poniedziałek, 5 listopada 2012

Rozdział XIX


Wężomowa

***

Potter siedział na parapecie okna w swym salonie, znów obserwując mroczny las. Uwielbiał ten widok, mógł podziwiać go w nieskończoność. Niemalże był w stanie poczuć chłodną, wilgotną mgłę, opadającą lekko na omszałe pnie drzew, unoszącą się pomiędzy nimi, wtapiającą w mroczną głębinę i nadającą temu miejscu wrażenie grozy i tajemniczości. Wciąż obiecywał sobie, że odwiedzi las, lecz nigdy nie miał na to zbyt wiele czasu. Może znajdzie chwilę po świętach? Już od trzech dni przebywali wraz z Marco w Czarnym Dworze, zgodnie z zapowiedzią Riddle'a, spędzając tu ferie świąteczne. W sumie rzadko miał okazję spotkać wampira, który prowadził wraz z Evanem trening młodych krwiopijców. Widywali się tylko na posiłkach, do których Nagara dostał zaszczyt przystąpić. Zresztą sam Harry miał wiele zajęć, gdyż on i Tom rozpoczęli pertraktacje, mające na celu przeciągnięcie na ich stronę kilku ras magicznych, między innymi olbrzymów, czy goblinów. W przypadku tych drugich, byłoby to dla nich niezwykle korzystne, gdyż szybko doprowadziłoby do upadku banku Gringotta, co byłoby rówznoznaczne z odcięciem dopływu finansowego większości czarodziejskiego świata. Westchnął i zeskoczył lekko ze swojego miejsca, kierując się do komnat Voldemorta. Musiał powiadomić go o dość istotnej sprawie, zdając sobie sprawę z tego, że mężczyzna nie będzie zadowolony. Zapukał i wszedł do środka, zastając bruneta siedzącego w fotelu przed kominkiem z kieliszkiem wina w dłoni. Płomienie cudownie migotały w czerwonym płynie. Ich blask niesamowicie odbijał się w szkarłatnych tęczówkach. Mortis przysiadł w fotelu obok, wpatrując się w ten obraz z niemym zachwytem, na co kształtne wargi czarnoksiężnika wykrzywiły się z satysfakcją.

- Witaj, Harry.
- Tom... - chłopak otrząsnął się z dziwnego transu. - Chodzi o wigilię.
- Jakiś problem? Myślałem, że ustaliliśmy już wszystko.
- Kiedy właśnie wygląda na to, że ja i Marco nie możemy zniknąć na całe święta. Na wigilię musimy wrócić do Black Manor.
- A dlaczegóż to?
- Remus, Tonks, Bill, Fleur i Charlie chcą być wtedy z nami. Zapowiedzieli już wizytę.
- Z jakiego to powodu Weasleyowie nie chcą świętować z resztą zdrajców?
- Do Nory zaproszony został cały Zakon.
- Dumbledore nie próżnuje, wyrabia sobie wierną armię - Riddle uśmiechnął się drwiąco. - Jak on to ujął? Są jedną, wielką rodziną?
- Taa... wiesz co? - W oczach Pottera pojawił się złośliwy błysk. - Powinieneś urządzić śmierciożerczą wigilię, Tom. W końcu my również jesteśmy kochającą się, morderczą zgrają.
- Och, wystarczy, że hucznie będziemy świętować Sylwestra.
- Hmm... impreza typu Halloween?
- Znacznie większa, mój Harry. Znacznie większa.
- Świetnie - Potter wstał, z niechęcią odrywając wzrok od krwistych oczu. - Czas na przesłuchanie szczura.

Opuścił komnaty Czarnego Pana, odprowadzany zimnym śmiechem. Dotknął znaku, przywołując Glizdogona i udał się w stronę gabinetu. Peter czekał już pod drzwiami, kłaniając się do ziemi na sam widok Harry'ego. Chłopak prychnął ze wstrętem i opadł na wygodny fotel, nawet nie myśląc o tym, żeby zaproponować szczurowi miejsce siedzące.

- Czego się dowiedziałeś?
- Mój P-panie, zdobyłem wiele i-informacji. Lupin...
- Stop. Chyba nie myślałeś, że będę słuchał tej jąkaniny? - Potter uniósł brew i wskazał stojącą na biurku myślodsiewnię. Pettigrew posłusznie przeniósł do niej wspomnienia. - Wynoś się.

Gdy tylko mężczyzna opuścił pomieszczenie, Harry pochylił się nad naczyniem, ciężko wzdychając. Nie miał najmniejszej ochoty szpiegować przyjaciela, lecz nie widział innej możliwości. Zanurzył się w końcu we wspomnienia śmierciożercy.

Lupin na zebraniach Zakonu, wysłuchujący przemów Dumbledore'a, często spoglądający na dyrektora z ukrytą irytacją lub niedowierzaniem.

To już coś, ciekawe co będzie dalej.

Lupin spotykający się z Tonks, Billem i Charliem, dyskutujący o błahostkach, Lupin w domu, Lupin wykonujący bezsensowne polecenia starca, Lupin całujący się z Charliem, Lupin... 

Zaraz, zaraz. Wróć. Remus i Charlie? No, no... Kto by pomyślał? Potter uśmiechnął się do siebie, nie miał pojęcia, że wilkołak woli mężczyzn. Przeglądał kolejne chwile z życia Huncwota i natykał się na coraz więcej tych z Weasleyem. Wygląda na to, że zostali parą. Harry cieszył się, że jego przyjaciele są razem, miał wielką nadzieję na to, że w końcu będą szczęśliwi. Tak naprawdę wciąż jeszcze było mu trochę głupio z powodu Weasleya, ale najwyraźniej niepotrzebnie się martwił. Spędził kolejnych kilka godzin w myślodsiewni, znajdując sporo istotnych wspomnień wskazujących na to, że Lunatyk nie ufa dyrektorowi i zdaje sobie sprawę z jego manipulacji. Podniosło go to na duchu. Być może uda mu się przeciągnąć przyjaciela na swoją stronę. Dotarł w końcu do ostatniego wydarzenia i poczuł jak zalewa go fala wściekłości. Co ten pokręcony starzec sobie wyobraża, do cholery?!

Trwa zebranie Zakonu Feniksa, wszyscy członkowie siedzą w powiększonej kuchni domostwa Weasleyów.
- Moi drodzy, sprawy przybrały niepokojący obrót - na twarzy dyrektora pojawiła się troska. - Harry i pan Nagara odmówili spędzenia świąt w Kwaterze.
- Ale jak to, Albusie? - Molly spojrzała na profesora z niedowierzaniem. - Przecież mówiłeś, że Harry na pewno się pojawi!
- Przykro mi to mówić, ale wygląda na to, że chłopiec został zmanipulowany przez tego mężczyznę. Odwrócił się od przyjaciół i wydaje się do nas wrogo nastawiony. Obawiam się, że jego opiekun pracuje nad tym, by przeciągnąć naszego Gryfona na złą stronę.
- On jest Ślizgonem - mruknęła Tonks, szybko jednak zagłuszona przez rudowłosą.
- To niemożliwe, nie możemy na to pozwolić! - krzyknęła kobieta. - Trzeba ratować Harry'ego!
- Oczywiście, tylko jak to zrobić?
- Musimy się pozbyć tego faceta - warknął Moody. - Wyeliminować go i jak najszybciej zająć się Potterem.
- Tak, nie mamy innego wyjścia. Kingsley, Amelio udacie się do Ministerstwa i...
- Dość, Albusie - Remus nie wytrzymał, spoglądając na Dumbledore'a z wściekłością. - Marco dobrze opiekuje się Harrym, nie opowiadaj bzdur!
- Przykro mi, Remusie. - Dyrektor obdarzył Lupina wyjątkowo smutnym spojrzeniem. - Mylisz się.
- Nieprawda - oczy wilkołaka zwęziły się. - Daj im spokój, do cholery, i przestań w końcu wtrącać się w życie mojego szczeniaka.
- Ależ nie unoś się, mój drogi. Przecież wiesz, że to wszystko dla jego dobra.
- Dobra? O nie - Remus odsunął z hukiem krzesło, kierując się w stronę wyjścia. - Ja nie zamierzam brać w tym udziału! - opuścił pomieszczenie, trzaskając drzwiami.

Wspomnienia urwały się i Mortis znów znalazł się w swoim gabinecie. Tym razem Dumbledore przesadził, jego niech się czepia ile chce, ale wara mu od Marco. Nie pozwoli skrzywdzić swojego wampira temu zramolałemu dziadowi! Wiedział, że jeśli tylko starzec czegoś spróbuje, rozpęta się piekło. Już on się o to postara.

+++

Wigilia mijała w ciepłej, świątecznej atmosferze. Potter czuł się wspaniale, między innymi dlatego, że Remus i pozostali przyjaciele od razu uprzedzili ich o planach Dumbledore'a. Wiele dla niego znaczyło to, że sprzeciwili się starcowi, odmawiając udziału w czynnościach mających na celu pozbycie się jego opiekuna. Ilekroć o tym pomyślał, patrząc na ich uśmiechnięte twarze, w jego wnętrzu rozchodziło się przyjemne ciepło. W odrobinę gorszym nastroju był natomiast Marco. Wściekał się, że Riddle w ciągu ostatnich kilku dni nie pozwalał mu zbliżać się do chłopca, na każdym kroku prezentując, że ten należy tylko i wyłącznie do niego. Do szewskiej pasji doprowadzało go to, że Voldemort nieustannie wykonywał różne, na pozór niewinne, drobne gesty. Z władczą miną kładł rękę na ramieniu Harry'ego, szeptał mu coś do ucha i często posługiwał się mową węży, spoglądając przy tym na wampira, z wyraźną satysfakcją rejestrując jego niezadowolenie. Na dodatek Harry zdawał się kompletnie tego nie zauważać, a nawet nie mieć nic przeciwko działaniom mężczyzny, zupełnie tak, jakby uznawał to za normalne i właściwe. Jedyną pociechą zdawał się być Evan, który niezwykle przypadł Nagarze do gustu. Nie mógł zaprzeczyć, że Rosier był fascynującym człowiekiem. I do tego bardzo przystojnym... To właśnie z nim spędzał czas w dworze Czarnego Pana, spotykając się na szkoleniach i w czasie wolnym. Z zamyślenia wyrwali go Remus i Charlie.

- Słuchajcie, chcielibyśmy coś wam powiedzieć. - Mężczyźni spoglądali na nich niepewnie, jakby obawiali się reakcji przyjaciół. - Zostaliśmy parą.
- To cudownie! - Harry rzucił się na szyję wilkołakowi, a następnie Weasleyowi. - Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę!
- Och, no pewnie! - roześmiał się Bill. - Już dawno widzieliśmy co się święci.
- W końcu dotarło to i do was - wydarła się Tonks, klaskając. - Nareszcie!
- Naprawdę nie macie nic przeciwko? - Remus uśmiechnął się nieśmiało. - Nie wiedzieliśmy jak wam to powiedzieć.
- Zupełni niepot'ebni, p'awda Bill? - wyszczerzyła się Fleur. - Cieszimi się 'azem z wami.
- I wieczorem to oblejemy - dodał Marco, któremu natychmiast poprawił się humor. - A teraz... czas na prezenty!

Wszyscy od razu skierowali się pod choinkę, szukając swoich paczek. Rozrywali kolorowy papier z radością, której nie powstydziłyby się dzieci. Potter odczekał chwilę, śmiejąc się pod nosem z ich entuzjazmu. Ukradkiem zebrał swoje prezenty i niepostrzeżenie udał się z nimi do sypialni. Wiedział, że prawdopodobnie kilka będzie od śmierciożerców, którym nie mógł wybić z głowy obdarowania go, a nie chciał, by zobaczyli je jego przyjaciele. Ciekawe jak miałby się z tego wytłumaczyć... Jak się okazało dobrze zrobił, gdyż po kilku minutach na łóżku leżało całkiem sporo czarnomagicznych artefaktów. Wolał nie wiedzieć w jaki sposób zostały zdobyte, lecz niewątpliwie mu się przydadzą. Od Billa i Fleur dostał kilka drobnych kolczyków, a od Tonks scyzoryk, podobny do tego, którym obdarował go Syriusz. Posmutniał na wspomnienie ojca chrzestnego. Tak bardzo chciałby być teraz przy nim, słuchać jego śmiechu, głupich żartów i docinków. Móc wtulić się w ciepłe ramiona... Otrząsnął się, gdy z gardła wyrwał mu się rozpaczliwy szloch. Nie może o tym myśleć, to przeszłość, którą zostawił przecież za sobą, pozostawiając tylko głęboko ukryte w sercu wspomnienie. Wystarczy, że wciąż jeszcze śni o nim i słyszy ten cichy szept, powtarzający nieustannie jego imię. Otarł łzy, sięgając po dwa ostatnie prezenty. Pierwszy był od Marco, zawierał śliczny srebrny łańcuszek, który od razu zawiesił sobie na szyi i list z dopiskiem, by otworzył go dopiero, gdy znajdzie się sam i będzie miał dużo czasu. Wzruszył ramionami, otwierając ostatnią, dość sporą paczkę. Zamarł, wpatrując się z niedowierzaniem w jej zawartość. Była to stara, bardzo stara księga. Jedyna w swoim rodzaju. Zawarta w niej była okrutna, straszliwie mroczna magia, uważana za najgorszą z możliwych. Oficjalnie przyjęto, że odnaleziono i pozbyto się każdego egzemplarza, który kiedykolwiek powstał. To był... skarb. Przez dłuższą chwilę obserwował księgę z uwielbieniem, po czym ostrożnie, z namaszczeniem, ukrył ją w tajnej skrytce, w której znalazł niegdyś dziennik Regulusa. Wrócił na łóżko. Paczka zawierała także skórzaną pochwę, idealnie pasującą do sztyletu, który ktoś przysłał mu na urodziny. Tym razem dołączona była kartka. Harry odczytał dwa słowa, wykonane tak bardzo znajomym charakterem pisma: Pamiętasz drugi?
Jak mógł wcześniej nie zwrócić na to uwagi?! Dopiero teraz zrozumiał, że identycznym sztyletem Voldemort dokonał rytuału. Westchnął z niedowierzaniem, starannie składając prezenty na parapecie i skierował kroki z powrotem do salonu. Nie miał pojęcia jak odwdzięczy się Riddle'owi za tak cudowne prezenty.

- To jak, pijemy? - wyszczerzył się do przyjaciół, którzy ochoczo przytaknęli i już po chwili bawili się wesoło, ciesząc się radosną atmosferą i obecnością bliskich osób.

Potter jednak, choć zdawał się świętować wraz z nimi, tak naprawdę myślami był przez cały czas przy Riddle'u, który spędzał ten wieczór samotnie. Niemal widział jak mężczyzna siedzi przed kominkiem z kieliszkiem wina i patrzy w ogień lub wpatruje się w przestrzeń za oknem. Przed oczami pojawiał się wciąż obraz pięknych szkarłatnych tęczówek, błyszczących zadowoleniem, rozbawieniem lub satysfakcją. Próbował pozbyć się natrętnie powracających wizji, lecz nie był w stanie, a znaczna ilość alkoholu, który wypił bynajmniej mu tego nie ułatwiała. W końcu nie wytrzymał i korzystając z tego, że wszyscy byli już ledwo przytomni, przeniósł się do Czarnego Dworu. Chwiejąc się lekko, ruszył do komnat mężczyzny i, nie zawracając sobie głowy pukaniem, wszedł do środka. Tom odwrócił się od okna, unosząc brwi na widok podchmielonego chłopaka.

- Co tu robisz, Harry? - uśmiechnął się drwiąco. - Nie powinieneś być ze swoimi... przyjaciółmi?
- Byłem, ale te... teraz jestem tutaj.
- A z jakiego powodu?
- Bo... no bo. Tak.
- Ach, to wszystko wyjaśnia. - W krwistych tęczówkach błysnęło rozbawienie. - Nie zaniepokoi ich twoje zniknięcie?
- Nie-e - Potter pokręcił głową, podchodząc do mężczyzny. - Na pewno już śpią. Duuuuużo wypili - zachichotał, podkreślając ruchem dłoni swą wypowiedź.
- Taak... - Riddle objął chłopaka, próbując skierować go do sypialni. - Chodź, położysz się.
- Nieeee - mruknął, chwiejąc się niebezpiecznie. Voldemort wzmocnił uścisk, a Potter oparł się o mężczyznę, wdychając jego zapach. - Pięknie pachniesz.
- Harry, jesteś pijany - Tom odsunął go, na co chłopak natychmiast zaprotestował z niezadowoleniem.
- Nie jestem... No, może t..tr...trochę - zachichotał, znów wtulając się w chłodne ciało. - Tom?
- Tak, Harry?
- Nic.
- Salazarze... - Riddle ponownie spróbował skierować chłopaka do sypialni. - Połóż się.
- No dobra. - Jednak zamiast iść, Potter jeszcze bardziej do niego przylgnął. - Ale ty ze mną.
- Harry.
- Tom... - chłopak zamrugał, wpatrując się z nadzieją w krwiste tęczówki. - Połóż się ze mną...
- Niech ci będzie, gówniarzu. - Czarnoksiężnik westchnął, biorąc Pottera na ręce.

Wszedł do pomieszczenia, kładąc Ślizgona na wielkim, wygodnym łóżku z baldachimem, przykrytym czarną, aksamitną pościelą. Wnętrze sypialni było niemal identyczne z tą należącą do Pottera. Jedyną różnicę stanowiły rozstawione wszędzie świece, umieszczone na mosiężnych kandelabrach. Voldemort stał przez jakiś czas, obserwując chłopaka spod przymrużonych powiek. Po chwili zastanowienia uśmiechnął się drwiąco i zdjął koszulę, kładąc się tuż obok. Mortis od razu przysunął się do niego, wyciągając dłoń. Dotknął barku mężczyzny, początkowo ostrożnie, delikatnie, z czasem jednak coraz śmielej. Z wyraźnym zachwytem wodził palcami po nieskazitelnym ciele, podziwiając jego piękno.

- Śpij już, Harry - wymruczał Riddle, zadowolony z reakcji młodego Blacka, który nie mógł oderwać od niego wzroku. - Och, jaki jestem ciekawy, co powiesz rano...

Leżeli tak przez jakiś czas, aż w końcu Potter zasnął, wtulony w Czarnego Pana, który obserwował go uważnie, mrużąc oczy. Proszę, proszę... Marvolo nie spodziewał się, że jego plan powiedzie się tak szybko. Wszystko układało się nadzwyczaj dobrze. Chłopak przyjął propozycję przyłączenia się do ciemnej strony, pomyślnie przeszedł szkolenie i doskonale odnalazł się w roli prawej ręki Lorda. Pogodził się ze swą mroczną stroną i przyjął znak, pogłębiając i tak już silną więź. Przyjął do wiadomości to, że należy tylko do niego, a teraz już nawet to zaakceptował, choć pewnie wciąż nie zdaje sobie z tego w pełni sprawy. Nie znalazł się tu jednak dzisiaj przypadkiem. Voldemort przejechał opuszkami palców po pełnych wargach chłopaka i pochylił się, szepcząc mu do ucha:

- Już niedługo, mój malutki.

+++

Obudził się z potwornym kacem, odkrywając, że leży wtulony w chłodne ciało. Cholera, czyżby znów nie zdołał nad sobą zapanować i spędził noc z Marco? Uchylił z trudem powieki, spoglądając wprost w szkarłatne tęczówki swego opiekuna... zaraz... Szkarłatne?! O, Merlinie... To nie Marco. Ten kolor mógł należeć do tylko jednej, jedynej osoby. Niemożliwe. Zamknął oczy, stwierdzając, że najwyraźniej jeszcze śpi lub to dziwny efekt uboczny picia alkoholu. Po chwili ponownie rozchylił powieki i zamrugał gwałtownie, po czym wciągnął ze świstem powietrze. W krwistych oczach pojawił się błysk rozbawienia.

- Dzień dobry, mój Harry.
- O cholera... - W umyśle Pottera panował istny chaos. Co on tu robi, dlaczego spał z Voldemortem, czy oni...? Nie, niemożliwe, to jakiś żart, bardzo głupi żart. - Ja, co, czy my...?
- Och, spokojnie - Tom uniósł kpiąco kącik ust. - Jeśli pytasz, czy spędziliśmy ze sobą noc, to owszem. - Potter zamarł. - Jednak jeśli chodzi ci o to, czy uprawialiśmy seks...
- Tom...?
- Odpowiedź brzmi: nie.
- Merlinie... - Harry odetchnął z ulgą. - Skąd się tu wziąłem?
- Opowiem ci przy śniadaniu. Mógłbyś mnie już puścić?
- Och... - Chłopak z zażenowaniem uświadomił sobie, że wciąż przytula się do mężczyzny. Odsunął się natychmiast, zarabiając drwiący uśmiech. - Przepraszam - mruknął, chcąc wstać.

Nim zdołał spostrzec, został pociągnięty do tyłu i uwięziony pod większym ciałem. Jego oddech przyspieszył, gdy wpatrywał się w oczy Voldemorta, wypełnione czymś, czego nie potrafił zidentyfikować.

- Tom...
- Nie tak szybko... - Riddle wymruczał mu do ucha, na co niekontrolowanie zadrżał. - Sądzisz, że możesz wpadać tu w środku nocy i pakować mi się do łóżka, licząc na to, że później od tak cię wypuszczę?
- Ale ja nie... Tom, proszę - wyjąkał. Głos mężczyzny był tak niski, kuszący i sugestywny, że niemal się w nim zatracił. - Nic nie pamiętam.
- A ja owszem - mężczyzna rozpiął koszulę chłopca, wodząc chłodnymi palcami po jego ciele. Z zadowoleniem zauważył, że sprawia Potterowi przyjemność, którą ten usilnie starał się ukryć. - Podoba ci się, prawda?
- Dlaczego to robisz? Och... - Harry westchnął i mimowolnie zmrużył oczy, gdy Marvolo podrażnił jego sutki. - Przestań, proszę.

Ostatnie słowa były cichsze od szeptu, wiedział, że jeszcze moment i ulegnie. Zamknął oczy, poddając się całkowicie dotykowi, gdy ten nagle zniknął. Rozchylił powieki, z zaskoczeniem obserwując jak czarnoksiężnik wstaje i nie patrząc na niego, znika w salonie. Po chwili jednak wrócił, wyginając kpiąco wargi na widok jawnego zdumienia, malującego się na twarzy chłopca.

- Co cię tak dziwi? - wymruczał, zbliżając się powoli do łóżka. - Myślałeś, że zrobię coś wbrew twojej woli?
- A nie?
- Wolę poczekać aż sam do mnie przyjdziesz.

Mortis sapnął z oburzeniem, mamrocząc pod nosem, co o tym myśli. Mężczyzna, ignorując to, podał mu fiolkę wypełnioną błękitną cieczą, w której Potter rozpoznał eliksir na kaca. Z ulgą przyjął zbawienny płyn, czując jak ból i otępienie mijają.

- Dziękuję, od razu lepiej.
- A teraz usiądź, mam dla ciebie jeszcze jeden prezent.
- Tom, podarowałeś mi już zbyt wiele...
- Dość, Harry. Wyjdź - syknął, a spod łóżka wypełzła, jeszcze maleńka, czarno biała Kobra Królewska. - Jest twoja.
- Ja... dziękuję - Potter wpatrywał się z zachwytem w węża. - Jest wspaniała! - Voldemort obserwował z zadowoleniem jak chłopak klęka przy wężu i cicho syczy. - Jak masz na imię?
- Nie mam jeszcze imienia.
- Pozwolisz mi cię nazwać? - spytał, na co kobra kiwnęła łebkiem. - Może... Venger?
- Podoba mi się. - Potter wyciągnął rękę, wokół której od razu się owinęła.
- No, no, Harry. Zemsta? - wysyczał z uznaniem Czarny Pan. - Bardzo trafne.
- Tak... - Chłopak skierował się w stronę drzwi, lecz zatrzymał się w progu, zerkając przez ramię. - Dziękuję, Tom.

2 komentarze:

  1. Hej,
    haha Harry wylądował po pijaku w łóżku Riddla, jak widać ma przyjaciół którzy nie idą ślepo za Dumbeldorem, a te prezenty świetne
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniale, ach nasz Harry wylądował po pijaku w łóżku Riddla, jak jednak widać ma przyjaciół którzy nie idą ślepo za Dumbeldorem, a te prezenty świetne są...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń