poniedziałek, 5 listopada 2012

Rozdział XVIII


Listopad minął zadziwiająco szybko. Nadszedł grudzień, spadł pierwszy śnieg, a w wielu głowach istniała już tylko myśl o zbliżających się świętach. Myślał o nich również pewien czarnowłosy młodzieniec, stojący na wieży astronomicznej. Potter wrócił przed chwilą z Czarnego Dworu, gdzie odbywały się żmudne przesłuchania więźniów, którzy na końcu stawali przed Mortisem i Voldemortem, wybierając śmierć lub przyłączenie się do nich. Z ulgą przyjął to, że wśród schwytanych nie było żadnej ze znanych mu osób. Wystarczył już sam fakt, że gdy tylko zostawał rozpoznany, rozlegały się lamenty i krzyki przerażenia. Nie miał pojęcia jak miałby się zachować, gdyby pojawił się także ktoś mu bliski, wiedział jednak, że prędzej czy później będzie musiał się z tym zmierzyć. Lecz nie to najbardziej zaprzątało w tym momencie myśli Harry'ego. Na odchodnym Tom zapowiedział mu, że święta spędzi w jego rezydencji. Właściwie nie miał nic przeciwko temu, w końcu traktował to miejsce jak dom, był jednak pewny, że Marco nie przyjmie tej wiadomości z entuzjazmem. Westchnął i zeskoczył z murku, kierując się w stronę lochów. Na szczęście jutro sobota, będzie mógł porządnie odpocząć. Miał już nawet plany na ten dzień, teraz wystarczy wciągnąć w to kilka osób. Najwyraźniej los mu sprzyjał, gdyż w sali wejściowej spotkał dwie z nich, które nie zauważając go, zażarcie o czymś dyskutowały.

- Witam. - Snape i Morvant drgnęli i odwrócili się gwałtownie, spoglądając z zaskoczeniem na chłopaka.
- Potter - warknął w końcu Severus. - Co tu robisz o tej porze?
- Wróciłem przed chwilą z Dworu, a wy?
- Och, my również - mruknął Alexander, tłumiąc ziewnięcie. - Całkiem nieźle nam dzisiaj poszło, nie sądzisz?
- Taa. Tak właściwie to dobrze się składa, że was widzę. Miałem zamiar z wami porozmawiać.
- Nie tutaj, chodźmy do mojego gabinetu.
- Na trzecie piętro? - Mistrz Eliksirów prychnął z niedowierzaniem. - Idziemy do mnie.

Podążyli do lochów, otulając się szczelniej pelerynami. Mimo licznych czarów ogrzewających w podziemnych korytarzach wciąż panował ziąb. Dotarłszy nareszcie do prywatnych kwater profesora, rozłożyli się wygodnie w fotelach przy kominku, popijając koniak.

- O co chodzi, Mortis? - Morvant spojrzał na chłopaka, unosząc brew. - Coś się stało?
- Nie, nie. Pomyślałem, że jest weekend i nie mamy zaplanowanej żadnej akcji, więc moglibyśmy urządzić wieczorem jakieś małe, rozluźniające spotkanie. Co wy na to?
- I po to ciągnąłeś nas tutaj w środku nocy?
- Dokładnie.
- Niewiarygodne... - parsknął profesor, zerkając przelotnie na milczącego Snape'a. - Jesteś szalony, chłopcze, ale sam pomysł świetny.
- Wiedziałem, że się zgodzisz.
- Gdzie się spotkamy i kto jest zaproszony?
- Oczywiście wy dwaj, Marco, Evan i moi przyjaciele. Zastanawiałem się nad Wrzeszczącą Chatą.
- Mam pić z uczniami? - Snape uśmiechnął się drwiąco. - Chyba śnisz, Potter.
- Oj, nie bądź już taki sztywny. To tylko twoi Ślizgoni, więc nie stracisz reputacji Naczelnego Postrachu Hogwartu.
- Nie będę pił z uczniami, Potter. Jestem profesorem.
- Severusie - wtrącił Alex. - Dajże już spokój, Mortis ma rację. To tylko kilku Ślizgonów, poza tym z większością z nich miałeś okazję spotykać się na licznych przyjęciach.
- Nie podczas roku szkolnego.
- Mimo to nie widzę przeszkód. Och, nie bądź taki uparty.
- Niech będzie - mruknął w końcu Mistrz Eliksirów, nadal jednak piorunując towarzyszy wzrokiem.
- Czyli jak? - Morvant wstał, kierując się do wyjścia. - Skoro jesteśmy umówieni, to do wieczora, panowie.

Z tymi słowami opuścił salon Snape'a, a chwilę później w jego ślady poszedł Potter. Stwierdził, że naprawdę zasłużył na porządny odpoczynek, dlatego też rzucił się na posłanie od razu po wejściu do dormitorium. Nie dane mu było jednak spać długo, gdyż już kilka godzin później rozległy się wściekłe wrzaski Pansy, po czym do pokoju wpadł przerażony Draco.

- Chłopaki, mnie tu nie ma - wyszeptał gorączkowo i wpełzł pod łóżko Theo, który spoglądał na to z rozbawieniem.
- Co jest grane? - mruknął Harry, przecierając oczy. - Czego się tak awanturują z samego rana?

Odpowiedź nadeszła już po chwili, gdy do sypialni wbiegła Parkinson z szopą na głowie, wyglądającą zupełnie jak fryzura Hermiony. Ślizgoni parsknęli, zarabiając wściekłe spojrzenie.

- Bawi was to?! - pokręcili szybko głowami. - Gdzie on jest? Niech no tylko go znajdę...! - wybiegła na dalsze poszukiwania Malfoya, którego platynowa czupryna wyłoniła się w końcu z kryjówki.
- Uff, mało brakowało.
- Głąb jesteś, nie odpuści ci tak łatwo - zachichotał Nott. - Ale warto było.
- Raz się żyje, co nie? - wyszczerzył się. - Kiedyś jej przejdzie.
- Byle szybko, nie zniosę więcej wrzasków - szepnął Potter, na powrót otulając się kołdrą. - A właśnie. Wieczorem impreza we Wrzeszczącej Chacie.
- Uuu, co ja słyszę? - Blaise pojawił się w drzwiach. - Kto będzie?
- My, Alex, Snape, Marco i Evan.
- Oszalałeś, Potter - Draco wytrzeszczył oczy. - Mamy pić z Morvantem i Rosierem? Ty wiesz kim oni są? To najwyżsi rangą!
- No i?
- Jak to: no i? To ważni śmierciożercy, najbardziej zaufani Czarnego Pana, a my nawet nie jesteśmy jeszcze naznaczeni!
- Przypominam ci, że siedzisz w tym momencie na łóżku prawej ręki swego Lorda - Harry wybuchnął śmiechem, widząc jak Malfoy spogląda na niego zdezorientowany i zaczyna się niespokojnie wiercić. - Daj spokój, Smoku. Będzie dobrze.

+++

Impreza rzeczywiście okazała się wspaniała. Mimo, że początkowo Ślizgoni byli strasznie spięci i spoglądali nieufnie oraz z szacunkiem na starszych mężczyzn, szybko oswoili się z dość nietypową sytuacją i bawili bez większego skrępowania. Nawet Snape w końcu pozbył się wrednej maski, choć całkiem możliwe, że spory wpływ miał na to lejący się strumieniami alkohol. Potter obserwował przyjaciół z rozbawieniem i delektował się jedną z tak nielicznych, beztroskich chwil. O tak, było mu to potrzebne. Wypił całkiem sporo i świat lekko wirował, więc postanowił się przewietrzyć. Wstał i z drinkiem w dłoni wyszedł na balkon. Już po chwili poczuł jak obejmują go silne ramiona, a ciepłe wargi składają delikatne pocałunki na wrażliwej szyi. Odwrócił się i zatopił w namiętnych ustach swego opiekuna.

- Mmm... Marco... - mruknął, gdy poczuł jak sprawne palce odpinają guziki jego koszuli.
- Tak, skarbie?
- Daj spokój...
- Hmm, dlaczego? - wampir polizał szyję chłopca, wywołując u niego lekkie drżenie. - Przecież ci się podoba.
- Tak, ale...
- Cii - pocałował go ponownie, nie pozwalając dokończyć. - Chcesz tego tak samo jak ja. Tęskniłem.
- Ja też - Potter westchnął, poddając się dotykowi wampira.

Nie potrafił mu się oprzeć, za bardzo mu tego brakowało. Trudno, jeszcze ten jeden raz da się ponieść chwili, później zmierzy się z konsekwencjami swojej decyzji. Kilka minut później, gdy znaleźli się w jednej z sypialni, nie był już w stanie myśleć o niczym. Jedyne, co się liczyło, to gorące wargi, kły wbijające się w szyję, a w końcu wypełniająca go męskość kochanka. Później była już tylko niewyobrażalna rozkosz.

+++

Obudził się z koszmarnym bólem głowy i poczuciem, że coś jest nie tak. Zorientował się, że jest wtulony w ciepłe, tak bardzo znajome ciało. Jęknął cicho i z trudem rozchylił powieki. Marco... Cholera, miał to zakończyć. Jeśli Riddle się dowie, wpadnie w szał i tym razem na pewno nie uda mu się ubłagać wściekłego czarnoksiężnika. Jak mógł tak lekkomyślnie postąpić, narazić tak bardzo najbliższą mu osobę? Co on sobie w ogóle wyobrażał? Prawda, nie myślał wczoraj trzeźwo, ale to go nie usprawiedliwia. Najgorsze jednak były dwa, skrajnie różnie, targające nim odczucia. Z jednej strony dziwne wrażenie, że to nie powinno mieć miejsca, jest niewłaściwe, że koło niego powinien być ktoś inny. Przyjął to ze zgrozą i zrzucił na swój wciąż niezbyt jasny umysł, natychmiast poddając się całkowicie temu drugiemu. Nie miał najmniejszej ochoty wyplątać się z objęć wampira, było mu z nim tak dobrze... Pogładził czule policzek mężczyzny i złożył na jego ustach pocałunek.

- Mmm... Jaka miła pobudka - mruknął Marco, przeciągając się. - Brakowało mi tego.
- Mi też.
- Najchętniej już bym tak został, ale wypada chyba wstać i się wykąpać.
- Idź, a ja sprawdzę co z resztą.

Harry spojrzał w piękne, szafirowe tęczówki i przylgnął raz jeszcze do wampira, wpijając się w jego usta. Oderwał się w końcu od mężczyzny i wstał, ze smutkiem uświadamiając sobie, że mógł to być ostatni już raz. Naprawdę musi to zakończyć, nie może pozwolić na to, by stała mu się krzywda. Ochroni Nagarę za wszelką cenę. Zerknął na znikającego w łazience Marco i opuścił sypialnię. Na korytarzu natknął się na Evana, który spojrzał na niego swoim przenikliwym wzrokiem i pociągnął za sobą do jednego z pustych pokoi.

- Wiesz, że musisz to zakończyć?
- Skąd...?
- Skąd wiem? Daj spokój, nie jestem ślepy. Macie szczęście, że inni się nie zorientowali. Poza tym masz na szyi ślady po kłach.
- Och... - mruknął z zażenowaniem. - No tak. Zresztą mogłem się spodziewać, że się domyślisz.
- Zakończ to, póki nie jest za późno.
- Evan, ja próbuję, naprawdę. Tylko, że nie potrafię mu się oprzeć.
- Nie przeczę, jest cholernie przystojny i pociągający. Poza tym to wampir, nic dziwnego, że tak na ciebie działa. Ale jeśli Czarny Pan się dowie... Bądź pewny, że to co zrobił mnie jest niczym w porównaniu z tym, co czeka Marco.
- Tak, rozumiem. Cholera, dlaczego to musi być tak popieprzone?
- Sami się na to zdecydowaliśmy.
- Nigdy nie przypuszczałem, że sprawy przybiorą taki obrót. Że będę czyjąś własnością.
- Młody, spójrz na mnie. - Rosier spoglądał na niego wyjątkowo intensywnym wzrokiem. - Taką właśnie wybraliśmy drogę, nie ma sensu rozczulać się nad sobą. Poza tym już w tym momencie rozumiesz więcej, niż chcesz przyznać. Uwolnij się, przebudź, dopuść to do siebie.

Wyszedł, zostawiając za sobą zdezorientowanego chłopaka. Potter jeszcze kilka minut patrzył na drzwi, za którymi zniknął śmierciożerca, próbując zrozumieć o co chodziło. Miał w głowie prawdziwą burzę myśli. W końcu jednak odpuścił i ruszył do salonu, gdzie zastał już pozostałych przyjaciół. Przedstawiali sobą dość żałosny widok, więc prędko udali się do Hogwartu, by porządnie wypocząć.

+++

Wspinał się po krętych schodkach i już po chwili pukał w pięknie zdobione, dębowe drzwi. Po cichym "proszę" wszedł do środka i usiadł w zazwyczaj zajmowanym fotelu, który w myślach zwykł już nazywać "swoim".

- Wzywał pan, dyrektorze?
- Witaj, Harry. Może herbaty?
- Nie, dziękuję.
- Ciasteczko?
- Nie, dziękuję.
- Dropsa?
- Nie. Dziękuję.
- Na pewno, drogi chłopcze? - Potter spojrzał na Dumbledore'a morderczym wzrokiem. - No dobrze, w takim razie przejdźmy do rzeczy. Chciałbym zaprosić ciebie oraz twego opiekuna, na święta do domu państwa Weasley.
- Słucham? - Harry zamrugał. - Pan zaprasza nas na święta do Nory?
- Oczywiście, to nowa Kwatera Główna Zakonu Feniksa.
- Zaprasza nas pan na święta z Zakonem?
- Och, to w końcu czas na spotkania w gronie rodziny, przyjaciół. A my przecież jesteśmy jak jedna wielka rodzina, Harry.

Potter zaczął zastanawiać się nad tym, czy to możliwe, że ma jakieś dziwne halucynacje. W końcu stwierdził jednak, że nie ma niczego, co mogłoby je spowodować. Zmrużył oczy, spoglądając na dyrektora. Czyżby staruszek był pijany? A może plotki krążące wśród Ślizgonów zawierają ziarnko prawdy i naprawdę faszeruje czymś dropsy? Z zamyślenia wyrwało go kolejne zdanie, wypowiedziane z dobrotliwym uśmieszkiem.

- Poza tym mógłbyś w końcu pogodzić się z przyjaciółmi.
- Przepraszam, ale nie pokłóciłem się ostatnio z Theo, Draco ani Blaise'em. Poza tym, co oni mieliby tam robić? - wycedził, wiedząc do czego zmierza starzec. Nie mylił się.
- Ależ, Harry... Ja nie miałem na myśli Ślizgonów, tylko twoich prawdziwych przyjaciół - Dumbledore podkreślił ostatnie słowa, a w Potterze zagotowała się krew.
- Moimi prawdziwymi przyjaciółmi są Ślizgoni, żadnych innych nie posiadam.
- Mój chłopcze, wiesz dobrze, że mówię o panu Weasleyu i pannie Granger. Powinieneś się z nimi w końcu pogodzić, nie odrzucać tak pochopnie ich przyjaźni.
- Odrzucać? Wybaczy pan, ale nie ma czego odrzucać, bo żadnej przyjaźni tutaj nie ma. Poza tym sądzę, iż nie jest to pańska sprawa. Co do świąt w Norze, to przykro mi bardzo, ale mamy już z Marco inne plany.
- Zastanów się dobrze, mój drogi. A jakie to plany?
- To również nie jest pańska sprawa.
- Mylisz się, Harry. - Dyrektor spojrzał na niego ze źle skrywaną irytacją. - To jest moja sprawa i proszę cię byś wyjawił mi miejsce twego pobytu.
- Grimmauld Place dwanaście, dyrektorze - Potter uśmiechnął się słodko. - Przecież dobrze pan wie gdzie mieszkamy.
- Cóż, skoro nie możecie nas odwiedzić, to może w takim razie my odwiedzimy was?

I w tym momencie Potter miał już zdecydowanie dość. Czuł się co najmniej absurdalnie, marnując czas na kompletnie bezsensownej rozmowie, która zmierzała właściwie donikąd. W dodatku było to już trzecie tego typu spotkanie w ciągu niecałych dwóch tygodni. Dumbledore tak szaleńczo pragnął odzyskać choć odrobinę kontroli nad chłopcem, że od pewnego czasu starał się realizować coraz to nowsze i dziwaczniejsze pomysły na dokonanie tego, nie zważając na to, że często wychodzi na wariata. Mortis czasem podejrzewał, że w rzeczywistości starcowi już naprawdę odbiło, jednak nie miał zamiaru lekceważyć przeciwnika. Dyrektor był świetnym graczem i to mógł być ruch mający na celu uśpić jego czujność.

- Przepraszam, ale takie decyzje powinienem konsultować z moim opiekunem.
- Oczywiście, oczywiście. W takim razie oczekuję wiadomości na ten temat.
- Tak jest, dyrektorze. Do widzenia.

Opuścił szybkim krokiem gabinet i udał się wprost do kwatery Morvanta. Zapukał i wszedł, nie czekając na odpowiedź, po czym przeszedł obok zdumionego mężczyzny i pociągnął solidny łyk Ognistej prosto z butelki. Uspokoiwszy choć odrobinę skołatane nerwy, opadł na kanapę.

- On mnie wykończy.
- Czarny Pan, czy Dumbledore?
- Ten drugi.
- Kolejna herbatka? Czego chciał tym razem?
- Zaprosić mnie i Marco do Nory na święta z Zakonem, gdyż jesteśmy jedną wielką rodziną. - Alex zakrztusił się kawą. - Och, to jeszcze nie koniec. Mam pogodzić się ze swoimi prawdziwymi przyjaciółmi oraz zaprosić ich wszystkich w odwiedziny do Black Manor.
- Jesteś pewny, że ci się to nie śniło?
- Uwierz mi, chciałbym by tak było.
- To nie jest normalne, nawet jak na standardy tego szalonego starca. On coś kombinuje, powinieneś opowiedzieć o wszystkim Lordowi.
- Tak zrobię, dzięki Alexandrze.

Ślizgon pożegnał się i podążył do dormitorium, zostawiając za sobą pogrążonego w myślach mężczyznę. Morvantowi naprawdę się to nie podobało. Albus zachowywał się ostatnimi czasy dość nerwowo, ale na pewno nie tak dziwnie, jak w stosunku do Mortisa. Z pewnością te działania miały na celu skrycie czegoś ważnego, były częścią konkretnego planu. Muszą tylko odkryć jakiego.


2 komentarze:

  1. Hej,
    świetny, picie w towarzystwie profesorów, ale słowa Snape, że nie będzie pił w towarzystwie uczniów, mając na myśli Draco, Zabiniego i Theo, a Harry to nie uczeń przypadkiem? Evan się zorientował co łączy go z Marco, czyżby drops coś kombinował…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    świetny rozdział, Severus nie będzie pił w towarzystwie uczniów myśląc o Draco, Zabinim i Theo, a Harry to nie jest uczeń przypadkiem? no i Evan już się zorientował co łączy Harrego z Marco, czyżby drops coś kombinował?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń