poniedziałek, 5 listopada 2012

Rozdział XIV


- Obaj przyjmiecie znak.
- Co? O tym nie było mowy!
- Nie zgadzam się, nie będę naznaczony jak jakieś... bydło.

Voldemort zmrużył krwiste oczy, w których błysnęła złość. Trójka mężczyzn siedziała w gabinecie Riddle'a, gdzie odbywało się spotkanie z Marco, który właśnie w tym momencie oberwał Cruciatusem. Mężczyzna padł na kolana, lecz nadal patrzył wyzywająco na Czarnego Pana.

- Owszem, przyjmiecie.
- Ale ja przecież nie mogę wrócić do Hogwartu z Mrocznym Znakiem! Dumbledore...
- Dość! Czy ja powiedziałem, że to będzie zwykły znak? - Potter się zmieszał. - No właśnie. Zresztą z tobą porozmawiam sobie później. Co do ciebie - zwrócił się do Nagary - zostaniesz naznaczony.
- Nie. Poza tym znak i tak by się nie przyjął, ponieważ...
- Jesteś wampirem - przerwał mu Tom. - Naprawdę myślałeś, że o tym nie wiem? Mam dla ciebie coś specjalnego. Nie przyjmę odmowy.
- Coś specjalnego? - Marco przyglądał mu się uważnie. - A więc słucham.
- Pochodzisz ze szlachetnego i dumnego rodu. Nie będziesz podrzędnym sługą. Znak umieszczę metodą inną niż pozostałe. Będziesz panował nad moimi wampirami.
- Skąd wiesz z jakiego rodu pochodzę?

Voldemort nie odpowiedział, patrząc na niego z kpiną. Marco zagryzł wargę, chcąc dalej walczyć, wiedział jednak, że nie ma szans wygrać tej potyczki. Przez jego upór mógłby ucierpieć Harry.

- Niech będzie. Ale nie zgadzam się na naznaczenie Harry'ego.
- Czy naprawdę sądzisz, że możesz tu coś zdziałać? - Riddle wykrzywił drwiąco wargi. - Chłopak należy do mnie i to ja będę o tym decydował.
- Jak to należy do ciebie? - oczy wampira zwęziły się, przybierając barwę ametystu.
- Dokładnie tak. Jest mój - wysyczał, a na jego obliczu pojawił się pełen wyższości uśmiech. - A teraz żegnam.

Marco chciał zaprotestować, jednak został wyciągnięty z gabinetu przez wyraźnie zdenerwowanego podopiecznego. W milczeniu przenieśli się do Wrzeszczącej Chaty, gdzie Nagara usiadł w fotelu przed kominkiem i obserwował Pottera z wściekłością. Chłopak nie wiedział co zrobić, co powiedzieć. Wiedział dobrze jak jego opiekun odebrał słowa czarnoksiężnika.

- Marco... to nie tak.
- A jak? - mężczyzna zerwał się i przygwoździł go do ściany. - Hmm, no słucham?
- Nic mnie z nim nie łączy, ja...
- Ty co? Co znaczy, że do niego należysz?! Mów!
- On uważa, że zawsze tak było, nikt prócz niego nie ma prawa się do mnie zbliżać.
- Pieprzysz się z nim? - Oczy Ślizgona rozszerzyły się w szoku. - Jęczysz i krzyczysz, gdy cię bierze, ty mała dziwko? Odpowiadaj!

Chłopak próbował wyrwać się z uścisku, a z oczu mimowolnie pociekły mu łzy. Został mocniej przyciśnięty do muru przez wampira, który utracił nad sobą panowanie i uderzył go, a następnie boleśnie wbił kły w jego szyję. Tym razem nie było to przyjemne, strasznie piekło i robił się coraz słabszy. Przed jego oczami pojawiły się mroczki i cicho zaszlochał w bezsilności. To jakby otrzeźwiło Marco, który w końcu oderwał się od niego i rzucił go brutalnie na łóżko. Młody Black zwinął się w kłębek i zatrząsł od tłumionego płaczu. Po kilku minutach poczuł rękę na ramieniu i skulił się jeszcze bardziej, oczekując na cios, który jednak nie nadszedł. Zamiast tego usłyszał szept.

- Przepraszam, poniosło mnie. - Nie zareagował, wstrząśnięty, wciąż nie wiedząc czego się spodziewać. - Harry, proszę, spójrz na mnie.

Zacisnął dłonie na pościeli, bojąc się tego, co ujrzy w oczach Marco. W końcu jednak uchylił powieki i spojrzał w smutne szafirowe tęczówki.

- Kochanie, przepraszam. Byłem wściekły, nie zdołałem zapanować nad wampirzą naturą. Proszę, wybacz mi - scałował delikatnie łzy z zaczerwienionych policzków. - Powiedz coś, błagam.
- Jak mogłeś? - szept Mortisa był ledwie słyszalny.

Czuł się zdradzony, upokorzony. Nawet się nie bronił, a przecież każdy inny, kto podniósłby na niego rękę, prawdopodobnie już by nie żył. Ale nie Marco, mimo wszystko nie potrafił zrobić mu krzywdy. To bolało. Człowiek, któremu ufał, który tyle dla niego znaczył, wierzył mu, a nawet go pragnął... nazwał go zwykłą dziwką. Poczuł się jak nic nie warta szmata. Ale czego mógł się spodziewać? Przecież zawsze dostawał od życia same ciosy, dlaczego teraz miałoby być inaczej? Roześmiał się z goryczą.

- Nie myśl tak! - Harry zerknął zdezorientowany na wampira, słysząc gwałtowny protest. - Opuściłeś osłony, mogłem spokojnie zajrzeć w twoje myśli. Proszę nie myśl tak, znaczysz dla mnie więcej niż ktokolwiek inny, jesteś jedyną osobą, na której mi w jakiś sposób zależy. Wiem, zraniłem cię. Po prostu, gdy usłyszałem, że "należysz" do niego - wycedził to ze złością - odezwały się wampirze instynkty, zazdrość, nie udało mi się tego powstrzymać. Wybacz mi, skarbie, błagam.
- Marco, ale... nie da się cofnąć tego, co powiedziałeś.
- Przecież wiesz, że tak o tobie nie myślę - przygarnął go do siebie i czule pocałował. - Nigdy bym tak o tobie nie pomyślał.
- Nieprawda. Nie powiedziałbyś tego.
- Kochanie, nie... Malutki mój, proszę, wybacz mi...
- Przyrzekniesz, że to się nie powtórzy?
- Oczywiście, nie chciałem cię skrzywdzić, przepraszam. - Chciał go znów pocałować, lecz chłopiec odsunął się. - O co chodzi?
- Może będzie lepiej, gdy damy sobie z tym spokój - wyszeptał, na co Marco uniósł brwi. - Nie chcę by cię skrzywdził.
- Och, Merlinie. Ty po tym, co przed chwilą zrobiłem, jeszcze dbasz o mnie? Jesteś cudowny, Harry - uśmiechnął się, wodząc palcem po zaczerwienionym policzku. - Nic mi nie zrobi, nie martw się. Nie dowie się - Potter rzucił mu niedowierzające spojrzenie. - Nie patrz tak, nie dowie się - przyciągnął Pottera do siebie i przytulił mocno, całując namiętnie. - Obiecuję.

+++

Wbrew obietnicy złożonej przez Marco, Potter wciąż bał się, że Voldemort się czegoś domyśli. Nie chciał stracić wampira, mimo ostatnich wydarzeń nadal mu na nim zależało. Owszem, zranił go... Tak bardzo bolało to, co powiedział i wcale mu tak do końca nie wybaczył, ale... to przecież Marco. Wciąż ten sam, szalony, troskliwy, nieprzewidywalny. Co prawda Harry nie darzył go wielkim uczuciem, trudno ich relację nazwać miłością. To tylko, albo i aż, troska i przywiązanie, a przy tym również pożądanie. Nie mógł się oprzeć przystojnemu krwiopijcy. Mężczyzna naprawdę wiele dla niego znaczył i nie pogodziłby się z tym, że przez niego spotkało go coś złego. Postanowił więc mimo wszystko ograniczyć ich kontakty. Zresztą nie było to bardzo trudne, gdy przebywali z dala od siebie.
W tym momencie jednak miał jeszcze jeden problem, dziś zostanie naznaczony. Zastanawiało go jak ma się to odbyć, obawiał się tego. No i co będzie jeśli ktoś zobaczy tatuaż? Rozpętałoby się piekło. Widział już nagłówki na pierwszej stronie Proroka: Złoty Chłopiec, Wybawca Czarodziejskiego Świata - śmierciożercą! Westchnął głęboko, to byłby koszmar. Och, oczywiście nie ma nic przeciwko temu by zapanował chaos, im większy, tym lepiej. Przecież i tak w końcu się ujawni. Poza tym nawet za bardzo nie kryje się ze zmianami jakie w nim zaszły, czasami tylko na herbatkach u Dumbledore'a gra dobrego chłopczyka. Mimo to wolał być dobrze przygotowanym na tę chwilę, a nagła dekonspiracja mogłaby mieć kilka nieprzewidzianych konsekwencji. Spojrzał ostatni raz w lustro i poprawiwszy pelerynę, przeniósł się do Czarnego Dworu. Riddle już na niego czekał.

- Witaj, mój Harry.
- Witaj, Tom.
- Gotów na przeprowadzenie rytuału?
- Rytuału?
- Mówiłem przecież, że to nie będzie zwykły znak. Chodź za mną.

Skierowali się do prywatnych pokoi mężczyzny. Potter ze skonsternowaniem wszedł do sypialni, urządzonej podobnie do jego. Tutaj także przeważały czerń i srebro. Obrzucił zaniepokojonym spojrzeniem leżącą na wielkim łożu srebrną misę, wypełnioną dziwną, jakby falującą błękitną cieczą. Voldemort podszedł do łóżka i usiadł na nim, wskazując gestem, by Harry zrobił to samo. Nastepnie podwinął prawy rękaw, odsłaniając Mroczny Znak, jednak inny niż u śmierciożerców. Wąż oplatał czaszkę, przechodząc nie tylko przez jej usta, ale również oczodoły, co dawało dużo bardziej przerażający efekt. Harry ze zdumieniem odkrył, że z rozwartej paszczy węża ulatuje ledwo widoczna błyskawica. Zerknął pytająco na Riddle'a, który uśmiechnął się nieznacznie.

- Tak, zmodyfikowałem trochę swój znak.
- Jak będzie wyglądał mój?
- Tak samo, po prostu trochę mniejszy.
- Te u śmierciożerców też się zmieniły?
- Nie. Nasze są inne, gdyż są symbolem władzy. Umieszczone są również nie na lewej, a prawej ręce. A teraz podaj dłoń.

Mortis posłusznie spełnił polecenie i wyciągnął rękę, którą Czarny Pan przeciął srebrnym sztyletem. Powtórzył to na swojej dłoni, którą splótł z tą chłopca, tak by rany się stykały, spuszczając do misy równo trzynaście kropel ich zmieszanej krwi. Gdy tylko ostatnia kropla zatonęła w błękitnej cieczy, ta wzburzyła się i zmieniła kolor najpierw na srebrny, następnie szkarłatny, aż w końcu stała się smoliście czarna. Riddle zanurzył ostrze w płynie i powtórzył nacięcie na całym przedramieniu chłopaka, rozpoczynając inkantację.

- Compaginis animas, connexio cogitatio, subactis sensus. Tibi sunt mea. Sum vestrum. Pertinent simul. Constituunt indivisibile totum. Sanguinem a sanguine, anima ex anima, mens cum animo. Nunc et aeternum.*

Z każdym kolejnym słowem Potter stawał się coraz słabszy, czuł jakby coś rozrywało go od środka, wyrywało z niego, a jednocześnie wypełniało. Serce gwałtownie przyspieszyło, oddech stał się płytki, urywany, tracił powoli zmysły. Poddał się targającym nim uczuciom, nie mogąc powstrzymać jęków zarówno bólu jak i dziwnej, wypełniającej go rozkoszy. Jedyne co się liczyło, to palący ból w prawej ręce i chłodna, przynosząca ulgę dłoń Toma. Chwycił ją mocniej, ostatkiem sił splatając palce mężczyzny ze swoimi. Tęczówki koloru śmiercionośnego zaklęcia spotkały się z tymi szkarłatnymi, przywodzącymi na myśl krew. Byli tylko oni, nie istniało nic innego. A potem nastała ciemność.

+++

Było mu ciepło i wygodnie, czuł się zmęczony, tak strasznie zmęczony. Zupełnie jakby nie zaznał snu od wieków. Do tego dochodziło dziwne pieczenie na prawym przedramieniu. Otworzył oczy, mając wrażenie jakby wyłaniał się z pochłaniającej jego duszę otchłani, napotykając wpatrujące się w niego krwiste tęczówki, wypełnione triumfem, satysfakcją i lekkim zaciekawieniem. Blisko. O wiele za blisko. Nagle przypomniał sobie wszystko, co się wydarzyło. Uświadomiło mu to, że znajdują się w sypialni Czarnego Pana, leżąc obok siebie na wygodnym, wielkim łożu. Najwyraźniej obaj stracili przytomność po tym dziwnym rytuale. Czuł się trochę niezręcznie, leżąc twarzą w twarz z Riddle'em, czując wyraźnie jego chłodne ciało tak blisko własnego, lecz nie potrafił się odsunąć. Nie chciał tego. Mógłby tak trwać całą wieczność, patrząc w piękne, błyszczące teraz zadowoleniem oczy. Voldemort, jakby wyczuwając myśli chłopca, wykrzywił kpiąco wargi i przesunął palcami po jego ręce, co wywołało lekkie mrowienie. Harry spojrzał tam, wciągając ze świstem powietrze. Ujrzał bowiem Mroczny Znak, czaszkę z wężem i maleńką błyskawicą. Uśmiechnął się mimowolnie, niepotrzebnie tak się obawiał. Teraz wszystko było na właściwym miejscu, nie mógł się nadziwić temu jak idealnie znak współgrał z nim samym. Był częścią niego, której nie wyrzekłby się za nic na świecie. Biła z niego potężna, czarnomagiczna siła. Dlaczego tak się opierał? Przecież to cudowne, absolutnie wspaniałe...

- Tak, też tak sądzę - wyszeptał Tom, widząc zachwyt Harry'ego. - Są idealnie dopasowane, prawda? - spytał, pokazując swój znak i przybliżając go do drugiego.
- Tak - Potter był wyraźnie oszołomiony. - To niesamowite.
- Jesteśmy połączeni już na zawsze, nigdy nie zdołasz się ode mnie uwolnić.
- Nigdy...?
- Nigdy - wymruczał kuszącym głosem. - Będziemy razem panować nad magiczną Anglią. Wszyscy będą padać nam do stóp, chyląc głowy, płaszcząc się pod niewyobrażalną potęgą, drżąc pod jednym spojrzeniem. Zostaniesz panem życia i śmierci, panem absolutnym, najwyższym władcą. Chcesz tego, prawda?
- Tak...
- I będziesz miał, wystarczy po to sięgnąć. Pamiętasz, co ci kiedyś powiedziałem?
- Nie ma dobra i zła. Jest tylko władza i potęga, i ludzie, którzy są zbyt słabi by do niej dążyć.
- Właśnie. My jesteśmy silni.
- I nikt nam nie przeszkodzi.
- Nikt - uśmiechnął się z wyraźnym zadowoleniem. - Jesteś mój, Harry.
- Twój?
- Tylko mój. Już na wieki.

*Połączenie dusz, połączenie myśli, połączenie zmysłów. Ty jesteś mój. Ja jestem twój. Należymy do siebie. Stanowimy nierozerwalną całość. Krew z krwi, dusza z duszą, umysł z umysłem. Teraz i na wieki. Google Translator

2 komentarze:

  1. Hej,
    Marco i jego reakcja świetna, Harry już ma mroczny znak, i także Marco ma taki otrzymać, ciekawe skąd Vodemort wiedział, że Marco jest wampirem, mam teraz wrażenie, że Tom będzie wiedziało ich relacjach, bo jak połączenie dusz…
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    wspaniale, Marco i ta jego reakcja rrwelacyjna, Harry już otrzymał mroczny znak, i Marco taki ma też otrzymać, ciekawi mnie skąd Vodemort wiedział, że Marco jest wampirem... teraz to chyba Tom będzie wiedział o ich relacjach, bo jak weźmiemy pod uwagę połączenie dusz…
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń