poniedziałek, 5 listopada 2012

Rozdział XVII


Potter siedział na parapecie, obserwując mroczny las. Ostatnio bardzo wiele czasu spędzał w Czarnym Dworze, nawet wtedy, gdy nie miał lekcji z Riddle'em. Ze zdumieniem odkrył, że czuje się jakby w końcu znalazł właściwe miejsce. Miejsce, które mógł nazwać domem. Prawdziwym, należącym naprawdę do niego. Długo sądził, że tak może czuć się tylko w Hogwarcie, jednak teraz już wiedział, że to nie było to. Szkoła stanowiła zaledwie namiastkę, taki... dom zastępczy. Nawet na Grimmauld Place nie czuł się tak dobrze jak w posiadłości Czarnego Pana. Westchnął głęboko, wciągając do płuc chłodne nocne powietrze. Nie miał pojęcia, co zrobić z Remusem. Już niedługo, gdy wszystko w końcu się wyda, staną po przeciwnych stronach barykady. Nie chciał, by tak się stało, nie mógł do tego dopuścić. Zaufanie wilkołaka do Dumbledore'a już zostało poważnie nadszarpnięte, Marco i on również mieli spory wpływ na zmianę w zachowaniu Lupina. Ale to nie wystarczy, to wciąż jeszcze za mało. Przede wszystkim musi wybadać zwyczaje mężczyzny, dowiedzieć się co robi w wolnym czasie, z kim się spotyka. Musi wiedzieć dosłownie wszystko, by zacząć działać. Jeśli nie uda mu się przekonać go do przejścia na mroczną stronę, to może przynajmniej do pozostania neutralnym. Nie podobało mu się to, nawet bardzo. Nie chciał szpiegować przyjaciela, ale zdawał sobie sprawę z tego, że nie ma wyboru. Wiedział już nawet kogo wykorzysta do osiągnięcia celu. Nacisnął Mroczny Znak, przywołując Glizdogona. Skrzywił się na samą myśl o szczurze. Jego również, podobnie jak Bellę, chciał zabić, lecz doszedł do wniosku, że może z tym poczekać. Był bardzo przydatny, gdyż w postaci animagicznej często szpiegował członków Zakonu. Najzabawniejsze było to, że praktycznie każdy ze śmierciożerców traktował go jak nic nie wartego śmiecia i wysługiwał nim niczym skrzatem domowym. Najbardziej jednak zaskakujące było to, że w zasadzie był on nawet inteligentny. Harry nie mógł więc zrozumieć, dlaczego Pettigrew daje tak bardzo sobą pomiatać. Cóż, być może wpływ na to miało dwanaście lat przebywania w szczurzej skórze, któż to wie. Parsknął na samą myśl o tym, że Peter, gdy tylko odkrył potęgę Pottera bał się go panicznie, lecz jednocześnie wielbił niemal tak bardzo jak Voldemorta. Po chwili klepnął się w czoło: przecież Pettigrew nie dostanie się do ich prywatnego skrzydła! Zsunął się z parapetu i wyszedł z pokoju. Na skraju korytarza dostrzegł kulącą się postać. Podszedł tam powoli i z wymalowanym na twarzy obrzydzeniem, spojrzał z góry na mężczyznę.

- Wz..wzywa-ałeś, Panie?
- Nie jąkaj się, szczurze!
- Ta-ak, Panie.
- Przejdźmy do gabinetu - warknął i oddalił się, nie patrząc nawet, czy Peter podąża za nim.

Wiedział, że tak jest, nie mógł mu się sprzeciwić. Nikt nie mógł. O dziwo, szybko przyzwyczaił się do roli prawej ręki Toma. Choć na początku czuł się dość niepewnie, prędko oswoił się z zajmowaną przez siebie pozycją, jednakże nadal dziwnie mu było z tym, że Glizdogon zwraca się do niego per Panie. W zupełności wystarczyłoby Mortis, ale cóż... skoro tak woli, to jego sprawa. Opadł na wygodny fotel za biurkiem i przemówił.

- Mam dla ciebie zadanie.
- To czysta przyjemność, mój Panie.
- Milcz! Nie pozwoliłem ci mówić. Będziesz szpiegował swojego dawnego przyjaciela, szczurze.
- Panie?
- Crucio! - spojrzał z satysfakcją na wijącego się Glizdogona. - Kazałem ci milczeć. Tak, dobrze usłyszałeś. Będziesz szpiegował Remusa Lupina. Chcę wiedzieć o nim wszystko. Dosłownie wszystko. Zaczniesz natychmiast. Wynoś się - obserwował jak Pettigrew, kłaniając się nisko, opuszcza pomieszczenie.

I wtedy Harry'ego uderzyła bardzo niepokojąca myśl. Zachowuje się tak samo jak Voldemort! Ukrył twarz w dłoniach i jęknął. Jak mógł do tego dopuścić? Zdawał sobie sprawę z ich ogromnego podobieństwa, jednak nie miał zamiaru stać się takim samym bezdusznym potworem. Musi jakoś nad sobą zapanować, zachować tę cząstkę człowieczeństwa jaka w nim jeszcze została. Tylko jak, co ma zrobić? Zdawał sobie sprawę z tego, że nie panuje nad swoimi nowymi nawykami. Z ciężkim sercem stwierdził, że najlepszym wyjściem byłoby ograniczenie wizyt w Czarnym Dworze, tylko jakim cudem to osiągnie, kiedy w końcu odnalazł upragniony, tak długo poszukiwany dom? Nie, musi być inny sposób. Ale czy naprawdę koniecznie musi się powstrzymywać? Przecież nie zachowuje się tak przez cały czas, jedynie gdy wypełnia obowiązki. Poza tym, to był Glizdogon! Ten cholerny zdrajca. Tak, on zdecydowanie na to zasłużył. A dla bliskich mu osób, przyjaciół, wciąż jest przecież tym samym Harrym, prawda? Tak, na pewno tak właśnie jest, zupełnie niepotrzebnie się tym przejmuje. A przynajmniej taką miał nadzieję.

+++

Hermiona siedziała w bibliotece, próbując znaleźć informacje dotyczące najsilniejszych trucizn z wykorzystaniem Rauwolfii. Snape wymagał od nich dwie rolki pergaminu, a dziewczynie, mimo że przejrzała już chyba wszystkie książki, wciąż brakowało kilku linijek. Miała dzisiaj zdecydowanie zły dzień! Na dodatek rozpraszali ją Ślizgoni, siedzący dwa stoliki dalej, wśród których był również Harry. Westchnęła, zerkając na byłego przyjaciela. Kiedy on się tak zmienił? Była zszokowana, gdy po ponownym przydziale trafił do Slytherinu. Na dodatek teraz, jak gdyby nigdy nic, siedzi ze swoimi dawnymi wrogami, przyszłymi śmierciożercami i najwyraźniej doskonale się z nimi czuje. Mimo to musiała przyznać, że wyglądał lepiej niż kiedykolwiek. I nie, nie chodziło tylko o jego wygląd. Ale jednak... Ślizgoni? Malfoy?! Jak mogło do tego dojść? Oczywiście zdawała sobie sprawę z tego, że ona i Ron nie są bez winy. Odsunęli się od Pottera, stwierdzając, że jest nieodpowiedzialnym, zbyt porywczym wariatem, narażającym ich rok w rok na niebezpieczeństwo. Ale przecież nie protestowali, szli za nim z własnej, nieprzymuszonej woli. Rzucali się na głęboką wodę, igrali z ogniem, nie bacząc na ewentualne konsekwencje. I w końcu przegrali, zapłacili ogromną cenę. Byli ogłuszeni śmiercią Syriusza, świadomością, że sami mogli zginąć w ministerstwie. Nie pomyśleli nawet o tym, jak musi się czuć sam Harry. Oni poradzili sobie z tym razem, ale on? Zostawili go samemu sobie, samotnie musiał się z tym wszystkim uporać. A później nie mieli już szansy nawet porozmawiać. Pojawił się jego tajemniczy nowy opiekun, stracili kontakt. Na dodatek Ron oczywiście musiał naskoczyć na niego w tej księgarni na Pokątnej, a ona, głupia, nie odezwała się ani słowem. Praktycznie sami pchnęli wtedy Harry'ego w łapy Malfoya, który pojawił się nagle tuż za nimi. Gdy Hermiona zrozumiała jak okrutnie zachowali się wobec przyjaciela, skrycie wierzyła w to, że po powrocie do Hogwartu porozmawiają i uda się to wszystko jakoś naprawić. Niestety, było już za późno. Potter stał się Wężem, nie był już tym samym chłopakiem, którego znali. Wszystko przepadło. Podniosła się ciężko i mozolnym krokiem podążyła do działu z książkami o eliksirach, mając nadzieję na znalezienie jeszcze jakichś wiadomości do referatu. Wybrała kilka tytułów i już miała wracać, kiedy usłyszała cichą rozmowę.

- Jak myślisz, kto to będzie?
- Na pewno jacyś mugole, ewentualnie szlamy lub zdrajcy.
- Ja też stawiałbym na to pierwsze.
- Jak to wygląda? Nikt nie chce pisnąć słówka na ten temat.
- Nie mam pojęcia, u mnie było inaczej.
- Inaczej?
- Odprawiliśmy specjalny rytuał.
- No tak, przecież twój jest inny.
- Ciszej, nie powinniśmy rozmawiać o takich rzeczach tutaj. Ktoś może podsłuchać.
- Mortis ma rację, chodźmy.

Hermiona wypuściła dotąd wstrzymywane powietrze dopiero wtedy, gdy nie dało się już słyszeć kroków odchodzących uczniów. Odetchnęła z ulgą i szybko wróciła do swojego stolika. Czego dotyczyła ta rozmowa? Na pewno były to jakieś ciemne sprawki śmierciożerców, wyraźnie słyszała, że była mowa o "szlamach" i "zdrajcach krwi", a tylko oni wyrażali się w ten sposób. No i kim byli rozmówcy? Nie miała szans na to, by ich zobaczyć, a stali za daleko i mówili głosami zbyt cichymi, by rozpoznać ich w ten sposób. Ale zaraz, chwila... Czy nie zwrócili się do jednego z nich Mortis? Skądś znała ten pseudonim, coś jej mówił. Miała dziwne wrażenie, że gdzieś o nim czytała, może... Prorok! Tak, na pewno w Proroku, ale czego dotyczył artykuł? Myśl, Hermiono, myśl! I wtedy przyszło zrozumienie, a jedna z opasłych ksiąg wypadła dziewczynie z rąk. Mortis, tajemniczy morderca, okrutnie okaleczający swoje ofiary. Działający na zlecenie Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Nie, to niemożliwe... Ten potwór nie mógł być jeszcze uczniem, uczęszczać spokojnie do Hogwartu. Poza tym Dumbledore już dawno by to odkrył, prawda? Musiała się przesłyszeć lub to tylko dziwny zbieg okoliczności. Jedno było pewne, nie powinna nigdy usłyszeć tej rozmowy. Przedyskutuje to z Ronem i Ha... Nie. Potrząsnęła głową i ukryła twarz w dłoniach. Trudno było jej pozbyć się starych nawyków. Często łapała się na drobnych gestach, myśleniu tak, jakby nic się nie zmieniło. Dość tego. Musi dotrzeć do niej, że to już naprawdę koniec. Postara się wszystko sobie poukładać, zacznie od nowa. Od teraz, dlatego też, dla jej własnego bezpieczeństwa, lepiej nie zdradzać nikomu, że dzisiejsza sytuacja miała w ogóle miejsce. Przynajmniej tyle zdołała się nauczyć przez te wszystkie lata.

+++

- Nie, nie, nie. Łokieć wyżej.
- A stopa do tyłu?
- Tak, gotowy? Atakuj!

Potter ruszył do przodu, starając się uderzyć Evana, lecz ten doskonale się bronił. Niedawno poprosił mężczyznę, by nauczył go kilku podstawowych ciosów, gdyby kiedykolwiek zdarzyło mu się stracić różdżkę. Nie miał zamiaru pozostać w takiej sytuacji bezbronnym, niezdolnym do jakiegokolwiek ruchu. Rosier na szczęście doszedł już do siebie po serii tortur zafundowanych mu przez Voldemorta i mógł spokojnie wrócić do Czarnego Dworu. Co prawda Harry wciąż się o niego niepokoił, jednak wyglądało na to, że złość Toma na podwładnego już minęła. Po chwili znów leżał pokonany na posadzce, oddychając ciężko.

- Nieźle, ale przed nami jeszcze sporo pracy.
- Tyran.
- Sam chciałeś - śmierciożerca wyszczerzył się radośnie. - No dalej, ruchy!
- Sadysta - mruknął chłopak, zbierając się z podłogi, na co mężczyzna znów się roześmiał. - I czego się tak szczerzysz, despoto jeden, co?
- Jesteś zabawny, gdy się irytujesz.
- Ha, zobaczysz, że jeszcze cię rozłożę i zobaczymy, kto się będzie wtedy śmiał.
- Dobra, dobra, chodź pokażę ci jak to powinno wyglądać - Evan stanął za nim, obejmując go i ustawiając w odpowiedniej pozycji.

Na nieszczęście, ten właśnie moment wybrał sobie Czarny Pan na wkroczenie do sali. "Na Salazara!", Potter jęknął w myślach. "Ten to ma wyczucie!" Miał dziwne uczucie deja vu. Z przerażeniem obserwował jak szkarłatne oczy zwężają się i błyska w nich istna furia. Jęknął, tym razem już głośno i szepnął do Evana:

- Uciekaj, ja się tym zajmę - śmierciożerca, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, pospiesznie zniknął, wiedząc, że tylko w taki sposób może w tym momencie uratować życie.

- Co.To.Było. - wycedził wściekły Riddle.
- Nic, naprawdę - Harry zbliżył się ostrożnie do czarnoksiężnika. - Pokazywał mi tylko jak walczyć.
- Dotykał cię.
- Tylko po to, by pokazać mi jak się ustawić!
- Dotykał cię - warknął. - Najwyraźniej pan Rosier nie zrozumiał, że nikt nie ma prawa tego robić.
- Proszę, on niczemu nie jest winien!
- Nie wykonał polecenia, zapłaci za to.
- Tom, nie. To się już nie powtórzy, naprawdę.
- Oczywiście, że nie - brunet był na skraju wybuchu, Potter wyraźnie wyczuwał pulsującą magię. - Bądź pewny, że widziałeś go po raz ostatni  - zaśmiał się zimno, a chłopak zamarł przerażony.

Nie miał pojęcia, co zrobić, by ułagodzić wściekłego mężczyznę. Do głowy przyszło mu tylko jedno. Padł na kolana, obejmując nogi zaskoczonego Riddle'a i patrząc wprost w jego oczy wyszeptał:

- Jestem twój, tylko twój, rozumiesz? Należę tylko i wyłącznie do ciebie. - W krwistych tęczówkach błysnęło coś, czego nie potrafił zidentyfikować. - Nie mam zamiaru ci się opierać, przychodzę tutaj, do ciebie z własnej i nieprzymuszonej woli. Liczysz się tylko ty. Masz mnie całego.
- I mam uwierzyć, że nie mówisz tego tylko po to, by uratować życie swojego... "przyjaciela"?
- Mówię prawdę, Tom. Należę tylko do ciebie i nie pozwolę nikomu innemu się do mnie zbliżyć - Voldemort podniósł chłopaka i przyciągnął do siebie spoglądając głęboko w jadowicie zielone oczy, gładząc policzek chłodnymi opuszkami palców, przesuwając nimi po pełnych wargach. Po chwili szepnął tuż przy jego ustach.
- Mów dalej.
- Nie będę ci się już opierał. Możesz być pewny tego, że zrozumiałem, że tak naprawdę zawsze należałem, należę i będę należał tylko do ciebie. Dlatego proszę, nie krzywdź bliskich mi ludzi, którzy nie mają najmniejszych szans na to, by ci zagrozić. Jestem twój.
- A ci ludzie, to?
- Nie ma ich wielu, zaledwie kilka osób.
- Wymień.
- Draco, Blaise, Theo - Ślizgoni, z którymi się przyjaźnię. Prócz nich tylko Marco, Remus, Tonks, Weasleyowie, Evan i... - zawahał się, lecz już po chwili dodał pewnie. - Snape.
- Proszę, proszę... nasz Severus? Sądziłem, że się nienawidzicie.
- Tak było kiedyś, to już nieważne.
- To już wszyscy?
- Tak. Zgadzasz się?
- Zastanowię się.
- Tom, błagam... Przysięgam ci, że taka sytuacja się już nigdy nie powtórzy, tylko proszę, zgódź się.
- Weasleyowie to zdrajcy krwi.
- Byli dla mnie jak rodzina, tylko tam zaznałem trochę ciepła.
- A ich najmłodszy syn wbił ci nóż w plecy. Nie wspominając o jedynej córeczce, która wciąż wodzi za tobą wzrokiem.
- Ginny...? Przecież wiesz, że nie interesują mnie kobiety. Ron to idiota zapatrzony w Dumbledore'a. Bliźniaki, Charlie i Bill tacy nie są, widzą, że starzec nie jest święty.
- Nie staną po jego stronie?
- Pracuję nad tym.
- Dobrze, niech będzie. Ostrzegam jednak, że jeśli jawnie opowiedzą się po stronie naszego wroga, nie będę miał dla nich litości.
- Dziękuję.
- Jesteś mój, Harry.
- Tak, tylko twój.

3 komentarze:

  1. Hej,
    ach Harry już zachowuje się jak czarny pan, Tom to ma wyczucie czasu, przecież ten mu pokazywał jak powinien się ustawić, a właśnie ten moment musiał wybrać sobie aby przyjść
    Multum weny życzę…
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzeba Harremu przyznac, że sztukę manipulacji opanowal do perwekcji...już wcześniej tutaj dawała komentarz, ale chyba stracilam łącze :p

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej,
    fantastycznie, po prostu cudo, Harry już zachowuje się jak nowy Czarny pan ;) Tom to ma piękne wyczucie czasu... przecież mu pokazywał jak powinien się ustawić, no a właśnie ten moment musiał wybrać sobie aby przyjść... ech...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń