiem. Harry zagryzł nerwowo wargę. - A teraz chodź.
Odwrócił się nagle, ruszając w stronę drzwi. Mortis westchnął i podążył za nim. Szli długo, przemierzając kolejne pogrążone w mroku korytarze, aż dotarli do skrzydła, w którym jeszcze nigdy nie był. Czarny Pan otworzył jedne z drzwi i gestem nakazał Harry'emu, by wszedł do środka. Znaleźli się w dużym, urządzonym w ślizgońskich barwach pokoju. Z prawej strony stało biurko z wygodnym fotelem, na środku stolik i kanapa oraz kolejne fotele, skierowane siedziskiem w stronę kominka, w którym wesoło trzaskał ogień. Pod ścianami mieściły się również regały z książkami. Było także wielkie okno z szerokim parapetem, na którym spokojnie możnaby się rozsiąść z książką. Drzwi po prawej stronie, zaraz obok biurka, prowadziły do średniej wielkości sypialni, w której królowały czerń i biel, a pośrodku stało wielkie łoże z baldachimem i czarną, jedwabną pościelą. Drzwi po lewej stronie tymczasem prowadziły do luksusowo urządzonej łazienki, w której centrum mieściła się ogromna wanna, porównywalna z tą w łazience prefektów. Potter spojrzał pytająco na Toma, który uniósł nieznacznie kącik ust i mruknął.
- To, mój drogi Harry, są twoje kwatery. Należą tylko i wyłącznie do ciebie. W końcu tego korytarza mieszkam ja. Tylko my dwaj i Snape mamy dostęp do tego skrzydła.
- Dziękuję. - Potter nie bardzo wiedział co ma na to powiedzieć. - Bardzo mi się podoba, naprawdę.
- To dobrze. Zostawiam cię samego, nie mam dzisiaj czasu na trening.
Gdy tylko Voldemort zamknął za sobą drzwi, Potter usiadł przy oknie i zapatrzył się w przestrzeń. Widok zaparł mu dech. W oddali widniały góry, u stóp których rozciągał się mroczny las, spowity gęstą mgłą. Wydawał się groźny, lecz było w nim coś mrocznego, pociągającego. Postanowił kiedyś go zwiedzić. Oparł rozpalone czoło o chłodną szybę, rozmyślając o wszystkim co się ostatnio wydarzyło. Tak wiele zmian, w tak krótkim czasie. Śmierć Syriusza, strata przyjaciół, odwrócenie się od Dumbledore'a. Pojawienie się Marco, a wraz z nim nadziei na lepszą przyszłość. Przyłączenie się do Voldemorta. Nowi, prawdziwi przyjaciele. Uśmiechnął się. Kto by pomyślał, że tyle dobrego stanie się po porzuceniu jasnej strony. Tam czekały go tylko rozczarowania, smutki, ciepienia. Traktowanie wyłącznie jako broń. Teraz może nie jest idealnie, ale czuje się szczęśliwy. Nawet mając świadomość, że Riddle ma na jego punkcie dziwną obsesję. Nie zgadza się z tym, nie należy do nikogo. W każdym razie nie w pełni. Jednak dlaczego ma walczyć z nieuniknionym, prowadzić walkę z wiatrakami? Dlaczego nie ulegnie? I wtedy coś w nim pękło. I wiedział już, że jeśli poddanie się jest ceną za potęgę, władzę, za decydowanie o własnym losie, to jest w stanie taką właśnie cenę zapłacić. Tak. W końcu to do niego dotarło. Przymknął powieki, pozwalając się wciągnąć przez to uczucie, chłonął je każdą, najmniejszą częścią siebie. Zaakceptował swoją mroczną stronę. Pogodził się z tym i zamierza żyć w zgodzie z własną naturą. Przed nim trudna droga, ale wie, że sobie poradzi. Po raz pierwszy w życiu w pełni będzie sobą i pokaże na co go stać. Odrzucił głowę do tyłu, śmiejąc się radośnie. Niech rozpęta się chaos.
+++
Wielki salon pogrążony był w mroku, które rozświetlały jedynie wesołe błyski ognia, palącego się w kominku. Opróżniona do połowy karafka, stała na niewielkim stoliku, a bursztynowy płyn migotał w świetle płomieni. Panowała cisza, przerywana jedynie cichymi trzaskami żarzącego się drewna. Voldemort stał przy wielkim, gotyckim oknie, wpatrując się w przestrzeń. Kasztanowe włosy opadały łagodną falą na jego przystojną twarz. Dłuższe kosmyki wpadały lekko w szkarłatne oczy, jednak nie zwracał na to uwagi. Subtelne, lecz wyraziste rysy nabrały niezwykłej jak na tę osobę łagodności, gdy obserwował góry i las, spowity mgłą. Uwielbiał ten widok, często patrzył w dal z kieliszkiem wina w dłoni. Spojrzał w gwiazdy. Powiedział wtedy prawdę Harry'emu, naprawdę kocha ten widok. O ile w jego przypadku można w ogóle mówić o miłości. Ogarnęło go nagle dziwne uczucie. Chwilowe odrętwienie, melancholia, a po chwili jakby... akceptacja? Wyraźnie odczuł też obecność Pottera w pobliżu. Więź się nasiliła. To oznaczać mogło tylko jedno. Stało się. Chłopak zaakceptował wreszcie tkwiący w nim mrok. Kształtne wargi wykrzywiły się w drapieżnym uśmiechu, a krwiste tęczówki rozbłysły z wyraźnym zadowoleniem. Nareszcie. Jego plan w końcu się powiedzie. Już nikt mu nie przeszkodzi. Do radosnego, lekko histerycznego śmiechu, dołączył zimny, lodowaty, pełen satysfakcji. Dwa wymieszane ze sobą głosy niosły się pustymi korytarzami dworu, zwielokrotnione przez powtarzające je echo.
+++
Obudził się otulony czarną, jedwabną pościelą. Przez chwilę rozglądał się zdezorientowany, lecz w końcu przypomniał sobie wszystko. Mało w tym momencie interesował go fakt, że nie wrócił na noc do szkoły i prawdopodobnie spał bardzo długo, gdyż słońce stało już wysoko na niebie. Czuł się niezwykle zadowolony i wypoczęty. Czyżby to przez to, że w końcu zaakceptował siebie? Wzruszył ramionami i udał się do łazienki. Wziął chłodny prysznic i owijając się puchatym ręcznikiem, który przyjemnie ocierał się o jego skórę, wrócił do sypialni. Otworzył ogromną szafę i zaniemówił. Pełna była ubrań, najlepszej jakości. W dodatku wszystkie idealnie na niego pasowały. Przeglądał swą nową garderobę, ostatecznie wybierając czarną koszulę i tego samego koloru, dopasowane spodnie. Zawiesił medalion na szyi i przejrzawszy się ostatni raz w lustrze, skierował się do jadalni, gdzie powinien trwać właśnie obiad. Gdy tylko przekroczył próg w pomieszczeniu zapadła cisza. Wywrócił oczami. Czyżby śmierciożercy przejmowali nawyki uczniów Hogwartu? Doprawdy, było tu obecnych tylko kilka osób z Wewnętrznego Kręgu, które podobno były poinformowane o wszystkim. Nott, Yaxley, Rookwood i Bella z mężem. Skąd więc taka reakcja? Podszedł do stołu, zajmując miejsce po prawej stronie Voldemorta.
- Dzień dobry, mój Harry. Jak się spało?
- Zadziwiająco dobrze. Dziękuję.
- Dobrze jednak, że już wstałeś. Musisz wracać do szkoły, zanim ktoś się zorientuje.
- Oczywiście. Za chwilę znikam.
- Dzisiejszy wieczór masz wolny - w szkarłatnych tęczówkach pojawił się niezidentyfikowany błysk. - Zasłużyłeś.
Potter spojrzał podejrzliwie na Czarnego Pana. Co on taki zadowolony? Wyraźnie to odczuwał, zupełnie jakby ich więź uległa nasileniu. Czy to możliwe? W każdym razie nie miał zamiaru protestować, po codziennych morderczych treningach faktycznie zasłużył na odpoczynek. Gdy skończył, pożegnał się i przeniósł do Hogwartu. Ledwo znalazł się w sypialni, powitały go krzyki.
- Potter! Gdzieś ty był? - denerwował się Draco. - Snape cię szukał, był tu już dwa razy.
- W Czarnym Dworze, później wam opowiem - zupełnie tak jak dzień wcześniej wybiegł z kwater Slytherinu, kierując się do gabinetu Mistrza Eliksirów. Zapukał i wszedł, nie czekając na odpowiedź.
- Potter! - profesor zerwał się zza biurka. - Co tak późno, szukałem cię.
- Dopiero wróciłem, nocowałem w dworze. Co z Evanem?
- Właśnie dlatego cię szukałem. Obudził się, ale jest kiepsko.
Harry podążył za mężczyzną do jego sypialni. Rosier otworzył oczy, gdy weszli, więc Ślizgon od razu do niego dopadł.
- Przepraszam, Evan, to moja wina. - Ten jednak pokręcił tylko przecząco głową, najwyraźniej nie miał siły mówić. - Ależ oczywiście, że tak. Powinienem był to przewidzieć - Evan znów pokręcił głową. - Na Merlina! Mówić nie możesz, a i tak się kłócisz. Wiem co chcesz powiedzieć, że to ty powienieneś to przewidzieć, prawda? - skinął głową. - Tak naprawdę obaj jesteśmy winni.
- Owszem, jesteście. A teraz daj mu odpoczywać.
Mistrz Eliksirów zaprowadził Pottera do salonu. Chłopak zaczął wypytywać o stan zdrowia chorego. Wcale mu się nie podobało, to czego się dowiedział. Wyglądało na to, że Evan jeszcze sporo czasu spędzi w łóżku. Tom musiał być naprawdę wściekły. Musi coś wymyślić, by go ułagodzić, inaczej gotów znów skrzywdzić Rosiera. Harry naprawdę polubił tego śmierciożercę, więc nie chciał rezygnować z przyjaźni z nim. Tylko jak przekonać Voldemorta? To wydawało się nierealne. Tymczasem Snape patrzył na niego przez chwilę, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Po chwili spytał.
- Spędziłeś noc w dworze Czarnego Pana?
- Dokładnie.
- Masz mi coś do powiedzenia?
- Co ma pan na myśli?
- Wybiegłeś stąd wczoraj jak burza, na dodatek wściekły. Z całą pewnością, nie myśląc o konsekwencjach, poleciałeś nawrzeszczeć na największego czarnoksiężnika tych czasów i jeszcze żyjesz. Mało tego. Wracasz w wyśmienitym humorze i oznajmiasz, że spędziłeś tam cały ten czas. Powiedz mi jeszcze, że załapałeś się na obiad ze śmierciożercami.
- No tak - mruknął zdziwiony. Nie miał pojęcia do czego zmierza ta rozmowa.
- Potter... Zdajesz sobie sprawę z tego, że każdy kto choćby krzywo spojrzał na naszego pana, zginął w męczarniach? A ty na niego nawrzeszczałeś i wracasz nie dość, że żywy, to jeszcze cały w skowronkach.
- Naprawdę nie rozumiem do czego pan dąży.
- Nie bądź tępy! Stałeś się dla Mistrza najważniejszy, traktuje cię niemal jak równego sobie. Jeszcze trochę i da ci kwatery w swoim skrzydle!
- Tak właściwie to już dał - mruknął, a maska Snape'a opadła i spojrzał na niego z jawnym niedowierzaniem. - No co?
- Żartujesz ze mnie, Potter? Do jego prywatnego skrzydła nie ma dostępu nikt poza nim samym i mną w nagłych przypadkach!
- Wiem, uprzedzał mnie o tym.
- I tobie to wszystko wydaje się całkiem normalne?
- Nic, co dotyczy mnie i Voldemorta, nigdy nie było i prawdopodobnie nie będzie normalne, profesorze.
Potter westchnął z wyraźnym znużeniem i wyszedł. Musiał jeszcze wyjaśnić wszystko przyjaciołom. Tymczasem Mistrz Eliksirów rozmyślał nad tym co usłyszał. No cóż, nie mógł nie przyznać racji chłopakowi. Szkoda tylko, że ten bachor nie zdawał sobie w pełni sprawy z tego, co to wszystko oznacza. O, choćby ten obiad. Zaszczyt zajęcia miejsca przy jednym stole z Czarnym Panem, mają tylko najwierniejsi, najbardziej oddani śmierciożercy, którzy nieraz udowodnili, że są tego godni. Kilka osób z Wewnętrznego Kręgu. Nawet on i Malfoy doznali tego wyróżnienia dopiero niedawno. Pozostali nie mają prawa nawet domyślać się, że czarnoksiężnik w ogóle dokonuje tak prozaicznej czynności jak jedzenie. A Potter po prostu wpada tam sobie, jak gdyby nigdy nic. Och, oddałby wiele, by w tamtym momencie widzieć miny wszystkich obecnych. No i sprawa tych kwater. Tu akurat nie miał pojęcia co ma myśleć. Sam pomysł, że coś takiego mogłoby się wydarzyć był dla niego co najmniej absurdalny. A jednak to prawda. Jednego był jednak pewny, nie pomylił się w swych przypuszczeniach. Będzie dwóch Czarnych Panów. Obaj szaleni, obaj żądni krwi, obaj nieprzewidywalni.
Hej,
OdpowiedzUsuńo tak wspaniały rozdział, rozmowa Harrego z Severusem świetna, powiedz, że załapałeś się na obiad ze śmierciożercami i jeszcze niedługo dostaniesz pokój w czarnym dworze to było dobre
Multum weny życzę…
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńcudowny rozdział, ta rozmowa Harrego z Severusem po prostu świetna, i jeszcze ten tekst, powiedz, że załapałeś się na obiad ze śmierciożercami i jeszcze niedługo dostaniesz pokój w czarnym dworze to było po prostu dobre...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
mega rozdział boziu! cudowne. teraz czekam tylko na jakiś akcent miłosny może tom+opiekun harrego+ harry w trójkącie? idk
OdpowiedzUsuń