poniedziałek, 5 listopada 2012

Rozdział XII


Bal zbliżał się wielkimi krokami, a Potter z każdym kolejnym dniem coraz bardziej miał dość wdzięczących się do niego dziewczyn. Ileż można w kółko powtarzać: nie? Ma sobie wyryć na czole: "nie jestem wami zainteresowany"? Ech... Potrząsnął ze zrezygnowaniem głową, przenosząc wzrok na krążącego między ławkami profesora Obrony. Musiał przyznać, że Morvant był świetnym nauczycielem, mimo, że wyraźnie faworyzował Ślizgonów. Oczywiście większość Lwów zdążyła już przypiąć mu łatkę byłego Węża, a może i śmierciożercy. Gdyby wiedzieli jak bliscy są prawdy... Oczywiście Harry'emu postępowanie mężczyzny nie przeszkadzało, bynajmniej, był nawet zadowolony, że choć jeden z profesorów - nie licząc Snape'a - traktuje ich przyzwoicie. Praktycznie cała szkoła, wraz z nauczycielami, choć oni akurat starali się to ukryć, była wrogo nastawiona do mieszkańców Slytherinu. No, może prócz Krukonów. Potter obserwował to wszystko z politowaniem. Oczywistym dla niego był fakt, że nawet gdyby któryś ze Ślizgonów nie popierał Czarnego Pana, to znosząc takie traktowanie ze strony "tych dobrych", prędzej czy później i tak do niego dołączy. Czy naprawdę nie docierało do nich, że podchodząc do Węży, jak do trędowatych, sami pchają ich w łapy Voldemorta? Działają przecież na własną niekorzyść. Cóż, przynajmniej zadowoleniem napawało go odkrycie, że spora część członków Ravenclawu również skrycie wybrała ciemną stronę. Z zamyślenia wyrwało go szturchnięcie.

- Obudź się - Theo utkwił w nim swój przenikliwy wzrok. - O czym tak myślisz?
- O niczym szczególnym, nie przejmuj się.

Nott wzruszył ramionami, powracając do tworzenia bezmyślnych bazgrołów na skrawku pergaminu. Tymczasem Mortis zerkał ukradkiem na przyjaciela. Tak - przyjaciela. Śmiało mógł nazywać tak tego chłopaka. Okazał się naprawdę świetnym towarzyszem, mogli porozmawiać właściwie o wszystkim i, co najważniejsze, darzył go zaufaniem. Przez chwilę bał się, że po ostatnim pocałunku coś może się zmienić w ich relacjach, ale wszystko było w jak najlepszym porządku. Niepokoił go za to brak wieści od Marco. Po wysłaniu mu listu na początku września, pisał jeszcze kilkakrotnie, lecz w odpowiedzi dostał może z dwa zdawkowe zdania. Wampir musiał się naprawdę na niego wkurzyć. Westchnął głośno, znów zwracając na siebie uwagę Ślizgona.

- Nie wzdycha się przy myśleniu o niczym szczególnym.
- Jak zwykle masz rację - parsknął, zaraz jednak poważniejąc. - Martwi mnie brak wieści od Marco.
- Może spotkaj się z nim?
- Tylko kiedy? Przecież każdy wieczór mam zajęty.
- W ten weekend, we Wrzeszczącej Chacie. Jest przecież wypad do Hogsmeade, nikt się nie zorientuje.
- No tak. Dzięki, od razu po lekcji do niego napiszę.

Musiał jednak zmienić trochę plany, gdyż został po zajęciach został zatrzymany przez Alexandra. Mężczyzna zaprowadził go do swego gabinetu, siadając za biurkiem. Potter zajął miejsce naprzeciw niego, rozglądając się z ciekawością po pomieszczeniu. Prócz biurka, znajdował się w nim także mały stolik i kanapa, a pod każdą ze ścian ustawione zostały wielkie regały, po brzegi wypełnione potężnymi woluminami. Kiedyś będzie musiał bliżej się im przyjrzeć, zapewne znajdzie dla siebie coś ciekawego. Morvant wyczarował dwie filiżanki kawy i przez chwilę rozkoszował się smakiem gorącego napoju.

- Uwielbiam kawę.
- Widzę - Harry był rozbawiony wyrazem błogości na twarzy mężczyzny. - Ale chyba nie o tym chciałeś rozmawiać?
- Tak, racja. Jak wiesz w tym roku odbędzie się bal z okazji Halloween.
- Niestety.
- To ja go zaproponowałem.
- Słucham? - Potter wytrzeszczył oczy. - Ale dlaczego, po co?
- Bo to świetna przykrywka. Czarny Pan ma własne plany na tę noc, a dzięki imprezie nikt nie zwróci uwagi na nasze zniknięcie.
- Aaa, teraz rozumiem... A co będziemy robić?
- To wie jak na razie tylko nasz pan. W każdym razie mam zabrać cię ze szkoły.

Pół godziny później, Harry wyszedł z sali i podążył w stronę sowiarni, zastanawiając się, co planuje Tom. Znając jego upodobanie do makabry, pewnie będzie to jakiś większy atak. Jego pierwszy atak. Skrzywił się mimowolnie, nie bardzo mu się to podobało. Choć z drugiej strony chciał wreszcie przekonać się jak przebiegają tego typu akcje. Poza tym kiedyś musi być w końcu ten pierwszy raz. Wiedział, że to nieuniknione.

+++

- Auu! To nie fair!
- Nie rozśmieszaj mnie. Tylko idioci grają czysto.
- Skoro tak... - zmrużył oczy i wysłał niewerbalnego Expeliarmusa, po sekundzie krzycząc - Vis titillare!

Evan, który chwilowo dotrzymywał Mortisowi towarzystwa, gdyż Voldemort musiał na chwilę wyjść, padł na ziemię targany łaskotkami. Potter, zwijając się ze śmiechu nie zauważył, że mężczyźnie jakimś cudem udało się wyczarować lasso, na które po chwili został złapany i przyciągnięty pod Rosiera, który zawisł nad nim i uśmiechnął się drwiąco.

- I co teraz?

Niestety, Potter nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ ten właśnie moment wybrał sobie na powrót Czarny Pan. Harry'ego przeszedł dreszcz, gdy napotkał lodowate spojrzenie szkarłatnych oczu.

- Wyjdź - Riddle syknął do podwładnego, który natychmiast opuścił salę z dość nietęgą miną. - Czyżbyś zbliżył się do naszego drogiego Evana? - przesunął chłodnym palcem po policzku chłopca, mrużąc oczy. - Interesujące. Jaka szkoda, że nie zobaczysz go przez dłuższy czas...
- Dlaczego? - Harry poczuł lekki niepokój, Tom zachowywał się dziwnie.
- Bo ja tak mówię - wycedził. - Za mną.

Odwrócił się, opuszczając pomieszczenie, a Harry, chcąc nie chcąc, udał się w jego ślady. Podążyli do małej, rzadko używanej sali, nieopodal zejścia do lochów. Czarnoksiężnik machnął różdżką, a na środku komnaty pojawiła się przerażona mugolka wraz z mężem. Przez twarz młodego Blacka przemknął cień. Znał ją. Zbyt dobrze. Była to jego znienawidzona nauczycielka, jeszcze z podstawówki. Jedyna, której kiedykolwiek odważył się opowiedzieć o Dursleyach. A ona? Nie uwierzyła, oskarżając go o kłamstwo i natychmiast powiadomiła jego wujostwo. Otrząsnął się z niemiłych wspomnień, spoglądając pytająco na Voldemorta.

- Dowiedziałem się, że traktowała cię w sposób bardzo niesprawiedliwy - Potter prychnął. - Masz szansę się odpłacić.

Na ustach chłopaka pojawił się kpiący, nie wróżący dobrze uśmieszek, na którego widok para wzdrygnęła się. Podszedł do nich wolno i podniósł podbródek kobiety, by spojrzała mu w oczy.

- Poznajesz mnie? - wyszeptał mrożącym krew w żyłach głosem.
- Nie-e... Czego od nas chcesz? - załkała. - Proszę uwo-olnij nas.
- Nie pamiętasz małego, chudego chłopca, w workowatych ubraniach po kuzynie, noszącego okrągłe, posklejane okulary? Chłopca, wiecznie poobijanego i zastraszanego przez kolegów i własną rodzinę? Chłopca, nad którym dodatkowo się pastwiłaś, nie pozwalając mu na chwilę spokoju, choćby na lekcji? - podniósł grzywkę, odsłaniając bliznę.
- Harry Potter... - mugolka wyszeptała z niedowierzaniem. Po chwili w jej oczach pojawił się strach.
- Jak miło, że mnie pamiętasz - uśmiechnął się drwiąco. - Boisz się? I słusznie. Crucio!

Podczas gdy kobieta wiła się w bolesnych spazmach, Potter zajął się jej mężem, przykuwając go do stołu. Gdy skończył, zwolnił zaklęcie i powiesił nauczycielkę za ręce na haku, tak by miała dokładny widok na mężczyznę.

- A teraz obejrzysz przedstawienie, które dla ciebie przygotowałem. Szkoda tylko, że nie masz dzieci. Byłoby weselej, ale nie martw się, tak też sobie poradzimy - podszedł do mugola. - Od czego by tu zacząć, hmm? O, już wiem! - ucieszył się komicznie. -  Terribilis dolor! - rozległ się koszmarny wrzask. - To dopiero początek. Sanguinem ferventis. - mężczyzna nie był w stanie nawet krzyczeć, o ogromie cierpienia świadczyło wijące się w konwulsjach ciało i grymas na twarzy.
- Pozwól, że objaśnię - Harry zwrócił się do brunetki. - Krew w żyłach twojego małżonka właśnie się gotuje.

Wybraniec zaśmiał się na widok jej przerażonej miny, a jego oblicze nabrało psychopatycznego wyglądu, gdy słuchał rozpaczliwych próśb i błagań. Wolnym krokiem powrócił do jej męża.

- Starczy tego dobrego - poklepał go po policzku. - Mam coś specjalnie na taką okazję.

Wyczarował młotek i gwoździe, po czym z uśmieszkiem satysfakcji, przybił mężczyznę do stołu. Następnie zmienił młotek w skalpel i kreślił na jego ciele skomplikowane wzory. Gdy skończył, polał linie eliksirem i wyszeptał:

- Ignis!

Poranione ciało zajęło się mrocznym, magicznym ogniem, a po sali rozszedł się swąd palonego mięsa. Mężczyzna wrzeszczał wniebogłosy, aż w końcu zemdlał. Harry podszedł do niego i oglądał z fascynacją wypalone wzory. Wybudził swą ofiarę i jednym ruchem sprawił, że zawisł tak jak jego żona.

- Och, pięknie - mruknął. - Tom, czy moglibyśmy powiesić go gdzieś na widoku? Może w Hogsmeade? Szkoda byłoby nie pokazać światu takiego piękna.
- Oczywiście, mój Harry - Czarny Pan uśmiechnął, wyraźnie zadowolony poczynaniami swego ucznia. - Znajdę odpowiednie miejsce.
- Cudownie - Potter znów skierował wzrok na mugola. - Dziękuję za współpracę, było bardzo miło. Avada Kedavra.

Spoglądał jeszcze przez chwilę na swe dzieło, po czym podszedł wolnym krokiem do zalanej łzami, zrozpaczonej nauczycielki. Przejechał palcem po jej policzku, zaczynając ściągać z niej ubrania. Gdy była już naga, podniósł wzrok, napotykając zatrwożone spojrzenie.

- Chciałabyś suko - zaśmiał się zimno. - Przykro mi, ale nie gustuję w kobietach. Crucio! - skrzywił się na pisk wydobywający sie z gardła brunetki. - Zamknij się! Culter! - tym razem rozległ się krzyk. - No, od razu lepiej. Widzisz? Jak chcesz to potrafisz. A teraz... Sectumsempra.

Tom zbliżył się do chłopaka, stając za jego plecami i położył dłonie na szczupłych ramionach. Harry spiął się natychmiast, lecz już po chwili rozluźnił się pod dotykiem mężczyzny, odwracając lekko głowę. Oczy koloru Avady spotkały się z tęczówkami szkarłatnymi niczym krew. Trwali tak przez kilka sekund, wydających się wiecznością, po czym Voldemort uśmiechnął się i mruknął:

- Zakończ to.
- Succendit vivit - szepnął posłusznie Ślizgon.

Było to straszne zaklęcie. Ciało stawało w ogniu, a ofiara przez cały ten czas nie traciła świadomości.
- Na dzisiaj koniec. Do zobaczenia jutro.

Voldemort opuścił salę, pozostawiając Harry'ego z jego ofiarami. Był niezwykle zadowolony. Chłopaka praktycznie całkowicie spowijał już mrok. A jego umysł i dusza będą należeć do niego. Tylko do niego.

+++

- Marco, nareszcie!

Potter rzucił się na szyję wampira, jednak ten odsunął go stanowczym gestem. Zdezorientowany spojrzał w zmrużone oczy barwy ametystu.

- O co chodzi?
- Dobrze wiesz.
- Ale Marco, ja...
- Nie ma żadnego "ale". Czego nie zrozumiałeś w zdaniu: "chcę z nim najpierw porozmawiać"?
- Kiedy ja naprawdę nie miałem wyboru! Przysłał mi świstoklik, który zabrał mnie prosto do niego. Nie miałem czasu się z tobą skontaktować.
- Doprawdy?
- Marco, proszę. Jeśli chcesz zajrzyj w mój umysł, opuszczę zasłony.
- To nie będzie konieczne, niech ci będzie - Harry rozpromienił się od razu. - Co nie zmienia faktu, że nadal jestem zły.
- Hmm... Chyba wiem jak mógłbym poprawić ci humor - wyszeptał mężczyźnie do ucha, po czym je lekko przygryzł.
- Powiedzmy, że jesteś na dobrej drodze.

Potter pieścił wargami szyję wampira, na zmianę liżąc ją i przygryzając, aż w końcu wspiął się na palce, muskając jego usta. Nagara rozchylił wargi, pozwalając na pogłębienie pocałunku. Z miłym zaskoczeniem odkrył namiętność chłopaka, który przylgnął do niego całym ciałem.

- Tęskniłem za tobą - mruknął Potter, gdy się od siebie oderwali. - Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Mamy mało czasu, Harry.
- Więc wykorzystajmy go dobrze.

Słysząc te słowa nie wahał się dłużej. Pociągnął chłopca na łóżko i pozbył się ich ubrań machnięciem różdżki. Podziwiał przez chwilę młode ciało kochanka, uświadamiając sobie, że jemu także go brakowało. Zawisł nad nim, podpierając się na łokciach, po czym uśmiechnął się drapieżnie i wbił kły w jego szyję, pieszcząc jednocześnie czułe miejsca. Mortis natychmiast objął go nogami w pasie, szepcząc ciche prośby, lecz wampir nie spieszył się, najpierw dobrze go przygotowując. Nareszcie uznając, że nie skrzywdzi chłopaka,  wszedł w niego jednym szybkim ruchem. Powietrze przeciął cichy krzyk bólu. Marco odczekał chwilę i zaczął poruszać się powoli, delektując się chwilą. Z czasem pchnięcia nabrały na sile, a chłopiec wił się pod nim i jęczał, gdy trafiał w prostatę. Wampir ponownie wbił kły w tętnicę Ślizgona, sprawiając, że ten krzyknął i doszedł gwałtownie, zaciskając się na nim mocno. Jęknął cicho, przyspieszając gorączkowe pchnięcia, podążając w jego ślady. Opadł na drobne ciało i zlizywał delikatnie krew wyciekającą z rany. Uspokoiwszy oddech, Potter mruknął.

- I co, gniewasz się jeszcze?
- Tak jakby mniej. I tak chcę z nim porozmawiać.
- Dobrze, zorganizuję wam spotkanie.
- Od razu lepiej. Wiesz co? - znów zaczął pieścić ciało chłopaka. - Wciąż jestem trochę zły...
- Myślę, że możemy coś na to poradzić - Harry roześmiał się, odwzajemniając pieszczoty.

+++

Kilka godzin później Harry wracał tunelem prowadzącym z Wrzeszczącej Chaty do Hogwartu. Cieszył się, że w końcu sobie wszystko wyjaśnili i Marco nie jest już na niego wściekły. To było bardzo męczące, naprawdę przywiązał się do tego wrednego, złośliwego wampira, nie chciał go stracić. Z wyjątkowo zadowoloną miną wszedł do Pokoju Wspólnego i opadł na kanapę obok przyjaciół.

- Czyli wszystko już okej? - zapytał Theo. - To dobrze, ostatnio chodziłeś jak struty.
- Ale o co chodzi? - wtrącił Draco.
- Widziałem się z Marco.
- Aaa... - mruknął. - Już rozumiem.
- A ja mam propozycję - wyszczerzył się Blaise. - Zagrajmy w pokera. Kto jest za?

Zgłosili się wszyscy, więc przenieśli się do pokoju Zabiniego i Malfoya, wyciągając z ukrycia kilka butelek Ognistej. Zabawa trwała w najlepsze, gdy Draco klepnął się w czoło i krzyknął:

- Zupełnie zapomniałem! Potter miałeś iść do Snape'a, gdy tylko wrócisz!
- No to rzeczywiście szybko mi mówisz...  - mruknął i pobiegł do gabinetu profesora. Zapukał, wchodząc do środka po wywarczanym "proszę".
- Nareszcie zaszczyciłeś mnie obecnością, Potter.
- Przepraszam, byłem w Hogsmeade.
- Domyśliłem się. Za mną.

Ku zdumieniu Harry'ego, profesor poprowadził go do swojej sypialni. Chłopak przekroczył niepewnie próg, zastygając na widok, który ukazał się jego oczom. Na łóżku, ciężko poraniony i cały w zakrwawionych bandażach, leżał Evan Rosier.
Wyglądał koszmarnie, zupełnie jak po kilku rundach wymyślnych tortur. Harry podszedł cicho, żeby go nie obudzić i przysiadł na skraju łóżka. Odgarnął mokre kosmyki z czoła mężczyzny, patrząc na Snape'a z niemym pytaniem. Mężczyzna potrząsnął głową, wskazując mu by przeszli z powrotem do gabinetu. Harry zerknął ostatni raz na rannego śmierciożercę, ostrożnie zamykając za sobą drzwi. Usiedli w fotelach przy kominku, a Mistrz Eliksirów nalał im po solidnej dawce whisky.

- Co się stało?
- Został ukarany.
- Za co? Kto mu to zrobił?
- Nie zadawaj głupich pytań. Czarny Pan, któżby inny.
- Ale za co? Przecież jeszcze dwa dni temu widziałem się z obydwoma i wszystko było w porządku.
- Potter... Czy nie stało się wtedy nic dziwnego lub niepokojącego?
- Nie... chociaż w sumie Voldemort pytał, czy lubię Evana... a potem dodał, że długo go nie zobaczę... O cholera!
- Tak też myślałem - profesor westchnął. - Czyli to dlatego.
- Ale jak, co? Nie rozumiem.
- Potter...Harry... Czarny Pan jest bardzo zaborczy, szczególnie jeśli chodzi o ciebie. Podejrzewam, że uznał, iż Rosier za bardzo się do ciebie zbliżył.
- Jak to zbliżył? Między nami nic nie ma! Po prostu się lubimy, dobrze dogadujemy!
- To i tak za dużo. Jednak, gdyby chodziło tylko o to, nie oberwałby aż tak bardzo. Nic innego się nie wydarzyło? Pomyśl.
- Nie wi... - urwał w pół słowa, rozszerzając oczy. - Cholera! Pojedynkowaliśmy się z Evanem i jakoś tak wyszło, że w pewnym momencie padliśmy na posadzkę, to znaczy on na mnie. Wtedy wszedł Tom!
- I wszystko jasne...
- Ale tak nie można! Nie, nie zgadzam się. On nie ma prawa...!

Zerwał się, wypadając niczym burza z gabinetu Mistrza Eliksirów. Snape tylko pokręcił głową. Oj, będzie się działo. Tylko żeby dzieciak nie zrobił nic głupiego.

******************************************

Zaklęcia jak zwykle z łaciny:
Vis titillare - zaklęcie wywołujące łaskotki
Terribilis dolor - klątwa wywołująca straszny ból.
Tenebris ignis - mroczny ogień. Nie jest zwykłym zaklęciem podpalającym. W połączeniu z odpowiednim eliksirem, pozwala na wypalenie określonych wzorów, tak jak zrobił to Potter.
Sanguinem ferventis - klątwa powodująca gotowanie się krwi, bez uszkodzenia ciała.
Succendit vivit - krótko mówiąc, spalenie żywcem. Ofiara pozostaje świadoma aż do samego końca.
Oprócz tego pojawiła się Snape'owa Sectumsempra, działania której chyba nie muszę tłumaczyć. No i Culter, czyli klątwa noży. Szczerze mówiąc nie wiem, czy pojawiła się ona w kanonie, czy to fickowy wymysł, ale jest dość popularna. 


2 komentarze:

  1. Hej,
    a fantastyczny rozdział, Tom jest naprawdę bardzo zaborczy względem Harrego, ciekawe jak by zareagował i co zrobił jak by się dowiedział o Marco i Harrym jakie ich relacje łączą, w zasadzie to teraz Harry jak torturuje to bez wahania, wcześniej to miał jeszcze wątpliwości
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniały rozdział, Riddle jest bardzo zaborczy jeśli chodzi o Harrego, och ciekawa jestem jakby zareagował i co zrobił jak by się dowiedział o Marco i jakie relacje łączą go z Harrym, teraz jak Harry torturuje to już bez wahania, wcześniej to miał jeszcze wątpliwości względem tego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń