Potter zatrzymał się, zszokowany wpatrując się w swą "babcię", która również nie odrywała od niego wzroku. Dopiero czyjeś chrząknięcie przerwało ten dość niezwykły pojedynek na spojrzenia. Chłopak odwrócił się od portretu, zerkając na nie mniej zdziwionych członków Zakonu.
- Witam - mruknął, mijając ich i wchodząc się do kuchni. Z niemałym zadowoleniem odnotował, że gdy tylko zniknął, portret znów się rozwrzeszczał. Uśmiechnął się złośliwie i zrobił sobie kawę. Kilka minut później krzyki w końcu ucichły, a do kuchni wpadli Ron i Hermiona.
- Harry! - wrzasnęła dziewczyna, wykonując gest jakby planowała rzucić mu się na szyję, lecz zrezygnowała szybko z tego pomysłu, napotykając zimne spojrzenie. Dziwne, ale Gryfon odniósł nawet delikatne wrażenie, jakby jej ulżyło.
- Eee... No cześć, fajnie, że już jesteś - odezwał się Ron, nagle bardzo zainteresowany pęknięciem na suficie.
Harry z całych sił starał się, by jego twarz pozostała spokojna, choć w rzeczywistości bliski był rozpaczy. Domysły na odległość, to jedno, ale przekonanie się na własne oczy jak bardzo zmieniło się podejście jego przyjaciół, zwyczajnie zabolało. Weasley nie chciał nawet na niego spojrzeć. I choć Harry wmawiał sobie, że nic to dla niego nie znaczy, tak naprawdę pękało mu serce. Pozbierał się szybko, zmuszając do gry. Nie da im tej satysfakcji. Nie pokaże jak bardzo go zranili.
- Taa, bardzo fajnie - odrzekł w końcu, wykrzywiając drwiąco wargi. - Gdzie Dumbledore?
- Tutaj Harry, miło cię widzieć - starzec uśmiechnął się dobrodusznie, wchodząc do pomieszczenia. Gryfon poczuł, że jeszcze chwila, a zetrze mu ten uśmieszek z twarzy. Jak tak można? Tymczasem starzec zupełnie niezrażony niechętnym spojrzeniem, kontynuował. - Zapraszam do salonu, już wszystko gotowe. Czekaliśmy tylko na ciebie, mój chłopcze.
"Na pewno nie twój", Potter warknął w myślach, lecz podążył posłusznie za dyrektorem. W pokoju siedzieli już: Snape, który o dziwo nie skrzywił się na jego widok, ale tylko utkwił w nim swój przenikliwy wzrok, Remus, który uśmiechnął się ciepło i jakiś nieznany Harry'emu mężczyzna. Chłopak zmrużył oczy, przyglądając mu się dokładnie. Wysoki, strasznie blady, przed trzydziestką. Czarne, sięgające ramion włosy, szafirowe, błyszczące oczy i wyraziste rysy twarzy. Gryfon zorientował się, że nieznajomy odwzajemnia spojrzenie, lustrując dokładnie całą jego sylwetkę. Zarumienił się mimowolnie, na co ten uniósł kącik ust, przenosząc wzrok na dyrektora.
- Czy moglibyśmy już zacząć, Dumbledore? - Harry nie mógł oprzeć się wrażeniu, że tajemniczy osobnik wymówił nazwisko dyrektora z jawną kpiną. Wyglądało jednak na to, że tylko on zwrócił na to uwagę.
- Oczywiście, moi chłopcy. - Wszyscy skrzywili się na nazwanie ich "chłopcami". - Pozwólcie, że odczytam ostatnią wolę naszego przyjaciela.
Ja, Syriusz Black, będąc zdrowym na ciele i umyśle, wyrażam tutaj moją ostatnią wolę.
Moim prawowitym dziedzicem ustanawiam mego syna chrzestnego, Harry'ego Jamesa Pottera.
Od tej chwili staje się on głową starożytnego i dumnego rodu Blacków.
Skrytkę numer 527 przekazuję mojemu wiernemu przyjacielowi, Remusowi Lupinowi.
Skrytkę numer 789 dostaje ten, który posiada klucz. Przyjacielu, wierzę, że dowiedziałeś się o mojej śmierci i jesteś obecny przy odczytaniu mej woli.
Do osiągnięcia pełnoletności przez mojego chrześniaka, pieczę nad nim powierzam ikonie jasnej strony - Albusowi Dumbledore'owi.
Nie smućcie się, drodzy przyjaciele, a Ty Harry psoć i doprowadzaj profesorów do szału.
Wywiń ode mnie jakiś kawał Snape'owi.
Z pozdrowieniami z zaświatów.
Wasz Przyjaciel,
Syriusz Black.
Zapadła cisza. Potter skołowany wpatrywał się tępo w dywan. Nie, to niemożliwe. Niemożliwe. Syriusz nie zrobiłby czegoś takiego. To musi być podstęp, nie ma innego wyjścia. Był pewny, że to kolejna manipulacja tego starego zjadacza dropsów! Zerwał się na nogi, spoglądając ze złością na dawnego mentora.
- Żądam sprawdzenia autentyczności testamentu!
- Ależ, mój drogi chłopcze, cóż tu sprawdzać...
- Niech pan to zrobi!
- Harry, naprawdę nie widzę powodu, by...
- Dość, Dumbledore - tym razem przerwał mu nieznajomy. - Popieram chłopaka. Jeżeli ty nie sprawdzisz autentyczności tego dokumentu, zrobię to ja.
Dyrektor próbował coś powiedzieć, lecz nie został dopuszczony do głosu. Ku zdziwieniu obecnych, wypowiedź uniemożliwił mu Snape.
- Oni mają rację, Albusie. Dziwi mnie dlaczego dotąd tego nie zrobiłeś.
- Moi drodzy! Spokojnie, niepotrzebnie tak się unosicie. Oczywiście testament został już przeze mnie wcześniej sprawdzony i zapewniam was, że...
- Och, dość tego!
Tajemniczy mężczyzna po raz kolejny nie pozwolił Dumbledore'owi dokończyć zdania, na co Potter zachichotał. Pierwszy raz był świadkiem tego, by ktoś traktował dyrektora z tak jawnym brakiem szacunku. Tymczasem nieznajomy wstał, bez zbędnych ceregieli odbierając dyrektorowi pergamin, po czym wyszeptał coś, stukając w dokument różdżką. Jak się okazało, tekst nieznacznie się zmienił.
Do osiągnięcia pełnoletności przez mojego chrześniaka, opiekę nad nim przejmuje Marco Nagara.
Zaufaj mu, Harry. On wie co robi.
- Kto? - Potter tylko tyle zdołał z siebie wydusić.
- Ja - odpowiedział mu nieznajomy. - Nazywam się Marco Nagara i, jak widać, od dziś jestem twoim opiekunem. - Mężczyzna posłał mu delikatny uśmiech, lecz już po chwili skierował wzrok na dyrektora, a jego oczy błysnęły niebezpiecznie. - Wytłumaczysz mi, dyrektorze, jakim cudem do testamentu wkradł się ten "mały" błąd?
- Nie mam pojęcia, chłopcy, tu mus... - Po raz kolejny tego dnia nie dano mu dokończyć zdania. Lupin i Potter, który w końcu otrząsnął się z szoku, zaczęli jednocześnie krzyczeć.
- Jak mogłeś, Albusie! To nie do pomyślenia!
- Ty stary, obłudny manipulatorze! I myślałeś, że co ci to da, hę? Że będziesz miał swojego Złotego Rycerzyka na wyłączność?! Niedoczekanie twoje!
- Harry, proszę. Nie znasz tego człowieka, a jeśli to wróg? To dla twojego dobra.
- Dobra? DOBRA?! Czy ty się słyszysz, pokręcony staruchu? - Potter miał dość. - Skoro tak pogrywamy, to proszę bardzo. Ja, Harry James Potter, właściciel domu znajdującego się przy Grimmauld Place numer dwanaście oświadczam, iż od tej chwili nie jest on Kwaterą Główną Zakonu Feniksa i nie ma do niego wstępu nikt, prócz osób, którym danego wstępu udzielę.
Rozbłysło błękitne światło, po czym zapadła niczym niezmącona cisza. Nikt nie wiedział co powiedzieć. W końcu rozległ się wesoły śmiech, a dość zdezorientowany Harry, zorientował się, że to Marco.
- No, młody, nie ma co! Charakterek to ty masz - mężczyzna znów się roześmiał, zaraz jednak poważniejąc. Utkwił wzrok w Albusie, cedząc cicho. - A pan co tu jeszcze robi?
To jakby wyrwało wszystkich z odrętwienia. Wyprowadzona z równowagi "ikona światła" spojrzała tylko wrogo na Nagarę i zniknęła z cichym trzaskiem. W tym momencie stało się coś, co ponownie zszokowało osoby znajdujące się w pokoju. Snape parsknął śmiechem.
- Wiesz co, Potter? - Mistrz Eliksirów spojrzał na Gryfona, a w jego czarnych oczach migotało coś, czego ten nie potrafił zinterpretować. - Ostatnią osobą, która tak wyprowadziła starca z równowagi, był sam Czarny Pan. - Ogarnąwszy pomieszczenie wzrokiem po raz ostatni, również zniknął z charakterystycznym trzaskiem.
Marco pokręcił tylko głową. Lupin za to wyglądał jakby ktoś powiedział mu, że Voldemort paraduje w różowej sukience i rozdaje cukierki.
- To jak, młody? - odezwał się w końcu Nagara. - Czas zrobić porządek z pozostałymi. Kogo zostawiamy?
- Oczywiście Remus zostaje. Myślę, że Tonks, Charlie i Bill również są mile widziani, podobnie jak bliźniaki.
- Ja bym dodał jeszcze do listy tego nietoperza. - Potter zaśmiał się na to porównanie. - Jak mu tam było? Snape? Może nam się przydać.
- Okej, niech będzie. A teraz chodźmy, jak ty to powiedziałeś, "zrobić porządek". - Harry zerknął jeszcze na wilkołaka. - Lunio, obudź się! Idziesz?
- Tak, tak... Chyba trochę mnie to przerosło - Lupin uśmiechnął się przepraszająco do chłopca. - Dobra, lecimy.
We troje wkroczyli do przepełnionej jak zwykle kuchni. Na ich widok wszyscy zamilkli, więc Potter nie musiał podnosić głosu.
- Chciałem was tylko poinformować, że od tej pory jestem głową rodu Blacków, a ten dom jest moją własnością.
- Wiąże się to z tym, że nie jest on już Kwaterą Główną - uzupełnił Marco.
- A ty niby kim jesteś, żeby o tym decydować, co? - wyrwał się Moody.
- Nazywam się Marco Nagara i jestem opiekunem Harry'ego Pottera. A teraz z łaski swojej wynocha.
Tak jak Harry się spodziewał, natychmiast rozległ się pełen oburzenia krzyk. To oczywiście Ron wrzeszczał, że Potterowi bogactwo uderzyło do głowy, na co ten pokręcił tylko głową. No tak, bo wcześniej to był ubogi jak mysz kościelna. Reakcja innych również była przewidywalna. Ginny zrobiła się czerwona i wybiegła, Moody groził wszystkim po kolei, Hermiona tylko wpatrywała się w "przyjaciela" z niedowierzaniem, a pani Weasley zaczęła lamentować. Tylko najstarsi synowie tej ostatniej przypatrywali się temu z uprzejmym zainteresowaniem. Już po chwili, spakowani już dotychczasowi mieszkańcy byłej Kwatery Głównej, opuszczali ponure domostwo. Zamieszanie obudziło portret pani Black, która, ku rozbawieniu Marco i Harry'ego, zaczęła krzyczeć:
- Plugawi mieszańcy, zdrajcy krwi! Wynoście się z mojego domu! Nareszcie ktoś wam pokazał, gdzie wasze miejsce, parszywe ścierwa! Brawo, mój młody dziedzicu, brawo!
- Chyba ją polubię - chłopiec wyszczerzył się do swego nowego opiekuna.
+++
Harry leżał na łóżku w swym nowym pokoju i rozmyślał. Dni mijały mu na nauce Czarnej Magii i oklumencji z Marco, który okazał się świetnym, choć surowym nauczycielem i sam miał słabość do Mrocznych Sztuk. Młodego adepta pochłaniały one bez reszty. Rozumiał już dlaczego magia ta jest powszechnie uważana za złą. Tkwiła w niej niewyobrażalna moc, nad którą mogli zapanować tylko nieliczni. Zrozumiał w końcu także słowa Voldemorta: Nie ma czegoś takiego, jak dobro i zło, jest tylko władza i potęga... I mnóstwo ludzi zbyt słabych, by osiągnąć władzę i potęgę... Niechętnie przyznał, że Tom miał rację mówiąc, że są do siebie podobni.
Wracając jednak do Marco... Potter spędzał z nim wiele czasu, starając się go rozgryźć i lepiej poznać. Nieraz wypytywał go o Syriusza i o to, dlaczego akurat jego wyznaczył on na prawnego opiekuna chłopca, lecz ten zbywał go zdawkowym "dowiesz się w swoim czasie". Harry'ego zadziwiało to jak szybko przywiązał się do Marco. Czuł się przy nim zadziwiająco dobrze, choć było w nim także coś niepokojącego. Jakaś dziwna tajemnica. Niestety, jak na złość, Harry'ego tylko to coraz bardziej pociągało. Nieważne ile razy sobie wmawiał, że Marco jest dojrzałym mężczyzną, w dodatku jego opiekunem, nie zmieniało to faktu, że najzwyczajniej w świecie mu się podobał. Doszło już nawet do tego, że rumienił się, gdy tylko ten pojawiał się zbyt blisko niego. Z tego właśnie powodu Harry zaczął unikać mężczyzny, co z kolei zdawało się niezmiernie go irytować.
Westchnął głęboko, spoglądając na małą, czarną książeczkę. Któregoś dnia, szwendając się po domu, odnalazł nieużywane dotąd skrzydło, a w nim ogromną bibliotekę i dawny pokój Regulusa - młodszego brata Syriusza. Postanowił zająć pokój chłopaka, gdyż bardzo przypadł mu do gustu. Był mroczny, urządzony w kolorach czerni, srebra i zieleni. Ku jego zdumieniu, okazało się również, że nikt inny nie może do niego wejść. Pod ścianami ustawione zostały regały pełne opasłych ksiąg, traktujących o czarnej magii, eliksirach, czy animagii. Znalazły się tam nawet zwykłe czarodziejskie powieści, a także poradniki dotyczące samokontroli i aktorstwa.
A w tajnej skrytce, ukrytej za jednym z regałów, znalazł dziennik młodego Blacka, działający identycznie jak ten Riddle'a.
Długo zmagał się ze sobą, zastanawiając się, czy napisać, lecz gdy w końcu podjął decyzję, wiedział, że postąpił właściwie. Musiał przyznać, że Regulus był bardzo inteligentnym, młodym mężczyzną. Jego wiedza była rozległa i chętnie dzielił się nią z młodszym chłopakiem, wciagając go w swe wspomnienia.
W ten sposób Potter zaoszczędzał sporo czasu, gdyż ten spędzony "w dzienniku" z Blackiem płynął zupełnie inaczej niż na zewnątrz. Podczas, gdy on mógł przebywać w środku godzinami, w normalnym świecie mijało zaledwie kilka sekund. W trakcie nauki z Nagarą również nie zważali na upływ czasu, ponieważ ten rzucał jakieś skomplikowane zaklęcie, dzięki któremu mieli go pod dostatkiem. Mężczyzna uczył go także etykiety i zawiłości w relacjach między wysoko urodzonymi. Jakież to było skomplikowane! Ale teraz przynajmniej rozumiał większość zachowań Malfoya, które wcześniej odbierał jako butę, arogancję i niepotrzebne wywyższanie. Gdyby wiedział wcześniej... Trudno, czasu już nie cofnie.
Z niemałym zaskoczeniem odkrył, że od kiedy pochłonęła go Czarna Magia, zachodziły w nim zmiany zewnętrzne. Nie miał pojęcia jak to możliwe, lecz nie dało się ukryć, że wyostrzyły mu się rysy, co nadawało jego twarzy lekko drapieżny wygląd. Następne w kolejności były włosy, które stały się jeszcze ciemniejsze. Teraz barwą przypominały smołę, a przy tym były także dziwnie lśniące. W czasie wakacji urosły też trochę, co sprawiło, że nie były tak roztrzepane. Choć i tak miał niemały problem z ich ułożeniem. Głębszego koloru nabrały również jego oczy. O ile wcześniej przypominały one barwą promień śmiercionośnego zaklęcia, tak teraz były dokładnym jego odzwierciedleniem. Pytał o to Marco, lecz ten wyjaśnił mu lakonicznie, że to jeden ze skutków ubocznych korzystania z mrocznych zaklęć. Tak swoją drogą, intrygował go ten mężczyzna. Był tajemniczy i nieprzewidywalny. Zaskakiwał go na każdym kroku. "O wilku mowa", pomyślał z rozbawieniem, gdy Nagara stanął w drzwiach.
- Hej młody, możemy pogadać?
- Jasne - wyszedł z pokoju, podążając za mężczyzną do jego sypialni. - O co chodzi? - spytał, po rozłożeniu się na łóżku opiekuna.
- Unikasz mnie.
- Nie, no co ty - roześmiał się nerwowo, odwracając wzrok. - Wydaje ci się.
- Czyżby?
- Tak, nie mam przecież powodu, żeby to robić. Tylko o tym chciałeś rozmawiać?
- Nie. Przyszły dokumenty, które musisz podpisać. Od tego momentu będziesz nazywał się Potter-Black, lub Black-Potter. Jak wolisz.
- Gdzie...?
- Są na biurku.
- Okej... - mruknął Harry, po złożeniu podpisu. - Jeśli to wszystko, to pozwól, że wrócę do siebie.
- O nie, mój drogi. Wracaj tu - syknął Marco, chwytając mocno jego rękę. - Siadaj.
- Marco! - Potter wytrzeszczył oczy, gdy mężczyzna pchnął go na łóżko. - Co ty robisz?
- Mam kilka pytań. Pierwsze: dlaczego mnie unikasz?
- Mówiłem już, wydaje ci się.
- Nie rób ze mnie kretyna - warknął. - Ale okej, spróbujmy inaczej. Powiedz mi, Harry... Czy ciebie łączy coś z tym rudym Weasleyem?
Chłopaka zatkało na tak bezpośrednią wypowiedź. Zmrużył oczy, wpatrując się podejrzliwie w Marco. Dlaczego go o to pyta? Przecież to nie jego sprawa. I co ma jedno z drugim wspólnego? Postanowił jednak udzielić mu odpowiedzi.
- Nie - odparł ostrożnie. - To znaczy tak, spotykaliśmy się jakiś czas, ale to nic poważnego. A pytasz o to, ponieważ...?
Marco przypatrywał mu się przez chwilę uważnie, nie odpowiadając, po czym kącik jego ust uniósł się z zadowoleniem. Gryfon przełknął głośno, gdy mężczyzna zbliżył się do niego, siadając zaraz obok. Blisko. Bardzo blisko. Odwrócił głowę, chcąc ukryć zdradliwe rumieńce, gdy chłodne palce chwyciły delikatnie, acz stanowczo jego podbródek. Zaskoczony Potter spojrzał w oczy koloru ametystu i... chwila... ametystu?
- Marco...? - zaczął niepewnie Harry. - Mogę o coś spytać?
- Hmm?
- Twoje oczy... one... zmieniły kolor.
- Co? - Mężczyzna odwrócił wzrok. - Wydaje ci się.
- Nie kłam! Wcześniej miały kolor szafiru! Były piękne, błyszczące i migotały w nich... - chłopak w ostatniej chwili ugryzł się w język i spąsowiał, dziękując Merlinowi, że oprzytomniał na tyle, by nie dokończyć. Natomiast Marco był wyraźnie zaintrygowany i jakby... rozbawiony?
- Taaak? - Nie mylił się. Nagara był wyraźnie rozbawiony. - No dalej, dokończ.
- Nie zmieniaj tematu! - wzburzył się młodszy. - Na pewno były inne, wytłumacz to.
- Okej, sam tego chciałeś. Tylko nie próbuj uciekać z krzykiem. - Zniżył głos do szeptu. - Nic ci to nie da.
- Chyba zostało we mnie jeszcze coś z gryfońskiej odwagi...
- Tylko, żebyś później nie żałował... - Nagara jednym ruchem przewrócił go na plecy i pochylił się nad nim, mrużąc lekko oczy. Przejechał językiem po wargach, a następnie rozchylił je, ukazując wydłużone kły.
Harry wciągnął gwałtownie powietrze.
- Jesteś wampirem... - szepnął, wpatrując się w Marco z fascynacją. Ten tylko uśmiechnął się drapieżnie i wpił w jego usta, liżąc je i przygryzając, sprawiając, że z gardła chłopca wydobył się głęboki jęk.
Marco natychmiast skorzystał z okazji, wsuwając język do środka, na co Potter odpowiedział z entuzjazmem. Tak bardzo tego pragnął... Nie myślał, że kiedykolwiek jego marzenia staną się rzeczywistością i ktoś taki jak Marco zwróci na niego uwagę. Już po chwili ich języki splotły się w namiętnym tańcu, walcząc o dominację. Mężczyzna oderwał się w końcu od ust Pottera i zaczął kreślić mokrą ścieżkę, od jego warg, po ucho, schodząc coraz niżej. Zatrzymał się na chwilę i po sekundzie wbił kły w jego szyję. Z gardła Gryfona wyrwał się cichy okrzyk bólu, lecz już po chwili cierpienie zmieniło się w niewyobrażalną wręcz przyjemność i błagał w myślach, by ta chwila nigdy się nie skończyła. Wampir jednak wyciągnął kły dość szybko, zaczynając zlizywać spływającą z rany krew, jednocześnie błądząc rękoma po ciele młodego kochanka. Gdy skończył, spojrzał mu głęboko w oczy i szepnął:
- Robiłeś to już kiedyś?
- Nie... proszę...
- O co prosisz? - uśmiechnął się, obdarzając go jednocześnie krótkimi pocałunkami. - Hmm?
- Proszę, zrób to, dotknij...
Wampir zaśmiał się krótko, unosząc się lekko i powoli ściągając z niego koszulę. Całował jego szyję, obojczyk, dotarł do sutka, który przez chwilę ssał, po czym zaczął znaczyć pocałunkami drogę w dół. W końcu dotarł do spodni, które rozpiął wprawnym ruchem, ściągnął i odrzucił.
- Jesteś pewny...? - zatrzymał się przy bokserkach.
- Ta-aak, błagam... - chłopak nie mógł powstrzymać jęków. - Proszę... nie przestawaj.
Marco uwolnił go w końcu od bielizny, odchylił się do tyłu i podziwiał nagiego chłopca. Musiał przyznać, że był piękny. Jego młode ciało, choć bardzo szczupłe, może nawet zbyt szczupłe, było także lekko umięśnione i opalone. Na oliwkowej skórze błyszczały kropelki perlistego potu. Rozchylone, czerwone wargi, aż prosiły o to, by je całować, a przymknięte z przyjemności oczy, błyszczały w blasku świec. Pod wpływem intensywnego spojrzenia mężczyzny, policzki chłopca zaróżowiły się, dodając mu dodatkowego uroku. Marco nie mógł nic poradzić na to, że z jego gardła na ten widok wyrwał się cichy pomruk aprobaty.
Pochylił się i polizał męskość młodego kochanka po całej długości, aż w końcu wziął go do ust i leciutko zassał główkę, z zadowoleniem rejestrując krzyki chłopca. Przywołał gestem małą buteleczkę i rozlał trochę płynu na dłoni. Włożył rękę pod pośladki Harry'ego, drugą przytrzymując jego biodra i powoli, delikatnie, wsunął w niego pierwszy palec. Potter spiął się i zamarł, lecz po chwili skinął głową, pozwalając na więcej. Nagara dodał drugi palec i zaczął nimi poruszać, szukając źródła największej przyjemności. Udało mu się w końcu trącić coś we wnętrzu chłopca, wywołując głośny okrzyk. Poczuł jak jego usta wypełniają się słodkim płynem, który zlizał do ostatniej kropelki.
- Co... co to... było? - wychrypiał Potter. - Więcej... proszę...
- Prostata, skarbie... - odparł całując go namiętnie. - Cii, spokojnie, kochanie. Nie chcę zrobić ci krzywdy.
Coraz trudniej było mu zapanować nad sobą, Wijące się pod nim drobne ciało było tak kuszące, że ostatkiem sił zachowywał kontrolę, nie chciał bowiem skrzywdzić swego kochanka. Dawno już nie miał kogoś tak młodego i niedoświadczonego.
Tymczasem Potter czuł się cudownie, nigdy jeszcze nie było mu tak przyjemnie. Marco był wspaniały. Gdy już w miarę doszedł do siebie, poczuł jak wsuwa się w niego kolejny palec i wszystkie zaczynają się poruszać. Nie minęło wiele czasu, a znów skomlał, błagając o więcej. Nagle palce zniknęły, wydobywając z niego jęk straty, lecz po chwili zastąpione zostały czymś gorącym i dużo, dużo większym. Oczy Gryfona rozszerzyły się, a z ust wydobył okrzyk bólu. Odruchowo próbował wycofać się, uciec, lecz został przytrzymany przez silne ramiona.
- Cii, malutki, nie bój się - wampir szeptał mu do ucha. - Jesteś taki ciasny, cholera - jęknął, lecz po chwili znów zaczął uspokajająco szeptać. - Cii, to zaraz minie.
Harry postarał się rozluźnić, zgodnie z sugestią i rzeczywiście, po jakimś czasie ból się zmniejszył. Poruszył się na próbę i dał znak mężczyźnie, że jest już gotowy. Ten, tylko na to czekając, zaczął poruszać się w nim, początkowo wolno, z czasem coraz szybciej, uderzając raz po raz w prostatę. Młody Black poczuł już po raz kolejny dziś niewyobrażalną przyjemność, miał wrażenie, że zaraz straci wszystkie zmysły. Błagał, łkał, prosił o więcej, aż w końcu wampir ponownie wbił kły w jego szyję i chłopiec doszedł gwałtownie, krzycząc głośno. Marco jęknął czując zaciskające się na nim mięśnie i pchnąwszy po raz ostatni, podążył w ślady kochanka, rozlewając się w cudownie ciasnym wnętrzu. Opadł wyczerpany na Pottera, kryjąc twarz w jego szyi. Po pewnym czasie zsunął się z chłopca i tuląc go mocno, szeptał do ucha jak jest wspaniały.
Witam,
OdpowiedzUsuńwspaniały, dyrektor z fałszował testament Syriusza, ale nie z Marco te numery, to on został prawnym opiekunem Harrego i jak widać Harry pokazał charakterek, o Marco jest wampirem
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Hej,
OdpowiedzUsuńrozdział wspaniały, Dumbledore sfałszował testament Syriusza, ale nie z Marco te numery :) to on został prawnym opiekunem Harrego i jak widać Harry pokazał charakterek, o Marco jest wampirem... co mi się bardzo podoba...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Aga
Hej,
OdpowiedzUsuńa ja myślałam, że Marco to Tom Riddle...
Zuzik612
Ziomek, ty tu? Popacz, jaki ten internet mały 😂😂😂
UsuńO cześć
UsuńBlogera tez okupujesz?
Szacun👍👍👍