poniedziałek, 5 listopada 2012

Rozdział XXIV


- Harry.
- ...
- Harry.
- Hmm...?
- Potter!
- No co?! - Harry podniósł w końcu wzrok znad kawałka pergaminu, napotykając pełne dezaprobaty spojrzenie stalowych oczu.
- Czy mógłbyś nie zajmować się tym w trakcie śniadania?
- Dlaczego?
- Bogowie, dajcie mi siły - Draco wzniósł teatralnie ręce ku niebu. - Naprawdę sądzisz, że to odpowiednie miejsce i czas?
- A dlaczego nie?
- Spożywamy posiłek!
- Muszę to zrobić teraz - westchnął. - Później nie będę miał czasu, a wiadomość musi zostać dostarczona jeszcze dzisiaj.

Po tych słowach Harry znów przeniósł wzrok na pergamin, kontynuując wprowadzanie poprawek w poleceniach oraz wskazówkach, skierowanych do jednego z mniej znanych zwolenników, ignorując kolejne narzekania Malfoya. Draco po jakimś czasie poddał się, stwierdzając, że Potter stanowi beznadziejny przypadek, którego "nawrócenie" i tak jest już wystarczającym cudem i pogrążył się w rozmowie z Ryanem.
Pogrążony w myślach Potter nie zwrócił najmniejszej nawet uwagi na pojawienie się sów niosących poranną pocztę. Po chwili jednak dotarło do niego, że coś jest nie tak. Bardzo, bardzo nie tak. Oderwał wzrok od zapisków, rozglądając się po sali. Zaniepokoiła go nienaturalna cisza, przerywana jedynie niespokojnymi szeptami oraz kierowane w jego stronę ukradkowe spojrzenia. Kilka osób starym zwyczajem wgapiało się w niego bez skrępowania. Zmarszczył brwi. Co jest? Spojrzał na pobladłych przyjaciół, a Theo bez słowa podał mu Proroka Codziennego. Wystarczyło krótkie zerknięcie na pierwszą stronę, by z twarzy Harry'ego odpłynęły wszelkie kolory, a ciało zalała fala lodowatego gniewu. Pierwszym co ujrzał było ogromne zdjęcie jego i Marco, pogrążonych w ostrej kłótni, podczas jednej z wizyt na Pokątnej. Obaj wyglądali na wściekłych i kompletnie wytrąconych z równowagi. Pod spodem widniał podpis, zachęcający do zapoznania się z treścią artykułu.

CHŁOPIEC, KTÓRY PRZEŻYŁ NĘKANY PRZEZ SWEGO OPIEKUNA?

Doszły nas niepokojące wieści, jakoby tajemniczy mężczyzna, który przejął kuratelę nad Harrym Potterem, kontrolował go i manipulował nim, zmuszając do porzucenia przyjaciół i przejścia na stronę Sami-Wiecie-Kogo! Więcej na ten temat w artykułach na str. 3, 4 i 5.

Harry przerzucił gwałtownie strony, natykając się na kolejne zdjęcia wściekłego Marco i siebie samego, próbującego uspokoić mężczyznę lub wydzierającego się na wampira. Pamiętał ten dzień doskonale. Faktycznie bardzo się wtedy pokłócili i to o totalną bzdurę. Poszło o jakiegoś ekspedienta, który podobno obmacywał Pottera, a on zdawał się tego nie zauważać. Nieświadomość Mortisa w tym względzie doprowadzała zazdrosnego Marco do szewskiej pasji. Mężczyzna nie mógł zrozumieć, że Harry naprawdę nie zauważył powłóczystych spojrzeń i niby przypadkowych dotknięć chłopaka, będąc pewnym, że ten z pełną świadomością mu na to pozwala. Doszło między nimi do sprzeczki na temat absurdalnej zazdrości i zaborczości opiekuna. Niestety, całkowicie pochłonięci przekrzykiwaniem się, stracili czujność, nie zauważając, że zostali sfotografowani. Im bardziej Harry zagłębiał się w artykuł, tym większa ogarniała go złość. W pierwszym momencie myślał, że po prostu wydała się ich tajemnica, ale wyglądało na to, że prawdziwe okazały się tylko zdjęcia. Cały artykuł stanowił jedno wielkie kłamstwo i to szyte grubymi nićmi. Reporterka rozpisywała się nad znęcaniem się psychicznym i zastraszaniem Pottera, który pod przymusem odsunął się od bliskich i ze strachu przed gniewem "tego potwora" przeniósł do Slytherinu, gdzie dla Nagary pilnowany był i "przygotowywany" przez przyszłych śmierciożerców. Oczywiście były to same bzdury, jednak Harry aż zbyt dobrze wiedział, jak wielką popularnością i poważaniem cieszy się ten szmatławiec. Kilka bezsensownych zdań wydrukowanych przez ten cholerny brukowiec wystarczy, by wierni czytelnicy uwierzyli w każde słowo. Tylko dlaczego opublikowano to dopiero teraz? Chyba że... Podniósł dumnie głowę, ponownie rozglądając się po sali. Pewnym ruchem rzucił gazetę na stół i podpalił, a następnie wstał i mrużąc oczy spojrzał wprost w błyszczące zadowoleniem tęczówki dyrektora. Uśmiechnął się złowrogo, wywołując dreszcz u obserwujących go uczniów. Wiedział już co zrobi. Skoro Dumbledore pogrywa w ten sposób, to dlaczego on nie miałby zrobić dokładnie tego samego?

+++

Harry pchnął stanowczo szklane drzwi prowadzące do Trzech Mioteł i ściągając z głowy ośnieżony kaptur, a następnie pozbywając się dość przemoczonego płaszcza, rozejrzał się uważnie po przytulnym wnętrzu. Uśmiechnął się szeroko do machającej mu blondynki, podążając prędko w jej stronę.

- Harry Potter, jednak przyszedłeś.
- Witaj, Rito - odrzekł, nie przestając się uśmiechać. - Miło cię widzieć.
- Cóż... - Kobieta poprawiła trójkątne okulary. - Muszę przyznać, że zdziwił mnie twój list.
- Naprawdę?
- A i owszem. Zazwyczaj byłeś bardzo niechętny do udzielania jakichkolwiek wywiadów. Prócz, oczywiście, tego w piątej klasie.
- Och, Rito - Harry roześmiał się, widząc na jej twarzy wyraźną urazę. - Nie mów, że gniewasz się o tę sprawę z animagią?
- Twoja przyjaciółeczka pięknie mnie wtedy załatwiła - wykrzywiła usta z niesmakiem. - Przejdźmy już do rzeczy. Czego chcesz tym razem?
- Rito, Rito - Potter pokręcił głową. - Schowajmy dawne urazy na inną okazję, co? Napisałem prawdę, chcę udzielić ci wywiadu.
- Na jaki temat? - Skeeter pochyliła się w jego stronę. - Masz coś do dodania odnośnie ostatniego artykułu?
- Dokładnie. Nie mogę przecież nie zareagować na takie oszczerstwa! - Udał zmartwionego. - Nie wiem jak ktoś mógł wymyślić tak potworne kłamstwa.
- Chcesz powiedzieć, że to nieprawda? Zdjęcia...
- Są nieistotne - przerwał jej. - Chcę, powiedzmy, sprostowania.
- A co ja będę z tego miała?
- Mam propozycję, bardzo dla ciebie korzystną. Wywiad z Chłopcem, Który Przeżył, na wyłączność.
- Fotograf?
- Jak najbardziej.

Oczy kobiety zaświeciły się na samą myśl o wielkim artykule na pierwszą stronę, który ją czeka. Potter trafił w sedno, to było dokładnie to, czego potrzebowała. Nareszcie uda jej się odzyskać wysoką pozycję w redakcji, która spadła gwałtownie po umowie, a raczej szantażu ze strony tej całej Granger oraz licznych niepowodzeniach stanowiących tego implikację. A teraz sam Harry Potter prosi ją o wywiad! Jakże mogłaby odmówić? Znów będzie mogła rozpisywać się do woli i to z poparciem Złotego Chłopca.

- W takim razie słucham - uśmiechnęła się słodko. - Nie sposób ci odmówić, Harry.
- Nie tutaj. Proponuję przenieść się do naszego domu. Poznasz także Marco.
- Z przyjemnością.
- To adres. - Podsunął jej karteczkę. - Mogłabyś nas przenieść? Sama rozumiesz, teleportacja...
- Och, oczywiście. To przecież żaden problem.

Opuścili ciepły lokal i deportowali się, pojawiając się w jasnym i przestronnym holu Grimmauld Place dwanaście. Harry uśmiechnął się w duchu. On i Marco pracowali całą noc, zmieniając wystrój całej posiadłości specjalnie na tę okazję. Zniknęły mrok i ponure barwy, zastąpione przez żywe, ciepłe kolory. Po chwili z salonu wyłonił się wyjątkowo przyjaźnie wyglądający wampir.

- Harry! - Podszedł szybko do chłopaka, zamykając go w uścisku. - Dobrze cię widzieć, dzieciaku.
- Mi ciebie też, Marco. - Odsunął się od mężczyzny, przenosząc wzrok na reporterkę. -
 - Dzień dobry! - zaszczebiotała zauroczona Skeeter, lustrując wampira przychylnym wzrokiem.
- Witam, Marco Nagara. - Uśmiechnął się czarująco i pochylił się, całując szarmancko jej dłoń. - Nie myślałem, że przybędziecie tak wcześnie! Proszę, przejdźmy do salonu.

Poprowadził ich, proponując po drodze herbatę, kawę, a nawet, ku rozbawieniu Pottera, ciepły obiad lub ciasteczka. Nie ma co, idealnie wywiązywał się ze swojej roli. Gdy już rozsiedli się wygodnie, Rita rozejrzała się z uznaniem po przytulnym wnętrzu, wyjmując z torebki zeszyt i samonotujące pióro.

- Możemy zaczynać?
- Po to tu jesteśmy - wyszczerzyli się radośnie. - Pytaj o co chcesz.
- Może zacznijmy od tego jak się poznaliście.
- Poznałem tego smyka na odczytaniu testamentu przyjaciela - zabrał głos Nagara, czochrając Harry'ego po włosach. - Jak się okazało ustanowił mnie on prawnym opiekunem chłopca. To było wielkie zaskoczenie!
- Od razu polubiłem Marco - dołączył się Potter. - Ujął mnie uśmiechem, szczerością i tym, że poświęcał mi całą swoją uwagę. Zawsze znalazł dla mnie czas i otwarcie pokazywał, że jestem dla niego ważny - posmutniał na chwilę. - Pierwszy raz w życiu poczułem, że komuś na mnie zależy.
- Jak to? Przecież wcześniej mieszkałeś u kochającej rodziny?
- Kochającej? Chciałbym... - wyszeptał, na co mężczyzna objął go ramieniem z zatroskaną miną. - Niestety moi poprzedni opiekunowie nienawidzili magii i wszystkiego co z nią związane, a więc także i mnie.
- A jednak zdecydowali się ciebie wychować.
- Trudno to nazwać wychowywaniem. Do jedenastego roku życia nie miałem pojęcia, że jestem czarodziejem. Byłem uważany za dziwaka, wyrzutka i nie miałem nikogo bliskiego.
- Ale teraz masz mnie - powiedział Marco ciepłym głosem, patrząc na niego z czułością. - Już nikt cię nie skrzywdzi.
- Cóż, to wielkie zaskoczenie - Rita sprawiała wrażenie coraz bardziej podekscytowanej.
- Zaskoczenie? Myślałem, że to nie było tajemnicą.
- Dyrektor szkoły, Albus Dumbledore, utrzymywał, że często cię dogląda i masz się wyjątkowo dobrze.
- Naprawdę? - wytrzeszczył oczy. - To dziwne, po raz pierwszy spotkałem dyrektora dopiero w Hogwarcie.
- Interesujące... Naprawdę nie miałeś absolutnie żadnego kontaktu z magicznym światem?
- Taak - westchnął, zerkając na samonotujące pióro. Szalało, zapełniając kolejne karty notesu. Harry był ciekaw ile Skeeter doda w tym wywiadzie od siebie. I nie, absolutnie nie miał nic przeciwko. - Niestety, o wszystkim dowiedziałem się tuż przed pójściem do Hogwartu. To był dla mnie szok. Na szczęście nie muszę już tam wracać. Mam Marco.
- Sprawiacie wrażenie naprawdę szczęśliwych. Jak w takim razie wytłumaczycie zdjęcia, które dotarły do naszej redakcji?
- Och, to głupia pomyłka - zaśmiał się Nagara. - Rzeczywiście posprzeczaliśmy się wtedy, lecz o błahostkę! Kłótnia wcale nie była tak poważna jak wskazywały na to fotografie.
- Doprawdy? - reporterka uniosła brwi. - Odniosłam inne wrażenie.
- Taak - mruknął Harry, rumieniąc się widowiskowo. - To moja wina. Uparłem się na kupno najnowszego modelu miotły, a Marco próbował odwieść mnie od decyzji o wydaniu połowy majątku, skoro mam świetnie sprawującą się Błyskawicę.
- Czy wie pani jak trudno przekonać do swych racji upartego jak osioł nastolatka? - mężczyzna mrugnął łobuzersko. - Sam Merlin by nie podołał!
- Tak, domyślam się. - Kobieta pokiwała ze zrozumieniem głową. - Szczególnie uwielbiającego quidditch, prawda Harry?
- O tak, świetna gra - zapewnił z zapałem. - Szkoda, że w tym roku odwołane zostały szkolne rozgrywki!
- A jak doszło do tego, że znalazłeś się w Slytherinie? Nie boisz się mieszkać wśród potencjalnych zwolenników Sam-Wiesz-Kogo?
- Ponowną ceremonię przeszedłem za zgodą samego dyrektora, gdyż pojawiły sie pewne problemy dotyczące poprzedniego przydziału. Co do drugiego pytania, to wciąż nie rozumiem dlaczego mieszkańców mojego domu uważa się za śmierciożerców. Tylko dlatego, że sam Voldemort tam był? Poprzednie lata ukazały przecież w pełni fakt, iż jego zwolenników można było znaleźć również w pozostałych domach. Poza tym sądzę, że przez takie traktowanie ludzie sami pchają Ślizgonów w ręce Lorda.
- Ciekawe spostrzeżenie. Czytelnicy z pewnością wezmą to pod uwagę. Jednak doszły nas pogłoski, że możesz znajdować się pod działaniem Imperiusa. Co ty na to?
- Co za bzdura! - roześmiał się, tym razem naprawdę szczerze. - Każdy w Hogwarcie może potwierdzić, że jestem odporny na to zaklęcie.
- Jak to?
- W czwartej klasie kilkakrotnie rzucał je na mnie Barty Crouch Jr, podszywający się pod Alastora Moody'ego.
- Słucham?! - Oczy Rity zabłysły. - Sugerujesz, że w czasie lekcji, nauczyciel zatrudniony przez Albusa Dumbledore'a, odważył się potraktować uczniów którymkolwiek z zakazanych zaklęć?
- No tak. Najpierw pokazał nam ich działanie na pająkach. Następnie profesor rzucał Imperiusa na mnie.
- Ich działanie? Więc nie rzucał tylko Imperio?
- Zaprezentował nam działanie wszystkich.
- Niewiarygodne. Niewybaczalne w Hogwarcie!

Samopiszące pióro podrygiwało, zapisując kolejne informacje w szalonym tempie. Harry uśmiechnął się w duchu, wiedząc, że Skeeter już postara się o to, by wybuchło zamieszanie. Tymczasem kobieta postanowiła wrócić do tematu samopoczucia Harry'ego.

- Czyli naprawdę jesteś teraz szczęśliwy?
- O tak, nareszcie znalazłem spokój i właściwe miejsce. Takie, które mogę nazwać swoim domem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że to słyszę - Marco uśmiechnął się radośnie. - Bałem się, że mimo starań nie będę w stanie zapewnić ci prawdziwego domu.
- Poważnie? Zupełnie niepotrzebnie, jesteś wspaniały! Nie wyobrażam sobie lepszego opiekuna! Och - zerknął na chichoczącą Ritę, zawstydzony swoim wybuchem. - Przepraszam, poniosło mnie.
- Nie szkodzi, Harry, nie szkodzi. Czy moglibyśmy pstryknąć jeszcze kilka zdjęć?
- No pewnie.

+++ 

- Co ty taki zadowolony? -  Theo zaintrygowany zerknął na przyjaciela, który wyglądał jak kot, któremu udało się upolować upragnioną mysz. - Stało się coś?
- Zobaczysz.
- Potter... - Draco nie wytrzymał. - Powiedz czego się tak szczerzysz!
- Cierpliwości, dowiecie się już za chwilę.
- Ale Harry!
- Nie powiem.
- Niech ci będzie - westchnęli jednocześnie, wywołując parsknięcie przyjaciela.

Siedzieli właśnie na śniadaniu w Wielkiej Sali, oczekując na pierwsze w tym roku zajęcia. Kilka minut później pojawiły się sowy z poranną pocztą. Blaise chwycił zamówione wydanie Proroka i zamarł, a po chwili wybuchnął gromkim śmiechem.

- Cholera, Harry!
- Co, pokaż!

Malfoy wyrwał mu gazetę i wytrzeszczył oczy, podobnie jak zerkający mu przez ramię Theo. Po chwili i oni zwijali się ze śmiechu, nie przejmując się tym, że opadły ich wyniosłe maski przeznaczone dla pozostałych uczniów. Pierwszą stronę bowiem zdobiło zdjęcie szczęśliwego, wyjątkowo radosnego Pottera, patrzącego z uśmiechem i niemalże uwielbieniem na równie radosnego, obejmującego go ramieniem Marco.

CHŁOPIEC, KTÓRY PRZEŻYŁ DEMENTUJE PLOTKI!

Harry Potter i jego opiekun, Marco Nagara, udzielają wywiadu specjalnie dla Proroka Codziennego!
Więcej na str. 2-11

Poniżej był także mniejszy napis.

Szokujące wieści z Hogwartu!

Niewybaczalne na lekcji obrony! Albus Dumbledore odmawia komentarza.
artykuł, str. 12

Praktycznie połowę numeru zajmował długi wywiad, pod którym Rita Skeeter zachwycała się w obszernym artykule nad Harrym, Marco i łączącą ich niezwykłą więzią. Wszystko okraszone było dużą liczbą fotografii, które przedstawiały wesołych, cieszących się swą obecnością bohaterów. Patrząc na niektóre z nich, kąciki ust mimowolnie unosiły się w uśmiechu, inne natomiast wywoływały rozczulenie. Nie zabrakło oczywiście krytyki Dumbledore'a, przeprosin za poprzedni "absurdalny i oszczerczy" tekst i rozpaczania nad wcześniejszym, nieszczęśliwym losem chłopca. Na kolejnych stronach za to rozpisywano się nad wiarygodnością dyrektora i kwestią zabronionych zaklęć.

- Nie myślałem, że kiedykolwiek to powiem - wykrztusił Draco - ale jesteś genialny, Potter!
- Taaaak! - zawył Zabini. - Ślizgon nad Ślizgonami.
- Jesteś mistrzem - dodał Nott. - Teraz im pokazałeś przyjacielu!

Jak na zawołanie cała czwórka skierowała wzrok na dyrektora, który wyglądał jakby miał zaraz wybuchnąć. Najwyraźniej ostatkiem sił powstrzymywał się przed okazaniem wściekłości i całą siłą woli przywoływał na twarz dobrotliwy uśmieszek, przypominający w tej chwili bardziej bolesny grymas.

- Ajajaj... Pan profesor chyba nie czuje się dziś najlepiej - podsumował Potter, wywołując kolejny wybuch wesołości.

2 komentarze:

  1. Witam,
    o tak, o tak, Harry i jego zemsta na dyrektorze za ten artykuł, ciekawe co o tym myśli Snape i Morvan...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej,
    fantastycznie ta zemsta Harrego na dyrektorze za ten artykuł, pięknie... co o tym wszystkim myśli Snape i Morvan?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń